Ponieważ niewiele się o tym mówi, krótka relacja z Gruzji na gorąco.
Fakty - dwa.
Zacznijmy od najważniejszego. Chodzą w sieci rozsiewane przez wiadomo kogo plotki, że Gruzini nie protestują przeciwko obecnej władzy. Jest to wierutna bzdura. Do 25.11 protesty odbywały się prawie codziennie: miały miejsce spontaniczne manifestacje aktywistów miejskich, blokady dróg, marsze opozycji, środowisk artystycznych, studentów i kadry akademickiej, protesty feministyczne, a nawet samochodowe, wreszcie wszystko kulminowało w wielodziesięciotysięcznej manifestacji 24.11-25.11, która odbyła się pod parlamentem. Na 30.11 zaplanowany jest kolejny protest. Ruska propaganda, jakoby nic tu się nie działo, to kłamstwo. Gruzja walczy.
Natomiast, aby zachować pełen obiektywizm, trzeba przyznać, że nie walczy tak zaciekle, jak podczas manifestacji wiosennych 2024, gdy na ulice wyszło w jednym marszu 250-300 tysięcy ludzi. Powodów tego stanu rzeczy jest kilka, ale wymienię tylko trzy najważniejsze:
1. Po pierwsze, zatem, przyczyną pewnego spadku nastrojów jest właśnie fiasko głośnych demonstracji przeciwko wzorowanej na rosyjskiej legislacji przeciwko NGO. Rozmawiałem z wieloma ludźmi, z których większość mówiła to samo: "Po co mam demonstrować, chodzić tam i z powrotem po ulicy, skoro to i tak nic nie da? Było nas mnóstwo na wiosnę -- i co?" Gruzińskie Marzenie nie opiera się na poparciu ludowym, tylko na oligarchicznym układzie polityczno-biznesowym, a nawet polityczno-biznesowo-mafijnym, a dysponując zaawansowanymi technikami fałszowania wyborów mogło przestać przejmować się nastrojami ogółu w całej rozciągłości. Ludzie to widzą i są, po prostu, zmęczeni, no i trudno im się dziwić.
2. Po drugie, należy zwrócić uwagę na to, że Gruzini są ze swoją rodzącą się dyktaturą kompletnie sami. Od protestów wiosennych i politycznych represji, które po nich nadeszły (o tym za moment) intencje Gruzińskiego Marzenia powinny być dla wszystkich zupełnie jasne. Niestety, Unia Europejska, jak to Unia, zachowywała i zachowuje się w tej sprawie nadzwyczaj biernie. Nie wyciągnięto żadnych konsekwencji, nie nałożono sankcji na polityków partii rządzącej, nie zawieszono ruchu bezwizowego, ba! - nadano Gruzji oficjalny status państwa-kandydata. Ludzie to widzą i się dziwią, wietrząc (zapewne słusznie) jakieś niejasne powiązania i korupcję. Gruzini mają świadomość, że sami tej walki nie wygrają i czekają na wsparcie, którego -- jednakże -- nie mogą się doczekać. 28.11 Parlament Europejski będzie głosował nad rezolucją, która ma coś zmienić w tej sprawie: jej tekst przewiduje daleko idące sankcje wobec polityków Gruzińskiego Marzenia (przede wszystkim Iwaniszwilego, Kobakhidze i Kaladze), a także upolitycznionych sędziów, sankcje gospodarcze i dyskusję na zawieszeniem swobody przemieszczania się, więc może to coś zmieni. Jak na razie jednak, Gruzja jest na placu boju totalnie osamotniona.
3. Po trzecie, i najważniejsze, ludzie się tutaj manifestować zwyczajnie boją. Trwa terror polityczny. Od protestów wiosennych kilkaset osób zostało skazanych na podstawie fikcyjnych albo częściowo fikcyjnych zarzutów, głównie napaści na policjantów lub uszkodzenia policyjnego sprzętu. Większość z nich została ułaskawiona przez prezydent Zurabiszwili, ale jej kadencja kończy się w grudniu, a część procesów jeszcze się toczy (jest sztucznie przedłużana), a do nich dochodzą kolejne. Po brutalnym spacyfikowaniu miasteczka namiotowego na alei Czawczawadzego (doszło do niej o 7 nad ranem, przeciwko jakoś 500 najwytrwalszych demonstrantów zmobilizowano kilka tysięcy policjantów, w tym oddziały szturmowe i 3 armatki wodne), policja aresztowała 16 osób, z których wszyscy mieli wykazać się "agresją" w stosunku do przedstawicieli "waadzy". Są wśród nich 18 i 19-latkowie, ale nie tylko. Anatolij Gigauri, człowiek w wieku średnim, również został zatrzymany i oskarżony o napaść. Według jego relacji, policjant uderzył go podczas demonstracji w twarz. W odpowiedzi, Gigauri potrzasnął napastnikiem i krzyknął: "Dlaczego mnie bijesz?" Za to właśnie został aresztowany i teraz grozi mu do 7 lat więzienia. Nagrania wideo z momentu zdarzenia potwierdzają wersję oskarżonego. Dodajmy, że policja miała dopuszczać się wobec niego przemocy także po zatrzymaniu (https://www.facebook.com/publika.ge/videos/1283271029495934).
Dodatkowo, prześladowania przybierają niekiedy formę "miękką", ale równie realną. Na przykład, wczoraj i dziś rozdzwoniły się telefony organizatorów pokojowej demonstracji z dnia 10.11 i niektórych członków ich rodzin - dostali zarzuty cywilne o nielegalne blokowanie drogi. Grozi za to grzywna w wysokości 500 lari, więc nie ma tragedii, ale w całej sprawie chodzi rzecz jasna o efekt psychologiczny. Manifestacja odbyła się bez problemów, policja nie interweniowała przez 2 godziny, a gdy wezwała uczestników do odejścia, posłuchali.
Jak można komuś postawić zarzuty o nielegalne blokowanie drogi, jeśli policja nie interweniowała na miejscu?
Jest to jasny sygnał: mamy was i waszych bliskich w garści, nie podskakujcie za wysoko, bo możecie walnąć głową o sufit.
[Edit: Niestety, znów byłem polskim optymistą; po stawieniu się w sądzie kilkoro oskarżonych dowiedziało się, że zarzuty przeciw nim zostały poszerzone, rekordzista został ukarany grzywną w wysokości 5000 lari, ok 7500 zł. W warunkach gruzińskich {średnie wynagrodzenie wynosi tutaj około 2000 lari miesięcznie} to poważna suma. Niestety, terror "miękki" przestaje być miękki...].
Takich przypadków, powiadam, są tutaj setki, jeżeli nie tysiące, a na tym sprawa wcale się nie kończy, ponieważ oprócz przemocy fizycznej i psychologicznej, reżim stosuje szeroko zakrojoną akcję inwigilacyjną. Znajdujący się na liście "obcych agentów" pracownicy NGO, a czasem i zwykli aktywiści, są bezustannie szpiegowani, policja podsłuchuje ich telefony, prześwietla komunikatory (dlatego też największą popularnością cieszy się tutaj wciąż "nierozkruszony", przynajmniej według dostępnej nam wiedzy, Signal) i doczepia im tzw. ogony. Wiele osób, z którymi rozmawiałem, boi się nawet przemieszczać po ulicy w pojedynkę, szczególnie wieczorem, i chodzi grupami. Zdarzają się tajemnicze pobicia, do tej pory miało ich miejsce około 16, których sprawcami są popularne "tituszki", czyli najemne zbiry, wynajmowane przez spec-służby. Kamery przestają działać, policja jest "bezradna". Członkowie partii opozycyjnych mierzą się z niewytłumaczalnymi blokadami kont bankowych. Pod lupą znajdują się także ich znajomi oraz, przede wszystkim, rodziny. To wszystko, skombinowane z zadziwiającą biernością Zachodu wobec tych nadużyć, sprawia, że Gruzini są społeczeństwem w znacznej mierze sterroryzowanym, co też nie sprzyja bardziej zdecydowanej reakcji.
Tytułem uzupełnienia, kilka słów, które skreśliłem, po krótkiej drzemce i po ponad 20 godzinach protestu, na fb, bo chyba nic lepszego nie uda mi się w obecnym stanie ducha wymyślić:
"Podsumowanie.
No cóż? 23.11-25.11 to były tutaj gorące dni, choć pogoda nam nie sprzyjała i wcześniej wiało, a teraz leje. Jak zawsze, towarzyszyłem przyjaciołom w protestach, starając się przy tym na bieżąco raportować, a dzisiaj zarwałem nockę jako "strażnik nocny".
Jakie rezultaty? I dobre, i nie. Dobre, ponieważ wczoraj i dziś zebrała się największa, wielodziesięciotysięczna, demonstracja od czasu wyborów. Nie, ponieważ wciąż nie ma konkretów. Oczywiście, te konkrety, w obecnych warunkach, nadejść nie mogły. Czasy dramatycznych, nagłych przewrotów się w nowoczesnym świecie skończyły i udaje się je przeprowadzić tylko w takich skamielinach, jak nieuznawana międzynarodowo republika Abchazji. Opór bez przemocy wymaga czasu i ciężkiej pracy. Pokojowa zmiana władzy to miesiące różnych, skoordynowanych wysiłków i współpraca dyplomatyczna ze środowiskiem międzynarodowym. Problem polega na tym, że Gruzini się takich właśnie namacalnych skutków swoich działań, niestety, domagają. W byłych SSR kultura polityczna jest swoista i tutaj się takich zabaw jak opór bez przemocy za bardzo nie poważa. Z tego też względu, wielu obywateli tego pięknego kraju czuje zawód i złość, nie widząc sensu w, jak to określają, dreptaniu tam i z powrotem po ulicach, no i nie doceniają tego, co udało się uzyskać. Parlament się zebrał, ale bez posłów opozycji i bez namaszczenia prezydent, nie jest uznawany międzynarodowo, a wchodzącym do parlamentu przedstawicielom Gruzińskiego Marzenia wyraźnie nie było do śmiechu, kiedy musieli skonfrontować się, schowani za kordonem policji, z emocjami ulicy. I choć zarówno demonstracje, jak i wsparcie Zachodu, mogłyby wyglądać sporo lepiej, to są realne sukcesy, jednakże nie takie, o które chodzi protestującym.
Sprawa zatem pozostaje wciąż na znanym etapie tzw. modo-udo: może się udo, a może się nie udo. Jesteśmy w zawieszeniu. Istnieje szansa, że jakaś jedna iskra roznieci na nowo płomień nadziei, który zdawał się błyskać tu i tam po tragicznych wydarzeniach na alei Melekiszwilego. Ale istnieje również szansa, że ludzie się zmęczą i nawet najwytrwalsi pójdą do domów.
Co do mnie, to ciągle przeżuwam te nowe przecież dla mnie doświadczenia, które nie zawsze były pozytywne. Wielu ludzi cieszy się z mojego wkładu, ale wielu, szczególnie podczas "nocek", zachowuje się nieufnie. Początkowo mnie to trochę raniło, ale -- niestety -- po przemyśleniu pewnych spraw doszedłem do wniosku, że trudno ich nie rozumieć. Mając szczęście urodzić się w Polsce, nie znam i nie rozumiem panujących tutaj warunków, w których działalność agenturalna stanowi pewną normę. Pełno tu prowokatorów, szpiegów, "zbieraczy informacji" i wszelkiej maści innych "smutnych" (bądź, przeciwnie, wesołych!) panów i pań*, starających się dobrać aktywistom do skóry, a sporo z nich pochodzi z obcych krajów i udaje sojuszników. Nie dziw więc, że wielu stara się trzymać dystans do dziwnego cudzoziemca, który niedawno wyskoczył w całym zamieszaniu jak ów przysłowiowy Filip z konopi. No, że nie jestem szpiegiem nikomu nie udowodnię, ale z okna też nie zamierzam skakać (zwłaszcza, że mieszkam na parterze), więc nic innego nie pozostaje, jak nauczyć się z tym żyć, w każdym razie dopóki jeszcze tutaj mieszkam, bo sytuacja jest dynamiczna również i dla mnie.
Ech, ech...
Mimo wszystko staram się być optymistą, bo cóż innego pozostaje? Czasu jest wiele, Unia działa powoli, niedługo pojawi się tutaj "misja techniczna", a na 28.11 zaplanowano uchwalenie stosownych rezolucji Parlamentu Europejskiego. Może to właśnie będzie potrzebny impuls i do momentu pojawienia się konkretów wszystkich aktywistów jeszcze nie wsadzą.
Działania polskiej ambasady, prezydenta i Ministerstwa Spraw Zagranicznych przemilczę, bo nie da się mówić o czymś, czego nie ma.
Zakończmy, jak zwykle, dumnym zawołaniem:
საქართველოს გაუმარჯოს!"
Maciej Sobiech
*Swoją drogą, mnie też kilkukrotnie fotografowali z ukrycia różni dziwni ludzie. Ciekawe, czy jakby co, to ambasada pomoże...
P.S.
Tutaj świetny materiał artystyczny o losach wspomnianego miasteczka namiotowego i protestach na alejach Czawczawadzego i Melekiszwilego: https://www.facebook.com/officialgreenroom/videos/1049672640288196
"People have called me vulgar, but honestly I think that's bullshit". - Mel Brooks
"People think I'm crazy, 'cause I worry all the time -- if you paid attention you' d be worried too". - Randy Newman
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka