Major Redkham przypomniał sobie o nim, już następnego dnia po powrocie z nieplanowanego urlopu wypoczynkowego nad Zatoką Hudsona.
- Poruczniku Turtle, obydwaj powinniśmy czuć się wyróżnieni. Kierownictwo zleciło nam przygotowanie raportu o działaniach dziennikarzy śledczych. Najlepiej z materiałami źródłowymi - Redkham ściszył głos i wskazał na telefon - I tu jest bulba problem, bo szybko dobre nagranka trzebaby skombinować. Jakoś się z gryzipiórkami poumawiać trzeba.
- To oni nie wiedzą, że są na podsłuchu? - nie dowierzał Turtle.
- Pewnie, że wiedzą. Wiedzą z którego telefonu nagrywamy, a na który dzwoni ktoś od nas. Mamy taki "Gentlemen's Agreement". To są święte krowy! Zupełnie jak w tych hinduskich filmach co w samolotach je puszczają - major Redkham zaczynal się już niecierpliwić i żeby zamknąć dyskusję dodał:
- Z dziennikarzami tak trzeba Turtle. Inaczej w ogóle bulba na miękko by była a nie współpraca!
- A nie można ich po prostu nagrać? - zapytał jeszcze porucznik.
-Jasna bulba! Turtle! Widzę, że ja to muszę zorganizować - fuknął Redkham - Dziennikarze mieliby na własną rękę? I to miałoby się nadawać do raportu? Przecież oni są jak dzieci! Niby "święte krowy", ale dzieci! Cielaki takie. Za rękę ich prowadzić trzeba... Tylko na kim "górze" może tak zależeć? - zastanawiał się szukając w pamięci co głośniejszych nazwisk.
- Ostatnio sporo się działo wokół młodego Yesienskiego. Może im chodzić właśnie o niego...
- A widzisz Turtle, czegoś was tam jednak nauczyli. Może rzeczywiście najlepszy byłby Yesienski. Twardy ma łeb! To on ostatnio pił z tym figurantem od "Big Zbiga"? Jak to mu było?
- Kramareck - podpowiedział trzeźwo Turtle.
- O właśnie, Kramareck! No to weźmiemy byka za rogi. Trzeba zadzwonić do Yesienskiego! - zarządził major.
Ciąg dalszy nastąpi...