Telewizyjnym intelektualistom zrzedły miny. Dopadł ich "efekt Kopacz". Wszechobecny smuteczek. Nawet na obliczu Kamila Durczoka...
Po pierwszych informacjach o kobiecie na stanowisku premiera było całkiem optymistycznie. Jednak peany na temat nowej pani premier-premiery-premierki, po jej słynnym histerycznym wystąpieniu, w którym zaprezentowała skład nowego rządu, prawie ucichły . Prawie, bo jeszcze jeden z prorządowych socjologów zdążył radośnie zażartować (a może próbował zaklinać rzeczywistość):
"Rząd Ewy Kopacz - wzmocnienie, a nie osłabienie PO i PSL, sporo aktywnych, merytorycznych kobiet. Kilka świetnych ruchów kadrowych".
Tematu "świetnych" ruchów kadrowych żaden mainstreamowy dziennikarz nie podjął. Entuzjazm wobec "załamanej Ewy Kopacz" ochłódł.
Mainstreamowcy są chyba osobą pani premier zakłopotani. A politycy PO profilaktycznie odcięli swoją szefową od kamer i mikrofonów. Na jej kolejne konferencje prasowe trzeba będzie poczekać.
Cudaczne wystąpienie pani premier pewnie nie doczeka się komisji śledczej, która wyjaśniłaby, co przymusiło Autorkę do uraczenia ludu tak egzaltowanym bełkotem. Dziennikarze znaleźli już sobie inne, ważniejsze tematy. No i lud nie wie co myśleć...
No bo co tu myśleć?
Czy opowiadając o pracowitych ministrach, którzy nie śpią po nocach, pani premier-premiera kłamie (opowiastka była kontrolowana przez umysł?), czy tylko emocjonalnie bredzi?
A może... sprytnie sygnalizuje już, że chciałaby partyjnym kolegom wypłacać jakieś dodatkowe odszkodowania (premie, odprawy) np. za za łamanie prawa pracy i tysiące nadgodzin?
Inne tematy w dziale Polityka