Zdaje się, że większość w Wolsce tego nie rozumie. Wobec ostatnich, definitywnie udowodnionych przez źródła gruzińskie, fałszerstw wyborczych ludzie zdają się przejawiać nastawienie na słynnej zasadzie: A po co? A dlaczego? A komu to potrzebne? Mały kraj z małą gospodarką gdzieś hen daleko za górami -- jak on może być ważny, i w ogóle dla Wolski? Lepiej to zostawić i jak chcą, to niech sobie podczas wyborów oszukują, co mnie to?
No, ale jednak w polityce bywa tak, że małe kraje też mają znaczenie. Niniejszym postaram się wyjaśnić.
Po pierwsze: Gruzja jest ważna gospodarczo: nie tyle dla Wolski, co dla całego bloku zachodniego. Sama Wolska interesów ekonomicznych na Kaukazie nie ma, ale ma je Unia Europejska, której jesteśmy częścią i od dobrobytu i siły której zależymy (czy nam się to podoba, czy nie -- mnie coraz mniej, ale to inna sprawa). Kaukaz to surowce naturalne, przede wszystkim gaz i ropa. Dlatego też Unia musi mieć tam swoje wpływy. Oczywiście, te surowce są nie w Gruzji, ale w Azerbejdżanie, w tym jednak właśnie problem, że Azerbejdżan, kraj de facto rządzony autorytarnie, się do daleko idącej współpracy z Unią wcale nie pali. Jeśli zatem Unia chce utrzymać jakikolwiek przyczółek w regionie, musi to zrobić gdzie indziej -- no i tak to już jest, że jedynym WZGLĘDNIE jeszcze prozachodnim krajem jest Gruzja właśnie, mająca przecież (acz już chyba niedługo) status kandydata do UE. Dlatego też to, co się politycznie dzieje w tym kraju, powinno nas obchodzić.
Szczególnie, że Gruzja wcale nie jest tak ekonomicznie nieistotna, jak się mniema. Jest to kraj o niezwykle wysokim potencjale rolniczym, kraj tranzytowy i posiadający długie wybrzeże i porty na Morzu Czarnym. Nie trzeba być profesorem ekonomii, żeby rozumieć, że dla międzynarodowego handlu to istotna sprawa -- a i nie tylko dla handlu, ale i dla sytuacji militarnej. Zapewne zresztą właśnie dlatego Rosja tak ciężko pracuje nad ponownym włączeniem Gruzji do swojej strefy wpływów, bo to by jej dało kontrolę nad całym wschodnim wybrzeżem tego morza. Wielokrotnie wypowiadałem się tutaj przeciwko militarnej konfrontacji zachodu z Rosją i demonizowaniu przeciwnika -- tym niemniej, przeciwnik pozostaje w polityce przeciwnikiem nawet jak się go nie demonizuje, a jednym z warunków uniknięcia konfliktu jest niedopuszczenie (czy niedopuszczanie) do sytuacji, w której ów przeciwnik stanie się za silny. Grożenie atakiem na Petersburg nie jest roztropne, ale pozwalanie Rosji na wszystko -- również. Dlatego też właśnie kraje zachodnie powinny o Gruzję zawalczyć.
Po trzecie: Gruzja już raz stała się swoistą prefiguracją tego, co zdarzyło się później w innym miejscu. W roku 2008 Rosja sprowokowała Saakaszwilego do interwencji w Osetii Południowej, aby zatrzymać proces okcydentalizacji i modernizacji Gruzji. Ponieważ to wypaliło, tych samych metod użyto potem na Krymie, no i teraz w Donbasie. Wojna na Ukrainie (daj Boże) niedługo się skończy, a gdy kraj wróci do względnie normalnego funkcjonowania, odbędą się w nim wybory. I teraz: jeśli ta wyborcza "operacja specjalna", jaką obserwujemy obecnie w kraju królowej Tamar, się powiedzie, to gwarantuję, że na Ukrainie będzie powtórka z rozrywki. Może jeszcze nie teraz, może 4 lata później, ale to się stanie. Rosja, wykorzystując zrozumiałą niechęć Ukraińców do prezydenta Zełeńskiego i jego administracji, odbuduje na Ukrainie wpływy, wdroży swoją kampanię propagandową, która opanowała do mistrzostwa, stworzy "nieprorosyjską partię prorosyjską", zinfiltruje urzędy i tak samo -- przejmie wszystko, nawet jeśli większość społeczeństwa będzie temu przeciwna. Bo zobaczy, że może -- i że zachód nie reaguje. I TO akurat, jest ważne nie tylko dla całego bloku zachodniego, ale już dla Wolski bezpośrednio, bo tak jak nie chcę konfliktu z Rosją, tak uważam, że potrzebny jest nam bufor w postaci niepodległej i prozachodniej Ukrainy. Dlatego, po raz kolejny i ostatni: wybory w Gruzji mają znaczenie. Trzeba coś zrobić (przysłowiowe "coś").
Niestety, jak wiadomo z Leibniza, "nic" jest łatwiejsze niż "coś". No i zapewne dlatego państwa zachodnie wolą nie robić nic, a może nie tyle nic, co słynne "pół niczego". Wizyty, słowa, deklaracje, delegacje -- to wszystko coś tam pewnie znaczy, ale wyłącznie, jak idą za tym konkretne czyny. Tutaj Unia ma spore możliwości, przede wszystkim w postaci sankcji personalnych wobec członków i sponsorów partii rządzącej, na które zresztą społeczeństwo Gruzji czeka. Szczerze powiedziawszy, nie bardzo rozumiem, dlaczego jeszcze ich nie ma, mimo iż nawet ostrożni obserwatorzy OBWE jasno stwierdzili, że te wybory nie były "wolne i uczciwe" i nie potwierdzili ich wiążącego charakteru ze względu na brak wyjaśnień ze strony rządowej. Napływające od wielu dni nowe dowody, świadczące wyraźnie o naruszeniu tajności głosowania, głosowaniu z fałszywymi danymi, "dopisywaniu" wyborców (w kilkunastu okręgach głosowało więcej osób, niż było zarejestrowanych), zastraszaniu wyborców i kupowaniu głosów powinny przesądzić sprawę. Obawiam się, że w tym przypadku również -- jeśli nie wiadomo, o co chodzi, to wiadomo, o co chodzi. Bidzina Iwaniszwili to jest sprytny człowiek, który najwyraźniej dobrze przygotował grunt pod tę operację.
I tak, kolejny kraj wchodzi do strefy wpływów wschodu, a my cieszymy się, że jesteśmy centrum świata.
Maciej Sobiech
P.S.
Jeśli ktoś chce śledzić na bieżąco napływ dowodów w sprawie fałszerstw, dobrze zrobi, jeśli rzuci okiem tutaj:
https://publika.ge
Wiadomo, że gruziński to cholernie trudny język, ale translatory dobrze sobie z nim, radzą, przynajmniej jeśli chodzi parę gruziński-angielski. Można też zajrzeć tu:
https://oc-media.org/opinions/editorial-georgias-rigged-election/
i tu:
https://mtavari.tv
"People have called me vulgar, but honestly I think that's bullshit". - Mel Brooks
"People think I'm crazy, 'cause I worry all the time -- if you paid attention you' d be worried too". - Randy Newman
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka