Przy okazji komentarza na temat podrzucania kompromitujących materiałów do celi Mariusza T. ("słusznie"!), profesor Marian Filar - prawdopodobnie w sposób niezamierzony - zwrócił uwagę na kwestię oceny bezprawnych działań urzędników państwowych. W dyskusjach pojawiły się ważne pytania. Na przykład...
Czy jeśli dobro demokracji wymaga by zmusić złodziejaszka do przyznania się do zabójstwa (np. Papały czy kogokolwiek innego), to funkcjonariusz ma prawo zawodnika przymusić?
Czy jeśli dobro demokracji wymaga by ukraść samochód (np. z dokumentacją w sprawie Olewnika, czy jakiejkolwiek innej) , tofunkcjonariusz ma prawo ukraść?
Czy jeśli dobro demokracji wymaga by zabić jakichś świadków (np. w sprawie FOZZ, czy jakiejkolwiek innej) to funkcjonariusz ma prawo zabić?
Pewnie wkrótce znalibyśmy odpowiedzi każdego z politycznych ważniaków na wszystkie pytania wywołane zamieszaniem z Mariuszem T., gdyby nie poseł PO, Jerzy Borowczak.
"Niepotrzebnie ktoś nagłaśniał sprawę w mediach. Nadszarpnięto zaufanie do państwa i organów ścigania. (...) Razi mnie raban
w sprawie T." - stwierdził w wywiadzie zniesmaczony polityk.
Zupełnie jakby chciał przywołać do porządku zbyt dociekliwych dziennikarzy. Tłumacząc na ludzki język wypowiedź Posła rozumiem w przybliżeniu tak: "Słuchajcie, czasem zupełnie niepotrzebnie opowiadamy ludziom o tym co robimy albo czego nie robimy a tyle jest fajnych tematów... Dziewczyny z Femenu pozdejmowały staniki, detektyw Rutkowski był u fryzjera, matka Madzi puściła bąka... a Wy chcecie dyskutować o tym co wolno, a czego nie wolno funkcjonariuszom naszego państwa???"
Panie pośle Borowczak, Pana słowa to cenna lekcja demokracji.
Inne tematy w dziale Polityka