Ponieważ napisałem (po raz kolejny) nieco o RLT (Radical Literary Theory) i jej zwolennikach, którzy rozwalili wolską humanistykę, postanowiłem do-pisać tutaj mały dodatek na temat tego, w jaki sposób rozmawiać z tymi ludźmi. Zdrowy rozsądek podpowiada, że z człowiekiem, który neguje istnienie prawdy obiektywnej i obowiązujący charakter logicznego rozumowania rozmawiać nie warto i jest to słuszna intuicja. W charakterystyczny bowiem dla siebie sposób, zwolennicy radykalnych nowinek nie rozmawiają normalnie, tylko zasadniczo stosują różnorakie chwyty erystyczne, które albo mają za zadanie ukryć ich prawdziwe intencje, albo zapewnić "zwycięstwo" w debacie (ewentualnie zdeprecjonować przeciwnika). Aby poradzić sobie z tymi sztuczkami, należy je znać. Oto zatem mój empiryczny katalog erystycznych sztuczek, stosowanych przez "różowych" radykałów (ponieważ obserwacje są moje, to nazewnictwo także), wraz ze wskazówkami, jak się bronić:
1. "Moje pole", czyli udawany obiektywizm. Najbardziej chyba charakterystyczną cechą zwolenników RLT podczas rozmowy jest to, że jak najszybciej próbują przenieść ową rozmowę na własny grunt. Robi się to bardzo prosto: trzeba zasadniczo wyprowadzać argumenty ze swojej perspektywy, powołując się na swoje źródła i autorytety, nie zdradzając bezpośrednio, że że to są właśnie NASZE źródła i NASZE autorytety; robić to jak gdyby nigdy nic, jak gdyby to była najbardziej naturalna rzecz na świecie. Pozwala to uzyskać dwie rzeczy, po pierwsze: wprowadzić adwersarza na grunt pojęć, których nie rozumie albo rozumie słabiej i dzięki temu kontrolować rozmowę, a po drugie -- zrobić z niego prostaka, no bo JAK TO? Jaki kulturalny człowiek nie czytał Derridy? Kto ze stopniem magistra może nie znać Benjamina? Żeby było śmieszniej, wielu ludzi przez grzeczność lub nieśmiałość tej sztuczki nie zatrzymuje i nie nazywa po imieniu, i to naprawdę działa, ponieważ:
Jedynym sposobem obrony przed byciem wciągniętym na "Moje pole" jest spokojne i rzeczowe wykazanie, że nie każdy musi być post-strukturalistą i że klasyczny kanon europejskiej filozofii jak na razie bynajmniej jeszcze nie obejmuje szkoły frankfurckiej czy Derridy, ale raczej Arystotelesa i Platona oraz kilka powszechnie akceptowanych pojęć, i że nie rozmawiamy ze sobą jak dwaj post-strukturaliści, ale mówimy Z INNYCH punktów widzenia -- i jeśli ta dyskusja ma mieć sens, musimy się spotkać na neutralnym gruncie. Niestety, wobec takiego przedstawienia sprawy zazwyczaj wymiana zdań dobiega końca, bo charakterystyczną cecha umysłowości RLT jest to, że nie potrafi rozmawiać na neutralnym gruncie ani przełożyć swoich pojęć na język zdrowego rozsądku.
2. "Świat równoległy", czyli przypisywanie przeciwnikowi czegoś, czego nie powiedział albo nie pomyślał (jest to zasadniczo odpowiednik tego, co w logice nazywa się "straw-man fallacy"). Zabieg polega na tym, że bierze się a priori wszelką krytykę, jaką można sformułować pod adresem RLT, i łączy z jakimś nurtem radykalnym po drugiej stronie, np. z faszyzmem albo amerykańską Nową Prawicą. "Konserwatyści zazwyczaj krytykują RLT z pozycji białej supremacji", "JEDYNYM ARGUMENTEM, jaki wysuwa się przeciwko RLT, jest to, że niszczy patriarchalizm". "Pan się powołuje na myśliciela XYZ".
Tutaj metoda jest znacznie prostsza, ponieważ wystarczy zwrócić uwagę na logiczne deficyty tego sposobu rozumowania. Witz w tym, aby to robić szybko i spokojnie, ponieważ reakcja zbyt wolna lub zbyt nerwowa wywoła u słuchaczy podejrzenie, że "coś jest na rzeczy".
3. "Białe jest czarne, a czarne jest białe", czyli przekręcanie argumentów. Cechą charakterystyczną RLT jest absurd -- fakt, że jest nonsensowna. Z tego względu, ściągnęła na siebie krytykę wielu naukowców, np. Alana Sokala. Zwolennicy RLT to wiedza i wiedzą, jak kompromitujące są dla ich ideologii różne eksperymenty, które owi naukowcy podjęli. Z tego względu bardzo często uprzedzają atak i przedstawiają np. właśnie słynną sprawę Sokala tak, jak gdyby była dla RLT korzystna. "Jeśli pan tego nie rozumie, to eksperyment Sokala poszedł na marne", tak jak gdyby eksperyment Sokala był skierowany przeciwko krytyce RLT, a nie samej RLT!
Odpowiedź znów jest bardzo prosta, bo wystarczy po prostu przedstawić, o co naprawdę Sokalowi chodziło i co mówił o RLT jako metodologii badawczej. Natomiast, znów, trzeba to robić szybko -- i ZDECYDOWANIE. Siła tego zabiegu leży w jego absurdalności: wydaje się nam, że ta druga strona musi COŚ wiedzieć, bo przecież nikt nie wystawiłby się na tak łatwy odstrzał. Ale dowcip w tym, że nasz adwersarz liczy DOKŁADNIE na takie nasze rozumowanie!
4. "Moja racja jest mojsza", czyli mnie wolno więcej. Zwolennicy RLT uwielbiają się chować za pozornie humanitarnymi, ale w gruncie rzeczy kompletnie fałszywymi frazesami dotyczącymi debat, np. "Nie wolno generalizować". Oczywistością jest, że aby rozumnie orientować się w świecie, generalizować nie tylko można, ale i trzeba. Nasz adwersarz to zresztą wie, ponieważ choć nasze generalizacje mu przeszkadzają, to sam generalizuje na potęgę, choćby właśnie wojując z jakąś "Nową Prawicą", do którego to worka rzuca wszystkich krytyków RLT, od tradycjonalistycznych humanistów po pozytywistów i scjentystów. Chodzi zatem nie tyle o to, że "nie wolno generalizować", ale raczej iż "nie wolno generalizować o... RLT".
Reakcja: jak wyżej; zauważać, punktować, wytykać braki.
5. "Kołowrotki", czyli przeczenie samemu sobie. To wyjątkowo charakterystyczny element umysłowości zwolenników RLT. Mówi im się, że na polskich uniwersytetach dominuje lewica. Odpowiedź: - A, to dobre. A co z listą Czarnka??" - Czyli lista Czarnka jest dla pana dowodem na to, że na polskich uczelniach dominuje prawica? - A kiedy ja to powiedziałem? I tak się można bawić. W skali makro widać ten zabieg bardzo wyraźnie np. w sporze o polityczny charakter RLT. Większość zwolenników poglądów radykalnych w humanistyce zaprzecza, jakoby miały one charakter polityczny. Gdy się im wykaże, na podstawie wypowiedzi Marcuse, Gramsciego czy kilku innych guru tego ruchu, że jest inaczej i że otwartym tekstem mówi się o tym, że nauka ma "wywoływać zmianę społeczną" (a zatem chodzi o politykę), bo poznanie rzeczywistości jest niemożliwe, natychmiast kręcą kołowrotkiem i mówią: - Ależ, oczywiście że tak; cała nauka jest polityczna, wszystko jest polityczne, pan również jest polityczny!
I znów, trzeba to punktować, ale właśnie -- cierpliwie i do skutku; bo głównym celem tego zabiegu jest zmęczenie adwersarza, tak aby uznać, iż szkoda czasu na rozmowę z kimś, kto nie rozumie, co mówi. Dzięki temu można go potem pokazać jako albo autorytarystę ("Nie umie rozmawiać z przeciwnikiem!") albo ogłosić, że "przegrał dyskusję".
6. I, na koniec, zabieg naczelny, podsumowujący, widoczny we wszystkich pięciu poprzednich, czyli moje ulubione "rżnięcie głupa". Jeśli bowiem trzeba zapamiętać o RLT jedną rzecz, to iż jest teorią Schroedingera, czyli w zależności od sytuacji naraz mówi pewne rzeczy i ich nie mówi. "Nie da się poznać rzeczywistości". Odpowiadam: jeśli nie da się poznać rzeczywistości, jak można poznać fakt, że nie da się jej poznać? Na co słyszę: "Ale kiedy ja powiedziałem, że nie można poznać rzeczywistości?" Dalej: "Prawdy historycznej nie ma". Odpowiadam: To co z Holocaustem, był, czy to tylko kwestia perspektywy? "ALEŻ PAN NIC NIE ROZUMIE!". "Człowiek nie jest podmiotem". Skoro nie jest podmiotem, to znaczy, że nie odpowiada za własne czyny? "Ależ nie nie nie, oczywiście, że nie, to w ogóle nie o to chodzi". Wszystko jest względne, ale nic nie jest względne, teksty mają znaczenie, ale nie mają znaczenia, RLT jest relatywistyczna, ale wcale nie jest.
Jak sobie z tym radzić, pomysłu nie mam, ponieważ taki jawny gwałt na zasadach logiki właściwie wyklucza rozumną dyskusję. Albo powiem inaczej: przenosi spór z pola intelektualnego na pole działania. Widać bowiem wyraźnie, że RLT nie jest w klasycznym rozumieniu teorią, tylko pewnym "motorem" akcji politycznej -- i dlatego należy ją zwalczać środkami nie intelektualnymi, ale politycznymi właśnie. Gdy akolici nowinek przejęli władze na uniwersytetach zachodnich, zaczęli szykanować i wypychać bardziej konserwatywnych uczonych. Gdy zdominowali debatę publiczną, natychmiast (jak pokazują najnowsze wypadki choćby z Wielkiej Brytanii) zamarzyła im się cenzura. I to jest właśnie clou sporu z przeciętnym zwolennikiem RLT -- bo czy mamy tego świadomość, czy nie, jeśli jesteśmy choć trochę konserwatywni, rozmawiamy z kimś, kto nas ma nie za intelektualnego adwersarza, ale za politycznego wroga. Dlatego też ze swojej strony mamy prawo do działań daleko idących, oczywiście zgodnych z prawdziwie zachodnią tradycją kultury politycznej, szczególnie praw człowieka czy praw przyrodzonych, tym niemniej, jeśli ktoś obejmując władzę nie widzi dla nas miejsca w instytucjach naukowych i państwowych, to my również mamy prawo nie widzieć dla niego miejsca w instytucjach naukowych i państwowych; jeśli dla nas ma nie być publicznych pieniędzy, to dla nich też może ich nie być. Jeśli dla nas nie ma publikacji za "faszyzm", to dla nich może nie być za "komunizm". Jako psychologiczny reprezentant tzw. przewrotnie radykalnego centrum nie znoszę niepotrzebnych konfrontacji i stawiam na zgodę społeczną -- ale problem ze zwolennikami RLT jest taki, że dla nich nie ma żadnego centrum, nie ma wspólnego gruntu, nie ma kompromisów; są oni -- i faszyści, których trzeba zakneblować. Taka jest ogólnie charakterystyka ruchów radykalnych, czy z lewej, czy z prawej strony. I dlatego tak ważna jest, w imię dobrze pojętego konserwatyzmu właśnie, w imię ochrony społecznej zgody i równowagi, walka z tymi radykalizmami.
Szanse na to są mizerne, ponieważ jaki koń jest, każdy widzi; nawet poprzedni rząd, zamiast wziąć się za to towarzystwo, starał się iść na ugodę. Front tradycjonalistyczny jest w odwrocie i niewiele wskazuje na to, żeby coś się miało zmienić.
Ale, jak mówiłem już tutaj nie raz, ja uważam, że kiedyś się zmieni.
Miejmy nadzieję.
Maciej Sobiech
P.S.
A jakie są skutki dominacji "różowych" radykalizmów w przestrzeni publicznej, można sobie poczytać choćby tutaj: https://dorzeczy.pl/kraj/629877/lublin-festiwal-queer-panel-promujacy-prostytucje.html
Oczywiście, to w ogóle nieprawda i nic takiego nie miało miejsca, choć to prawda i oczywiście, że to miało miejsce, bo dlaczego by miało nie mieć, F A S Z Y S T O?????
"People have called me vulgar, but honestly I think that's bullshit". - Mel Brooks
"People think I'm crazy, 'cause I worry all the time -- if you paid attention you' d be worried too". - Randy Newman
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura