Bo to jest wielkie zło, powiedzieć, że doktryna praw człowieka jest słuszna, ale lepsza w wydaniu Maritainowskim, niż Robespierre'owskim; wielkie zło stwierdzić, że wolny handel to dobry pomysł, ale musi być uregulowany prawnie, tak aby bronić społeczeństw przed nadużyciami; że rozdział religii od państwa jest obecnie oczywistością, ale musi być przyjazny, a nie wrogi; że parlamentaryzm to dobry pomysł, ale musi być równoważony innymi czynnikami i broniony przed stoczeniem się w ochlokrację. Nie, nie -- broń Boże; my, rycerze światła, ta mała grupa wybranych, która jako jedyna poznała prawdę, nie możemy pozwolić sobie na taką demoralizację. Jak idziemy, to idziemy na całego -- dyktatura zamiast demokracji, wolny rynek w wydaniu chilijskim, precz z prawami człowieka, niech żyje państwo wyznaniowe i Władimir Władimirowicz Putin!
No tak, to tak tytułem kontynuacji. Napisałem 2 notki o RLT (Radical Literary Theory) i o tym, że za nią nie przepadam (swoją drogą niezbyt popularne -- jak zwykle zatem, ludzie krytykują "postmodernizm", ale bez zupełnej pewności, czym on jest), to teraz napiszę, dlaczego nie przepadam za konkurencją, po pierwsze dlatego, że lubię symetrię, a po drugie dlatego, że naprawdę za nią nie przepadam. Bo tak to już się w naszych czasach ułożyło, że zarówno lewica, jak i prawica, to są propozycje raczej dla chorych niż zdrowych umysłowo.
Sprawa jest dla mnie o tyle ważna, że się z prawicy (może ktoś tak kiedyś o tym czytał, nie wiem, materiałów jest sporo) wywodzę. Powodów tego jest kilka, a najważniejsze są dwa: takie otrzymałem wychowanie i zwrot na prawo był w moim wypadku odpowiedzią na te wszystkie radykalnie lewicowe bzdury, które forsowano na moich studiach pod pretekstem, że to "nauka". Próbowałem się zaangażować -- tłumaczyłem teksty, trochę pisałem. Tym niemniej, mój entuzjazm z czasem zaczął słabnąć, coraz bardziej zresztą dynamicznie, aż w końcu się z szeroko rozumianym "środowiskiem prawicowym" pożegnałem.
Czemu?
A to z bardzo prostego powodu -- bo dla mnie nie jest istotne, czy jakiś pogląd jest prawicowy czy lewicowy, stary lub nowy, konserwatywny czy liberalny, ale czy jest po prostu ludzki. Zawsze byłem humanistą, a mój konserwatyzm oznaczał po prostu uniwersalizm, to znaczy: zupełnie na serio wierzyłem, że klasyczna (powiedzmy) cywilizacja europejska stanowi pewne osiągnięcie ogólnoludzkie, dobrą wiadomość dla całego świata, z którego korzystać może cała ludzkość. Poniekąd, zresztą, do dzisiaj tak uważam. Tym niemniej, to przekonanie nigdy nie zwalniało mnie, w moim własnym poczuciu, z intelektualnego obowiązku uznawania faktów i, jeśli trzeba, także pewnych obiektywnych wad "mojego" obozu -- stąd na przykład wzięło się w pewnym momencie moje zainteresowanie socjalizmem, którego to różni przedstawiciele (nie wszyscy, rzecz jasna, ale pewni), mieli do powiedzenia wiele interesujących rzeczy na temat właśnie WAD "starego świata". Nie miałem zaś z rozpoznawaniem tych wad żadnego problemu, ponieważ w moim przeświadczeniu konserwatyzm, ze względu na swój uniwersalistyczny charakter, mógłby stanowić znacznie lepsze narzędzie radzenia sobie z nimi, niż prądy wywrotowe. Moje rozumowanie szło mniej więcej po takiej linii: rozumiem humanistyczne i gospodarcze aspiracje, które zapoczątkowały rewolucję francuską, ale uważam, że powolne i ewolucyjne reformy uczyniłyby im zadość lepiej niż (ostatecznie) bardzo brutalna rewolucja. Rozumiem zastrzeżenia wobec wolnego rynku, ale uważam, że (znów) reformy W RAMACH tego systemu są lepszym rozwiązaniem, niż próby obalania go i zastępowania utopiami, które ostatecznie prowadzą tylko do większych problemów i jeszcze dalej idących nierówności. I tak dalej, i tym podobne, to są tylko pewne przykłady. No i, tak tytułem pewnego podsumowania, zawsze wydawało mi się, że jestem ze względu na taką podstawę wprost ultra-konserwatywny, bo, jak nam powie każda encyklopedia, konserwatyzm klasyczny nie sprzeciwia się zmianom, a wyłącznie rewolucyjnym metodom ich wprowadzania.
Oczywiście, szybko okazało się, że żyję w złudzeniu. Konserwatyzmów, jak w ogóle wszystkich doktryn politycznych, jest mrowie -- w Wolsce zaś dominują głównie te, które najlepiej odpowiadają "planktonowemu" charakterowi tego środowiska, a więc: dziwne, fanatyczne, skrajnie reakcyjne, stawiające na łatwe rozwiązania. Mój sposób myślenia nie cieszył się popularnością. Bo to jest wielkie zło, powiedzieć, że doktryna praw człowieka jest słuszna, ale lepsza w wydaniu Maritainowskim niż Robespierre'owskim; wielkie zło stwierdzić, że wolny handel to dobry pomysł, ale musi być uregulowany prawnie, tak aby bronić społeczeństw przed nadużyciami; że rozdział religii od państwa jest obecnie oczywistością, ale musi być przyjazny, a nie wrogi; że parlamentaryzm to słuszna idea, ale musi być równoważony innymi czynnikami i broniony przed stoczeniem się w ochlokrację. Nie, nie -- broń Boże; my, rycerze światła, ta mała grupa wybranych, która jako jedyna poznała prawdę, nie możemy pozwolić sobie na taką demoralizację. Jak idziemy, to idziemy na całego -- dyktatura zamiast demokracji, wolny rynek w wydaniu chilijskim, precz z prawami człowieka, niech żyje państwo wyznaniowe i Władimir Władimirowicz Putin! Teraz, na dodatek, robi się jeszcze ciekawiej, bo w pewnych środowiskach do tych fanatyzmów i głupot dołącza się kolejny już z stopień szaleństwa, czyli tropienie "szatanistycznych" i masońskich spisków, oparte na niezwykle powierzchownej znajomości europejskiej ezoteryki, godnej nakręconych ewangelikalnych pastorów z USA (Boże złoty, a ja myślałem, że lata 20 XX wieku się skończyły). Do tego, tak na marginesie, humanizm nikogo nie interesuje -- i natura ludzka jest naturą ludzką tylko i wyłącznie wtedy, gdy nam to odpowiada, kiedy indziej nie (antropologiczny status protestantów, na przykład, to spora niewiadoma). I to też właśnie wszystko mnie w wolskiej prawicy irytuje -- i z tego względu się z nią pożegnałem i uważam, że nie stanowi ona ŻADNEJ alternatywy dla siłowo przejmujących obecnie rolę centrum "różowych" nonsensów.
Jakie z tego wynikają wnioski? Ano takie, że nie ma nadziei. W sumie, to wcale nie jest taki nowy stan rzeczy. Większość ludzkości przez większość dziejów żyła w warunkach urągających rozumowi -- a że w Europie w wieku XIX i na początku XX tu i tam udało się, klasycznym konserwatystom i klasycznym liberałom, zbudować kompromis, który rozbestwił jej społeczeństwa i wzbudził w duszach wyuzdane pragnienia wolności i godności, to niczego nie zmienia. Najwyraźniej nikomu na tym kompromisie tak specjalnie nie zależy, ani nie zależało. Humanizm jest dla frajerów, a polityka dla rozkrzyczanych mniejszości. Przykrywają nas coraz mocniej odmęty szaleństwa, a wszyscy wokół udają, że nic się nie dzieje, albo pragną jedno szaleństwo zastąpić drugim. Co może zrobić normalny człowiek w takiej sytuacji?
Pływać. Dlatego polecam jak najprędzej zapisać się na kilka lekcji.
Maciej Sobiech
"People have called me vulgar, but honestly I think that's bullshit". - Mel Brooks
"People think I'm crazy, 'cause I worry all the time -- if you paid attention you' d be worried too". - Randy Newman
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Społeczeństwo