Konflikt ukraiński zmierza nieuchronnie do powolnego zamrożenia, w stylu północnokoreańskim. Jaka przyszłość czeka Rosję, Ukrainę i Europę Wschodnią. Pospekulujmy.
Wojna w Ukrainie zaczyna przypominać 14 rundę pojedynku pięściarskiego, ale w wadze piórkowej. Obaj zawodnicy wprawdzie są wyczerpani i słaniają się na nogach, ale nie są w stanie zadać nokautującego ciosu.
Ten konflikt od samego czasu toczył się na dwóch płaszczyznach. Pierwsza to zupełnie nierealistyczne, motywowane emocjami resentymenty rosyjskie dążące do odbudowania Imperium oraz równie emocjonalna reakcja nie tylko samej Ukrainy, ale krajów Europy Wschodniej, chcącej definitywnie odcięcia się od dawnej, post-sowieckiej strefy wpływów. Jednak druga to typowa rywalizacja dwóch mocarstw, a więc Chin i USA. Wojna rosyjsko-ukraińska jest więc niczym innym niż typową proxy war, ale w warunkach rywalizacji post-zimnowojennej.
Z punktu widzenia USA wszystkie cele tej wojny zostały zrealizowane. Pseudoimperialne ambicje Rosji zostały poskromione: gospodarka Putina jest na skraju upadku (o czym niżej), zaś potencjał militarny się wyczerpuje. Europa została podporządkowana militarnie (zakup sprzętu, stacjonowanie wojsk, infrastruktura wojskowa) i ekonomicznie (dostęp do rynku, zależność energeryczna) USA. Można więc się skupić na konflikcie w rejonie Pacyfiku z Chinami.
Chiny są również zachwycone. Osłabiona Rosja stała się w znacznej części zależna od Chin - głównie w sensie ekonomicznym. Putin jest na łasce i niełasce Xi, a rachunki za poparcie Moskwy będą bardzo słone. Zarówno w sensie ekonomicznym (niskie ceny energii, preferencje inwestycyjne), ale być może również i... terytorialnym. Realpolitik jest nieubłagana: nie do utrzymania są wielkie rosyjskie wschodnie rubieże w sytuacji, gdy po drugiej stronie granicy jest chińska presja demograficzna. Do tego jeszcze wieczny kłopotliwy sojusznik - Korea Północna - dzięki dostawie demobilu stanął na nogi i mniej trzeba go dofinansowywać. Same plusy!
Największym przegranym tego konfliktu jest rzecz jasna Rosja. Wbrew pozorom, utrata około miliona mężczyzn (licząc zabitych, ale i okaleczonych) jest dla tego kraju, borykającego się z olbrzymim kryzysem demograficznym bardzo bolesna. Ponadto odejście od gospodarki rynkowej na rzecz wojennej gospodarki planowanej powodują, że zakończenie działań wojennych oznacza nieuchronny kryzys ekonomiczny, a także społeczny i być może polityczny. Ludność głubinki, przyzwyczajona jak alkoholik do świadczeń społecznych, w tym odszkodowań za śmierć lub pensję z żołdu, doświadczy dramatycznego spadku dochodów. Szalejąca inflacja wykańcza już rosyjską klasę średnią, ale coraz bardziej doskwiera i emerytom. Do tego wykluczenie ze światowej gospodarki w dobie dramatycznie szybkiego postępu technologicznego, w tym postępu AI może być już nie do nadrobienia. Kapitał zagraniczny może i częściowo wróci do Rosji, ale na pewno nie na taką skalę jak przed 2022 (kwestia zaufania i odszkodowań dla zachodnich firm!) i nie będzie się palił do transferu nowoczesnych technologii. Problemem jest nawet rosyjski przemysł wydobywczy - kopalnie węgla odnotowują rekordowe straty, Gazprom również. Zaś firmy naftowe mają problemy z utrzymaniem wydobycia, bo to wymaga nowych odwiertów, a te dostępu do zachodniej technologii odwiertowej i transportowej. W efekcie już teraz - w grudniu 2024 - wydobycie ropy w Rosji było najniższe w ciągu ostatnich kilkunastu lat. A to dopiero początek.
Niestety, również i Ukraina jest wielkim przegranym tego konfliktu. Rosjanie mogą mieć satysfakcję z gatunku psa ogrodnika. Co prawda nie udało im się i nie uda podporządkować Ukrainy, jednak kraj został koszmarnie wyniszczony - nie tyle infrastrukturalnie, co przede wszystkim demograficznie. Z jednej strony nieznane, ale z pewnością olbrzymie straty na froncie oraz w postaci ludności cywilnej (sam Mariupol to ponoć kilkadziesiąt tysięcy zabitych cywili!). Z drugiej to przede wszystkim exodus ukraińskiej ludności do krajów UE i dalej na Zachód. Nie wchodząc w szczegóły, większość badań wskazuje na zniechęcenie ukraińskiej diaspory nie tylko co do samego konfliktu, ale do rządów Zełeńskiego i samego państwa ukraińskiego. Korupcja nadal pozostaje gigantycznym problemem i nie widać wielkich szans na jej ukrócenie. W efekcie mało prawdopodobne, by spośród obecnie ca. 7 mln ukraińskich uchodźców i kolejnych 3-4 milionów ukraińskich emigrantów więcej niż 20-30% zechce wrócić do kraju po zakończeniu konfliktu.
No właśnie: "zakończeniu konfliktu". Otóż bardzo mało prawdopodobne, by konflikt definitywnie się zakończył. Wielce prawdopodobne jest zamrożenie tego konfliktu na wzór koreański - a więc zawieszenie broni i stacjonowanie sił rozjemczych. Jednak przyszłość Ukrainy nie wygląda równie różowo, jak w przypadku Republiki Korei. Amerykanie nie chcą tu stacjonować z bronią atomową. A brak bezpieczeństwa nie zachęci do masowych inwestycji na budowę i rozwój kraju z Zachodu. W rezultacie ukraińska młodzież, zniechęcona brakiem perspektyw i bojąca się służby w armii dalej będzie wyjeżdżać z kraju.
A co to oznacza dla Polski i innych krajów naszego regionu? Moim zdaniem słodko-gorzki scenariusz. Z jednej strony prezent w postaci być może kolejnych setek tysięcy młodych Ukraińców, którzy osiądą tu na stałe i wypełnią luki na rynku pracy. To najlepszy rodzaj imigranta - bliski nam kulturowo, świetnie się integrujący w nowym środowisku co wobec naszej dramatycznej sytuacji demograficznej jest bardzo cenne. Już teraz Ukraińcy ratują nam system ubezpieczeń społecznych i niektóre sektory gospodarki (np. budownictwo). Z drugiej strony ciężko oczekiwać za naszą granicą wschodnią oazy stabilności ekonomicznej - Ukraina nadal będzie po wojnie targana wewnętrznymi konfliktami, bardzo możliwy jest wzrost przestępczości (gangi rekrutujące weteranów wojennych). Zagrożenie ze strony Rosji nie zniknie, choć będzie mniej dotkliwe - zamiast bezpośredniej inwazji na Polskę (moim zdaniem scenariusz sci-fi) możliwe będą ograniczone konflikty regionalne, czyli kolejne ruchawki secesyjne wspierane przez Rosję - zarówno w Ukrainie, jak i krajach bałtyckich.
Tyle w telegraficznym skrócie, chętnie dowiem się co sądzą o tym Czytelnicy.
Założyłem bloga, bo denerwuje mnie poziom dyskusji na tematy ekonomiczne, która toczy się w polskim internecie. Szczególnie teraz, gdy wchodzimy w okres spowolnienia, a może nawet (odpukać!) recesji. Idea bloga jest prosta - przedstawienie diagnoz/opisu polskiej gospodarki w sposób przystępny, właśnie "na chłopski rozum". Na ile to się uda, zależy nie tylko ode mnie, ale i od użytkowników:)
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka