Jest taka stara duńska bajka o królu, który chodził po ulicach z tym i owym na wierzchu, a wszyscy zachwycali się, że ma takie piękne szaty. Tak właśnie wygląda stosunek większości wolskiego społeczeństwa do naszej "nałki".
Po szumnym pozbawieniu stopnia doktorskiego Jacka Bartosiaka przez komisję PAN po stwierdzeniu w jego pracy plagiatu, swoista oddolna "lustracja" nauki wolskiej nie zwalnia tempa. Oto różni niezależni obserwatorzy życia politycznego odkryli, że doktorat obecnego posła Arkadiusza Myrchy w sensie technicznym... nie jest doktoratem, ponieważ nie spełnia podstawowych wymogów, jakie stawia się tej dysertacji.
Więcej w linku: https://dorzeczy.pl/opinie/640825/doktorat-myrchy-czemu-recenzenci-to-puscili-ponizej-licencjatu.html
A ja tak czytam to i czytam... I się dziwę.
Dziwię się, że KOGOKOLWIEK MOŻE TO JESZCZE DZIWIĆ.
Sorki-Batorki, ale czasami mam wrażenie, że 99% wolskiego społeczeństwa urodziła się wczoraj. Aby wiedzieć, jak wyglądają wolskie uniwersytety, wystarczy na nie pójść. Nie trzeba śledztw, kwerend, analiz, tropienia -- wystarczy względnie nieźle wyrobiony zmysł obserwacji. Naukę wolską toczą patologie rozmiarów wprost gigantycznych. Oportunizm, konformizm, klientelizm i całkowita dominacja podpartej koneksjami polityczno-biznesowymi przeciętności duszą ją i miażdżą, niszcząc wszelką niemal innowacyjność i kreatywność. Do tego należy dodać jeszcze fatalny zupełnie system finansowania uniwersytetów, stawiający na ilość zamiast jakości i zmuszający nawet rzetelnych dydaktyków (są tacy i to we wcale znów aż tak niemałej liczbie) do równania w dół -- no i, nie zapominajmy, jej historyczną, agenturalną "genealogię" sięgającą czasów PRL i odpowiadającą za moralną degrengoladę kadry akademickiej. Weźmy wszystkie te czynniki łącznie i całościowo, a obraz, jaki wyłoni się z tej operacji, okaże się iście katastrofalny, bo inny okazać się nie może. Takich doktoratów jak Myrchy czy Bartosiaka, są (strzelam) setki, o ile nie tysiące (przypominam, że doktorów mamy w Wolsce 54 tysiące, więc to nie są szacunki przesadzone). Nie tylko doktoratów zresztą. Ogromna część prac magisterskich, a nawet licencjackich, również nigdy nie powinna zostać zaakceptowana w procesie recenzji, głównie ze względu na żenująco niski poziom, wszechobecny w nich plagiat i zjawisko "ghostwritingu", o którym (Chryste Panie!) wszyscy wiedzą, bo firmy zajmujące się "doradztwem" w procesie pisania prac dyplomowych reklamują się zupełnie otwarcie w Internecie, ale nikt z tym nic nie robi. Jednym słowem: nauka wyższa w Wolsce to w znacznej mierze, po prostu, fikcja, służąca głównie do załatwiania synekur kolegom i koleżankom z klasy rządzącej. Takaż to "nałka" właśnie.
I, jak powiadam, wszyscy na to patrzą, ale nikt nie widzi, a przynajmniej wszyscy udają, że nie widzą. Jest taka stara duńska bajka o królu, który chodził po ulicach z tym i owym na wierzchu, a wszyscy zachwycali się, że ma takie piękne szaty. Tak właśnie wygląda stosunek większości wolskiego społeczeństwa do naszej "nałki".
Czemu? Trudno mi na to pytanie odpowiedzieć. Zapewne ustalenie dokładnych przyczyn tego faktu wymaga daleko idącej analizy socjologicznej. Natomiast tak na szybko, moim skromnym zdaniem wynika to z ogólnie zakłamanej natury naszego życia społecznego, opartego w ogóle na mitologii, a nie na rzeczywistości. Żyjemy w systemie skrajnie klasowym, ale udajemy, że nie mamy klas, albo że ich granice są płynne. Rządzi nami oligarchia, ale radośnie utrzymujemy, że mamy demokrację. Nasz system gospodarczy jest zdominowany przez kilka-kilkanaście międzynarodowych korporacji, ale oficjalnie panuje "wolny rynek". Nie łączy nas realnie niemal nic, ale bawimy się w "ojczyznę". Panuje powszechny nepotyzm, ale w ogólnej świadomości "budujemy społeczeństwo oparte na wiedzy". No to zapewne i "nałka" może być "nałką" i, jednocześnie, nie przeszkadzać nam w zachowywaniu się w taki sposób, jak gdyby jednak była poważna i na serio.
Różne są motywacje utrzymywania tego rozdwojenia jaźni. Niektórzy tak robią, bo nic nie rozumieją. Niektórzy -- bo muszą, inaczej nie potrafią żyć. Ale większość (stawiam) podświadomie pragnie się kiedyś do tego klasowego klubu kiedyś załapać -- no bo w sumie każdy los na loterii ma jakąś szansę na wygraną. No a jak się człowiek do tego załapie, to nareszcie będzie mógł nic realnie nie robić na koszt podatnika.
Ale fajnie, nie? Wspaniała to wizja. Bo i czyż tak właśnie nie przedstawia się współczesna koncepcja "sukcesu"?
Najbardziej zaś chyba przykre, przynajmniej dla mnie, w tym wszystkim jest to, że ogólna degrengolada "nałki" wolskiej nie oznacza, że WSZYSCY jej przedstawiciele są tacy, jak "przyczyna formalna". Bywają naukowcy z prawdziwego zdarzenia. Bywają doktoraty, habilitacje, rozprawy, które naprawdę coś wnoszą i są rzetelne. Tylko że wszystkie one (niemal) toną w ogólnej kupie (oczywiście makulatury), która nas nieustannie zalewa i praktycznie nikt na nie nie zwraca uwagi. I obawiam się, że gdy moment przebudzenia, przynajmniej częściowego, nadejdzie i przystąpi się do sprzątania tej stajni Augiasza, to one również zostaną wymiecione precz.
I potem stworzy się nowa klasa rządząca, która wygeneruje własny (mówiąc Russem) system "pozorów" -- i tak to się będzie kręcić do końca świata i dłużej, bo jeśli historia nas uczy czegokolwiek, to że zejść się z tego diabelskiego młyna nie da (tak sobie postanowiłem optymistycznie zakończyć).
Maciej Sobiech
"People have called me vulgar, but honestly I think that's bullshit". - Mel Brooks
"People think I'm crazy, 'cause I worry all the time -- if you paid attention you' d be worried too". - Randy Newman
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Społeczeństwo