Zmienili taktykę. Zamiast straszyć jak kiedyś (2011! 2012! 2014!), ważniaki zaczęły bełkotać, że przez kilka, kilkanaście, kilkadziesiąt lat... euro nam nie grozi.
„Mam już 62 lata. Nie wyobrażam sobie, żebym był ministrem finansów, wicepremierem czy nawet był jeszcze w polityce w momencie, kiedy Polska wejdzie do strefy euro” .
Minister Vincent-Rostowski w Kontrwywiadzie RMF FM.
Bajki tego typu mają chyba tylko jeden cel: uśpienie czujności Ludu.
Podobnie (chociaż w bardziej bełkotliwym stylu) uspokaja nas prezydent Bronisław Komorowski. W czasie Rady Gabinetowej tłumaczył, że na razie nie chce określania terminów przystąpienia Polski do strefy euro.
Chciałby jedynie "zaproponować wyznaczenie kalendarza działań na rzecz daty uzyskania przez Polskę zdolności do wypełnienia kryteriów jako warunku sensowności w ogóle rozważania kwestii członkostwa naszego w strefie euro".
Ufff... :)
Czyli upraszczając (tłumaczenie z języka panaprezydentowego na polski): "O sensowności przystąpienia do strefy nie dyskutujmy, bo daleko nam, oj, jak daleko... do wymarzonej strefy, a warunki stawiane przez Brukselę ostre są jak japońska brzytwa, więc na razie nic z tego nie będzie, ale starajmy się te warunki wypełniać, żebyśmy kiedyś, kiedyś w przyszłości dalekiej, oj jak dalekiej... mogli się nad sensownością przystąpienia do strefy zastanawiać".
Teoretycznie, nie tylko ostre warunki dołączenia do strefy euro(UWAGA na marginesie: nie spełnimy ich nigdy!) powinny nas chronić przed eurozoną. Teoretycznie, od utraty złotego jesteśmy daleko, no bo...
Po pierwsze primo: strefa euro jest w kryzysie. Wejście do niej aby (tak jak Słowacja) wspierać bogatsze kraje jest bezsensowne - lub, jak wolą ekonomiści, nieopłacalne.
Po primo drugie: większość Polaków jest przeciwna rezygnacji z własnej waluty. A mamy przecież demokrację, której nasi politycy zapewne zgwałcić się nie odważą.
Po primo trzecie: polska waluta, jako obowiązujący środek płatniczy, zapisana jest w Konstytucji. A Konstytucji partie rządowe bez poparcia opozycji nie są w stanie zmienić.
-----
Tyle teorii. A jak wygląda rzeczywistość? Bruksela ma niemal nieograniczone możliwości perswazji :) wobec polskich eurosceptyków. Można się spodziewać, że gdy już dojdzie do głosowania - zupełnie niespodziewanie - głosów do zmiany naszej Konstytucji nie zabraknie.
A co z mitycznymi "warunkami" stawianymi Polsce przez przywódców krajów strefy euro? Rzecz ma się podobnie jak z rozmiarem glanów, które stary punk zabierał młodemu.
"Młody, twoje glany są jak dla mnie za małe! Właściwie to nie spełniasz warunków, żebym ci je zabrał, ale lubię cię i dlatego grymasił nie będę... Wezmę je mimo wszystko!".
Ten polsko-eurozoński dialog trwa od dłuższego czasu. Polska warunków nie spełnia. I nie spełni nigdy. Ale z glanów właśnie wyskakuje.
Inne tematy w dziale Polityka