Pytają mnie ludzie w rozmowach, w listach... Co w demokratycznej praktyce denerwuje mnie najbardziej? Dziwią się, kiedy mówię, że pobłażliwość. Czemu akurat to? Głównie dlatego, że pobłażanie politycznym oszustom stało sie powszechne.
Politycy wciąż – a najczęściej przed wyborami - składają nam najróżniejsze obietnice (to coś na kształt umowy między politykiem i wyborcami) i... chyba nikt nie oczekuje od nich realizacji tych przyrzeczeń! Podobno słusznie, bo jak tłumaczył przed laty jeden z byłych ministrów PO: "kampania wyborcza rządzi się swoimi prawami". Czy rzeczywiście polityk powinien stać ponad prawem? Czy każdy oszust, który wykaże, że jest politykiem powinien cieszyć się bezkarnością? Mam na ten temat inne zdanie. Dlatego proponuję prostą, pięciopunktową metodę egzekwowania umów (obietnic) zawieranych z nami przez polityków. Schemat tych działań mógłby wyglądać np. tak:
1) Państwowa Komisja Wyborcza uprzejmie pyta reprezentantów każdego z komitetów wyborczych, czy te chciałyby złożyć wyborcom jakąkolwiek wiążącą obietnicę (politycy nie powinny mieć ograniczeń co do liczby wiążących obietnic, natomiast niezrealizowanie którejkolwiek z nich skutkowałoby rezygnacją z pełnienia funkcji objętych w wyniku przedwyborczego oszustwa).
2) PKW ogłasza wyborcom zestaw wiążących obietnic każdego z komitetów wyborczych.
3) Po wyborach, w odpowiednim czasie (po niezrealizowaniu pierwszej obietnicy) PKW występuje do zwycięskiego komitetu wyborczego z wnioskiem o dobrowolną rezygnację ze zdobytych urzędów i mandatów.
4) Prokuratura wnioskuje o ściganie oszustów.
5) Sąd decyduje o utracie praw publicznych i uwięzieniu politycznych kłamców i bandytów.
Czyż nie jest to rozwiązanie proste, a zarazem sprawiedliwe? Dzięki niemu przywrócimy w społeczeństwie wiarę w równość polityków i zwykłych obywateli wobec prawa! Ktoś jest przeciw? Ktoś się wstrzymał? Nie widzę, nie słyszę...
(Chłodny Żółw, Kurier WNET, lipiec 2015)
Inne tematy w dziale Polityka