I żeby było jasne, ja sam nie mam poglądów prorosyjskich, przynajmniej mi się nie wydaje. Ja po prostu nie mam poglądów antyrosyjskich. Traktowanie państwa jak państwa nie oznacza padania przed nim na kolana w geście uwielbienia. Może zresztą w pewnym sensie tu leży problem, bo nienawiści do wschodu towarzyszy w Polsce poddańcze uwielbienie dla zachodu.
Wolski parlament jest instytucja, która jeśli chodzi o poziom autokompromitacji, wydawałoby się, osiągnęła już pewien limit; bo można by sądzić, że nie da się ośmieszać w nieskończoność. Niestety, w tym przypadku ta zdroworozsądkowa maksyma się nie sprawdza i niemal każdy dzień przynosi dowody, że jeśli chodzi o błazenadę uprawianą przez polityków, ilekroć wydaje nam się, że osiągnęliśmy dno, zaraz ktoś zaczyna pukać w nie od spodu. I tak, niedawno miała miejsce w sejmie osobliwa debata, w której prawie wszystkie partie polityczne zaczęły wzajemnie oskarżać się o to, że mają poglądy prorosyjskie. Absurd tej całej sytuacji jest tak piramidalny, że szczerze powiedziawszy aż żal to komentować, łącznie z faktem, że za naczelnego rosyjskiego agenta ogłoszono człowieka, który byłby w stanie narazić Wolskę na spore niebezpieczeństwo, byle tylko zaszkodzić Moskwie; tym niemniej, mnie jak zwykle (bo jestem człowiekiem niegodziwym) korci, aby zadać pewne przewrotne pytanie.
A właściwie -- dlaczego posiadanie poglądów prorosyjskich miałoby być czymś złym?
Szczerze powiedziawszy nie bardzo to rozumiem. Jeśli chodzi o politykę zagraniczną, wolscy politycy przejawiają różne orientacje, różnie są "pro-". Na przykład, istnieje w polskim parlamencie spora grupa polityków proniemieckich, a także, sporo mniejsza (kiedyś była większa) profrancuskich. Jest frakcja probrytyjska, głównie wśród polityków tak zwanie konserwatywnych. Oprócz tego, właściwie wszyscy nasi posłowie są proamerykańscy, to zyskało już właściwie status dogmatu, no a jeśli ktoś jest proamerykański, to trudno, aby nie był proizraelski. Ba, zdarzają się nawet politycy prochińscy, przecież nie tak dawno nawet pani premier Beata i prezydent Andrew jechali do Pekinu negocjować uczestnictwo w Nowym jedwabnym szlaku. Ostatecznie niewiele z tego wyszło, ale jednak pomysł się pojawił. No i żadna z tych orientacji nie jest uznawana za (nie wiem) obelgę, czy jakiś problem. Natomiast poglądów prorosyjskich mieć nie wolno, bo to "zdrada".
No i zapytuję: dlaczego?
Powiedzą: bo Rosja jest wrogiem. Ale czyim? Polskim? Czy Polska jest w stanie wojny z Rosją? O ile ostatnio sprawdzałem, to nie. Więc dlaczego mielibyśmy ją uznawać za wroga?
No to, kontynuujemy, nie wrogiem, ale rywalem. Ale państwa ze sobą stale rywalizują, to jest w polityce zagranicznej normalne. I normalne jest również to, że z rywalami zawiera się różnorakie taktyczne sojusze, jeśli uznaje się to za korzystne dla państwa. Niemcy również są dla Polski pod wieloma względami ekonomicznym rywalem, a mimo to należymy do tych samych struktur międzynarodowych. I co?
Ale, padnie zaraz odpowiedź, Rosja stanowi zagrożenie dla polskiej suwerenności. Po pierwsze: w jaki sposób? Jak konkretnie Rosja wyciąga swe brudne, "kacapskie" łapska (o tej kwestii za chwilę) po polską suwerenność? Przepatruję historię od 1991 roku in takiego wypadku nie widzę, a wręcz przeciwnie: Rosja uznała swoją porażkę w zimnej wojnie i się z Polski zwinęła, godząc się na dołączenie naszego kraju do Unii Europejskiej i NATO. A zresztą, gdyby i nawet tak było, to przecież wszystkie duże państwa stanowią zagrożenie dla suwerenności państw mniejszych, przecież to stare jak sama historia. Unia Europejska Z ZASADY ogranicza polską suwerenność państwową i podporządkowuje nas w znacznej mierze interesom niemieckim, i nikt z tego problemu nie robi, zapewne w myśl zdroworozsądkowej zasady, że w obecnym świecie trzeba przynależeć do jakiegoś bloku międzynarodowego, a przez to zrezygnować z pełni samodzielności. Słusznie. Tylko znów wracamy do tej samej kwestii: dlaczego godzenie się na interwencje dyplomatyczne USA w polską legislację czy ekonomiczny szantaż Unii mający jawnie na celu zmianę demokratycznie wybranego rządu nie jest "zdradą", a sympatie prorosyjskie, nawet gdyby wiązały się z czymś podobnym, mają nią być?
Następny argument: Rosja ma agentów. No dobrze, na to spuszczamy zasłonę milczenia. Tak, Rosja ma w Polsce agentów. Podobnie jak USA, Niemcy, Wielka Brytania i każdy inny kraj na świecie. Może to będzie szokiem dla niektórych, ale Polska też ma zapewne w Rosji agentów. I co z tego?
Dalej: bo Rosja jest agresywna. Ale przecież Stany Zjednoczone są jeszcze bardziej agresywne i nikomu to nie przeszkadza, ba, my sami je w tej ich agresji niemało wspieramy, bohatersko prowadziwszy demokratyczne obronne wojny miłości na terytorium Iraku i Afganistanu.
Wobec braku argumentów realnych, niewątpliwie natychmiast sięgnie się po te historyczne (jak gdyby one wiele zmieniały, no ale poudawajmy, że tak jest): bo przecież Rosja to dla Polski największy wróg, dziejowy przeciwnik, okupant, prześladowca, przyczyna wszystkich nieszczęść! I znów, zaglądam sobie do książek i, szczerze powiedziawszy, potwierdzenia tej tezy tam nie znajduję. Owszem, mamy z Rosją na pniu, ale bez przesady. Znacznie więcej zła wyrządzili Rzeczpospolitej Obojga Narodów Szwedzi niż Rosjanie, a jednak nie mamy wobec nich aż takich pretensji. Bardzo długo dużo gorsze warunki panowały w zaborach pruskim i austriackim, niż w rosyjskim. Same rozbiory przecież to był pomysł pruski. Ba, przecież Aleksander I Romanow był legalnie koronowanym polskim królem, głową realnie niepodległego państwa z własnym językiem, edukacją, sejmem, prawem i armią, którego istnienie wywalczył wbrew Prusakom i Anglikom, a który to piękny projekt zakończył się bynajmniej nie z rosyjskiej winy, tylko z powodu głupiego powstania, które niczemu nie służyło. Za II RP znacznie więcej wycierpieliśmy od Niemców niż od Rosjan, a do tego -- i to jest wisienka na torcie -- mimo tego, mimo Auschwitz, łapanek, terroru i jawnej intencji, aby Polaków po prostu zniszczyć, z tymi-że Niemcami robimy interesy, podziwiamy ich, pragniemy ich przywództwa i aprobaty. No więc znowu zapytuję (że tak powiem, że tak powiem): dlaczego Niemcom przebaczać winy historyczne wolno, a Rosjanom nie wolno?
Nasuwają mi się dwa wyjaśnienia tego absurdu. Pierwsze, bardzo pesymistyczne, brzmi tak, że choć Rosjanie wrogiem Polski nie są, to mają nim wkrótce zostać, w związku z czym zaczęło się przygotowywanie gruntu. O ile jestem jednak w stanie ocenić możliwości umysłowe polskiej "elity poselskiej", nie sądzę, aby była ona zdolna do uczestnictwa w tak finezyjnej operacji socjotechnicznej. Dlatego też bardziej prawdopodobna wydaje mi się hipoteza druga, jaką jest po prostu fakt, że my w Polsce Rosjan nienawidzimy w sposób iście zoologiczny i na tym opieramy znaczną część naszej tożsamości. Nie wiem, skąd się w nas bierze to idiotyczne poczucie wyższości w stosunku do wszystkiego co leży na wschód od Bugu, ale trzeba być ślepym, żeby go nie widzieć. Polak to pan, to cywilizacja -- Rosjanin, Białorusin, Gruzin, Ormianin (wyjątkiem chyba są teraz Ukraińcy, ale raczej nie na długo) to smród, dzicz, barbaria, omalże podludzie; wspomniana "kacapia", której nie należy dotykać nawet kijem. I ta cała histeria, którą teraz widzimy, bierze się właśnie stąd, podobnie jak nasza polityka wschodnia, stosunek do wojny na Ukrainie i kilka innych rzeczy. I ja naprawdę mam wrażenie, że wielu Polaków woli ryzykować atomową eksplozją w Warszawie, niż traktować Rosjanina jak normalnego człowieka, a Rosję jak normalne państwo. No a jeśli tak, to...
...pstro. Tyle mam do powiedzenia.
I żeby było jasne, ja sam nie mam poglądów prorosyjskich, przynajmniej mi się nie wydaje. Ja po prostu nie mam poglądów antyrosyjskich. Traktowanie państwa jak państwa nie oznacza padania przed nim na kolana w geście uwielbienia. Może zresztą w pewnym sensie tu leży problem, bo nienawiści do wschodu towarzyszy w Polsce poddańcze uwielbienie dla zachodu. Z Rosją należy uważać, bo, jak napisałem, ma swoje interesy i imperialne ambicje, zapewne nie zawsze zgodne z polską tzw. racją stanu. Natomiast nawet jeśli tak to wygląda, to przecież tym bardziej należy prowadzić wobec niej normalną politykę, dokładnie po to, aby mieć w ręku pewne karty do grania w tę wielką grę. Mnie polska racja stanu nie bardzo interesuje, z przyczyn, które wyjaśniło się na tym blogu więcej niż raz. Ale skoro państwa istnieją i jeszcze długo istnieć będą, to mnie zależy tylko na tym, aby zapewniały swoim obywatelom pokój i względny dobrobyt, a bezalternatywne odcinanie się od swojego największego sąsiada i parcie do konfrontacji w imię psychologiczno-socjologicznych urojeń wyższościowych temu raczej nie służy.
Na koniec, ja w każdym razie Rosjanami nie gardzę i gardzić nimi nie będę, bo ja już taki jestem dobry chłopak, że choć ich nie kocham, to staram się ludźmi nie gardzić, a jak już kimś gardzę, to w oparciu o osiągnięcia indywidualne (idiotyzm jest zjawiskiem ściśle kosmopolitycznym). Ogólnie, tak szerzej mówiąc, czucie się lepszym od innych z racji pochodzenia to jakaś skrajna dziecinada.
Acz "wszystko", jak wiadomo, "podszyte jest dzieckiem".
Maciej Sobiech
"People have called me vulgar, but honestly I think that's bullshit". - Mel Brooks
"People think I'm crazy, 'cause I worry all the time -- if you paid attention you' d be worried too". - Randy Newman
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka