No tak, skoro zacząłem tutaj -- w ramach wyjaśniania pewnych kwestii -- pisać o tym, co lubię i w co wierzę, a nie na co przystaję z pragmatycznego punktu widzenia, to pomyślałem sobie, że napiszę o tym, co najbardziej lubię, czyli o prawach człowieka. Iże moim zdaniem, jako starego ucznia najwybitniejszego ich teoretyka w dziejach, Jacques'a Maritaina, nie ma i nie będzie w historii ludzkiej myśli politycznej większego osiągnięcia. Jest to pewna granica, do której możemy się w tej sferze posunąć. Niestety, współcześnie pojęcie praw człowieka pozostaje przedmiotem sporych nadużyć i nieporozumień, co prowokuje wielu ludzi do odrzucania go. Jak zwykle, pośród tych łatwych negacji jeszcze łatwiej zapomina się o podstawowym pytaniu, które powinno się tutaj narodzić: jeśli nie prawa człowieka -- to co? I o tym, poniekąd, jest ten tekst (podobnie jak i trochę o tamtym).
Czym są prawa człowieka i skąd się biorą? Istnieje wiele dróg dojścia do tego pojęcia, z których niektóre są bardzo skomplikowane, ale w obecnej fazie ewolucji ludzkiego ducha większość z nich straciła aktualność. Dla duszy samoświadomej, pojęcie praw człowieka jawi się jak wyjątkowo proste, właściwie nawet intuicyjne. Spoglądając na życie ludzkie i próbując uchwycić je w jego zasadniczym sensie, natychmiast widzimy, że niesie ono w sobie jakąś znaczną tajemnicę. Indywidualny los pozostaje dla nas enigmą, swoistą głębią, której nie potrafimy wyczerpać. W oczywisty sposób wynika stąd, że owa wielka tajemnica, ta egzystencjalna enigma, przerasta wszystko, co się do niej przypadłościowo dołącza, w tym życie wspólne -- zarówno na poziomie rodzinnym, jak i politycznym. A skoro tak, to ma prawo domagać się od tych sfer istnienia poszanowania swojej wyjątkowości. Prawa człowieka -- to właśnie zbiór warunków, które musi spełnić każda wspólnota wobec tworzących ją jednostek, aby oddać sprawiedliwość ich egzystencjalnej głębi, tajemnicy ich indywidualnego losu.
Jakie to prawa? Znamy je dobrze. Na przykład, jest to prawo do wolności wypowiedzi i sumienia, ponieważ poszukując swego przeznaczenia człowiek ma prawo do wątpliwości i intelektualnego eksperymentu. Kolejno -- to prawo do wykształcenia i wychowania, ponieważ na drodze tego eksperymentu niezbędna okazuje się kultywacja duchowych sił duszy. Kolejno, to prawo do wolności badań naukowych, z tych samych przyczyn. Wreszcie, to prawo do uczestnictwa w procesach politycznych, ponieważ wolna jednostka musi mieć pewne pole do współkształtowania wspólnoty, w której żyje, tak aby właśnie wszystkie owe jej prawa były szanowane. Ale prawa te nie ograniczają się bynajmniej tylko do sfery ducha -- obejmują także ciało, na tyle na ile stanowi ono niezbędną "podstawę" egzystencjalnego samourzeczywistnienia. A zatem, prawem człowieka jest (na przykład) prawo do podstawowych środków do życia, no i do samego życia, bo jeśli się nie żyje w ciele, dość trudno się urzeczywistniać. I tak dalej, i tym podobne. Nie ma jednego dokumentu, który dokładnie opisałby i wyjaśnił wszystkie prawa człowieka (bo i nie jest to konieczne), ale jeśli ktoś pragnie znaleźć coś, co maksymalnie zbliża się do takiego opisu, dobrze zrobi, jeśli sięgnie do deklaracji UNESCO z 1948*.
Jak powiadam, dla mnie istnienie tych praw to oczywistość. Nie ma potrzeby "udowadniać" ich istnienia, podobnie jak nie ma potrzeby udowadniać, że człowiek musi jeść, aby żyć. Jest to prosta intuicja, wynikająca ze zdrowego oglądu rzeczywistości. Niestety, jak jednak również napisałem we wstępie, prawa człowieka obecnie przeżywają kryzys. Dlaczego?
Pierwszym powodem jest fakt, że ewolucja duchowa ludzkości przebiega w sposób nierównomierny. A zatem, mimo iż żyjemy w epoce duszy samoświadomej, na obecnym etapie realną samoświadomość ma jeszcze stosunkowo niewielu z nas. Większość natomiast wciąż myśli kategoriami z poprzednich epok, według których człowiek jest przede wszystkim częścią jakiejś wspólnoty, a nie jednostką -- i ta wspólnota, jako źródło jego tożsamości, sprawuje nad nim władzę poniekąd absolutną. To jest naturalne i w tym wypadku nie pozostaje zrobić nic innego, jak pracować i czekać.
Niestety, owa praca i czekanie natrafiają na przeszkody innego charakteru, których można uniknąć, ale się tego nie robi. Przede wszystkim na to, że prawa człowieka stały się na zachodzie, który (ku swojej wielkiej chwale) pierwszy zaczął urzeczywistniać je w życiu publicznym, narzędziem walki politycznej, tak wewnętrznej jak i zewnętrznej. Od niedawna obserwujemy na przykład nadużywanie pojęcia praw człowieka przy sporach doraźnych. "Aborcja", mówi się nam, "jest prawem człowieka", "sterylizacja jest prawem człowieka", "mieszkanie jest prawem człowieka" -- i tak dalej. Te postulaty mogą być słuszne lub nie, ale po prostu nie dotyczą tej materii, która nas tutaj interesuje, skupiają się bowiem już nie na ogólnych prawach jednostek wobec społeczeństwa, ale na partykularnych sposobach ich urzeczywistniania. Relację tę dobrze zrozumieć można na podstawie filozofii Tomasza z Akwinu, który rozróżniał prawo naturalne (odpowiadające poniekąd naszemu pojęciu praw człowieka) i prawo pozytywne, stwierdzając przy tym, że choć prawo pozytywne powinno (oczywiście) stanowić urzeczywistnienie prawa naturalnego, to SPOSÓB, w jaki to się dokonuje zależy w znacznej mierze od konwencji i może być przedmiotem sporów (świetną analizę tej kwestii dał Gilson w "Tomizmie" i tam odsyłam). Mieszanie tych porządków skutkuje konfuzją, którą właśnie w Europie obserwujemy, gdy prawa człowieka zaczynają znaczyć właściwie wszystko, czego w danej chwili politycznie potrzebujemy, a co za tym idzie -- przestają znaczyć cokolwiek konkretnego.
Drugą sprawą, jak wspomniałem, są kwestie zewnętrzne, ponieważ państwa zachodnie często wykorzystują pojęcie praw człowieka do prowadzenia swego rodzaju zbrojnych "świeckich krucjat" przeciwko wybranym przeciwnikom (przykładami Irak i Afganistan, czy w ogóle cały Bliski Wschód). W tym wypadku, mamy do czynienia z dwiema rzeczami: albo wprost z obłudą i fałszem, ponieważ częściej raczej niż rzadziej prawa człowieka stanowią ledwie pretekst do realizacji interesów imperialnych USA i ich satelitów/sojuszników; albo z radykalną nieodpowiedniością środków i celów, ponieważ prawa człowieka wynikają z pewnego oglądu duchowego i jedyną właściwą drogą ich urzeczywistniania są środki duchowe, środki perswazji i dobrze pojętej pracy intelektualnej. W obu wypadkach, niewłaściwa praktyka kompromituje teorię, którą w konsekwencji coraz większa liczba osób, także w naszym kręgu kulturowym, zaczyna odrzucać.
Problem polega na tym, że -- jak trafnie zauważał Maritain w "Filozofii historii", świadomość nie robi kroków wstecz. Prawa człowieka nie stanowią kwestii konwencji, ale ewolucji duszy. Skądinąd, z czysto pragmatyczno-konwencjonalnego punktu widzenia ich zniesienie również byłoby niewskazane, a jeśli ktoś chce wiedzieć czemu, to niech sobie odpowie, czy woli żyć w obecnym systemie (ze wszystkimi jego wadami), czy w kraju autorytarnym. Dla mnie ta odpowiedź jest oczywista. Natomiast, jak powiadam, chodzi tutaj o coś więcej, bo o zupełnie realne kwestie ewolucji ludzkiego ducha. Próba zniesienia pojęcia praw człowieka oznacza nienaturalny regres, który może zakończyć się wyłącznie katastrofą. Pozostaje mieć zatem nadzieję, że społeczeństwa zachodu (w tym nasze) ockną się w porę i przywrócą prawom człowieka ich właściwie znaczenie, a także zaczną urzeczywistniać je na sposoby odpowiednie do ich metafizycznego charakteru, tym samym -- być może pierwszy raz w historii -- realizując powierzoną im przez Los "misję dziejową".
Maciej Sobiech
* Oczywiście pozostaje kwestia nazewnictwa; niektórzy mają problem z samym pojęciem prawa. Jeśli są prawa, powiadają, to jest i prawodawca -- a kto jest tym prawodawcą? Kto ci DAŁ takie prawo? Ci szczęśliwi ludzie, którzy mają oczy do patrzenia i potrafią uznać nad sobą Absolut, nie mają wszakże takich dylematów.
"People have called me vulgar, but honestly I think that's bullshit". - Mel Brooks
"People think I'm crazy, 'cause I worry all the time -- if you paid attention you' d be worried too". - Randy Newman
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka