Goya, "Saturn pożerający syna"
Goya, "Saturn pożerający syna"
Maciej Sobiech Maciej Sobiech
879
BLOG

Psychologiczny kanibalizm

Maciej Sobiech Maciej Sobiech Społeczeństwo Obserwuj notkę 168
Dlatego właśnie, kiedykolwiek mówię o działaniach wojennych, mam przed oczami właśnie ten obraz: starsze pokolenia dosłownie "pożerające" młodsze w histerycznym strachu przed przemijaniem i śmiercią. To jest akt psychologicznego, moralnego i społecznego kanibalizmu, w którym wszystkie owe masy, tracące życie na wszystkich frontach świata, stają się niejako "pokarmem" dla swoich panów i "wychowawców". Szczególnie zaś, widać to w przypadku jakże częstych na wojnach działań ze strategicznego punktu widzenia bezsensownych, prowadzonych wyłącznie w ramach jakiejś manifestacji.

W poprzednim, emocjonalnym wpisie, posłużyłem się w stosunku do części dowództwa AK, podobnie jak i znacznej części współczesnego społeczeństwa, kategorią "kanibali". Ponieważ rzecz jest ciekawa, wyjaśnię dlaczego.

Jak zapewne wielu wie, był sobie na świecie taki pan, Zygmunt Freud, który wstrząsnął opinią publiczną na zachodzie głównie dlatego, że wykazał, iż różnorakie relacje międzyludzkie, uznawane zazwyczaj za zupełnie normalne i zawsze zbawienne, bynajmniej wcale takie nie są -- przeciwnie: że bardzo często (bo nie we wszystkich wypadkach, jak sobie to ludzie na ogół bajają) kryje się za nimi jakaś mroczna, nieuświadomiona tendencja, która je wypacza i popycha ludzi do czynów patologicznych. Przykładem mogą być relacje rodzinne. Freud obserwował, że bardzo często w relacjach rodzinnych zamiast współpracy i harmonii pojawia się element obawy i rywalizacji, czego efektem różnorakie problemy, między innymi takie jak te, które mnie tutaj interesują, czyli tzw. "rodzice pożerający", opisywani już nie przez Freuda, ale raczej przez jego uczniów i Carla Gustava Junga. W skrócie, są to tacy rodzice, którzy -- z różnych względów obawiając się swoich dzieci, widząc w nich rywali, "zazdroszcząc" im poniekąd młodości (itd., tych powodów może być wiele) -- patologicznie silnie je dominują i nadmiernie ingerują w ich życie osobiste, czyli właśnie: w sensie psychologicznym "pożerają" je, anihilują, czynią poniekąd elementem swojej własnej osobowości. W skrajnie patologicznych warunkach może dojść, rzecz jasna, nawet do anihilacji fizycznej.

Jung był mądrym człowiekiem i jego teorie zazwyczaj się sprawdzają -- tak jest i w tym wypadku. Doświadczenie podpowiada, że "rodzic pożerający" naprawdę istnieje, a jego ofiarami pada niezliczona wprost liczba ludzi. Tradycyjna rodzina europejska, ze względu na obowiązujące w niej "patriarchalne" (choć to nie jest do końca udany termin, ale niech tam) zasady jest na tę patologię szczególnie podatna. Natomiast wydaje mi się, że należy w tej kwestii pójść jeszcze krok dalej i zdać sobie sprawę, że psychologiczne "pożeranie" starszych przez młodszych to jest zjawisko szersze, nieograniczające się wyłącznie do sfery rodzinnej. Społeczeństwo en bloc w znacznej mierze imituje te relacje, z tym że pozycję rodziców zajmują po prostu ludzie starsi wiekiem i zajmujący pewne stanowiska, zaś dzieci -- ludzie młodzi, dopiero wchodzący w ten system. Tutaj również, ja w każdym razie tak uważam, można zaobserwować elementy nie tyle współpracy, co obawy i rywalizacji -- tym bardziej, że nie osłania nas już przed nimi nasza naturalna emocjonalność. Starsze pokolenie w swojej znacznej części po prostu nie może znieść młodszych od siebie -- zazdrości im tej młodości, nie cierpi ich za tę młodość, nienawidzi za szanse i możliwości, które kończą się po przekroczeniu pewnego wieku, często (do tego) nie potrafi dostrzec w nich nikogo poza sobą z tamtego okresu w życiu, no a wiadomo przecież, że nikogo człowiek tak nie nienawidzi, jak siebie. Dodatkowo, dostrzega w nich rywali, którzy mogą ich "zdetronizować", pozbawić pozycji i wpływów, czyli tego, z czym większość ludzi utożsamia się w sposób absolutny. No i stąd bierze się właśnie tak oczywiste i często opisywane zjawisko, jak konflikt pokoleń, które niby każdy zauważa, ale prawie nikt nie wyciąga z niego wniosków. Niemal codziennie o nim piszemy -- i kompletnie odmawiamy jakiejkolwiek trzeźwej na jego temat refleksji. Czy to jest przypadek, że co pokolenie dowiadujemy się, że "świat schodzi na psy"? Nie -- to logiczny wynik nastawienia starszych, którzy nie mogą się pogodzić, że życie nie należy do nich i że ten świat im się zawsze prędzej czy później wymknie, i dlatego też pragną "pożreć" młodszych, dopóki mają na to czas. Najwyższą zaś, najbardziej skrajną i patologiczną, manifestacją owego "pożerania" jest, tak jak w przypadku rodziny, anihilacja fizyczna, czyli -- wojna; którą prowadzi się, owszem, z wielu przyczyn, ale również (i znów, jest to chyba kwestia pewnej intuicji) z jakiejś chorej nienawiści do młodszych pokoleń, które to przecież, z racji różnic biologicznych, muszą wziąć na siebie ciężar walki, a zatem -- ginąć. Skądinąd, nie mamy tutaj do czynienia z nową obserwacją. Już Herbert Hoover stwierdził, że "to starzy zaczynają wojny, ale młodzi muszą ginąć". Albo weźmy ową słynną maksymę Ericha Hartmanna, który podczas wojny służył w Luftwaffe, że "Na wojnie młodzi ludzie muszą się zabijać, ani nie znając się, ani nie nienawidząc -- na rozkaz starych ludzi, którzy znają się i nienawidzą, ale nie zabijają". Słyszymy w tym tę właśnie nutę, o którą mi chodzi -- ową świadomość, że oto stałem się (ja -- młody) narzędziem w ręku starszych ode mnie, którzy na moim ciele (dosłownie!) załatwiają swoje interesy.

Dlatego właśnie, kiedykolwiek mówię o działaniach wojennych, mam przed oczami właśnie ten obraz: starsze pokolenia dosłownie "pożerające" młodsze w histerycznym strachu przed przemijaniem i śmiercią. To jest akt psychologicznego, moralnego i społecznego kanibalizmu, w którym wszystkie owe masy, tracące życie na wszystkich frontach świata, stają się niejako "pokarmem" dla swoich panów i "wychowawców". Szczególnie zaś, widać to w przypadku jakże częstych na wojnach działań ze strategicznego punktu widzenia bezsensownych, prowadzonych wyłącznie w ramach jakiejś manifestacji: pod Stalingradem, na przykład, ostatnio pod Bachmutem...

No i w 1944 roku w Warszawie. Przegram, owszem, ale przegram tak, aby mnie ludzie nie zapomnieli. A że tysiące zginą...

No właśnie -- kogo to obchodzi? A potem jeszcze się to działanie uświęca, idealizuje, dorabia do niego mitologię i opowiada o "daninach krwi", "ofierze krwi", w ogóle to "KONIECZNEJ ofierze krwi" -- sankcjonuje i mitologizuje de facto bezsensowny mord i PRAWO ludzi na stanowiskach dowódczych do dowolnego i lekkomyślnego szafowania życiem własnych żołnierzy.

Dlaczego? A czyż nie dlatego, że i dziś również co niektórzy mają chrapkę na młodszych i słabszych od siebie? 

Jedyną odpowiedzią jest rzeczywistość. Ja tutaj nikogo nie będę do niczego przekonywał. Niech każdy patrzy według siebie.

W każdym razie cała a sytuacja unaocznia mi, jak wiele racji miał Erich Fromm, który w "The Sane Society" trzeźwo zauważał, że to, co uważa się za "normalność" to bardzo często znormalizowana patologia. Bo przecież dowody na to mamy dosłownie przed naszymi oczami. Oczywiście, pytanie czy ktokolwiek zechce je otworzyć i popatrzeć na świat w sposób względnie zdrowy -- doświadczenie podpowiada, że raczej nie; że człowiek jest w stanie pozwolić całemu światu stanąć w płomieniach, byle tylko nie zmienić obrazu samego siebie. Ale może jednak tak, przynajmniej w jednym czy drugim wypadku -- a to już będzie znaczący sukces.

Maciej Sobiech

P.S.

Jako swoisty komentarz wykorzystajmy tutaj wiersz, znaleziony przy ciele poległego w Powstaniu Warszawskim Tadeusza Gajcego "Święty kucharz od Hipiciego". Zamieszczam bez komentarza:


Święty kucharz od Hipciego

Wszyscy święci, hej, do stołu!

W niebie uczta: polskie flaczki

wprost z rynsztoków Kilińskiego!

Salcesonów misa pełna,

Świeże, chrupkie

Pachną trupkiem:

To z Przedmurza!

Do godów, święci, do godów,

Przegryźcie Chrystusem Narodów!

Udostępnij Udostępnij Lubię to! Skomentuj168 Obserwuj notkę

"People have called me vulgar, but honestly I think that's bullshit". - Mel Brooks "People think I'm crazy, 'cause I worry all the time -- if you paid attention you' d be worried too". - Randy Newman

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (168)

Inne tematy w dziale Społeczeństwo