Miało być o Wielkanocy, ale pojawił się nowy temat, więc jeszcze go wrzucę tutaj w ramach ustawicznej dygresji.
Jak może ktoś zauważył, interesuję się anarchizmem. Mało tego, bo w zasadzie się za anarchistę uważam, acz w specyficznym sensie (natomiast trudno mi sobie wyobrazić anarchistę, który nie chciałby być specyficzny -- to inna sprawa). Dlatego czasami zdarza mi się czytać anarchistyczne dzieła, przy czym, jako mentalny dinozaur, raczej staram się najpierw zgłębić klasykę, a dopiero potem przejść do komentarzy. Regułę tę złamałem niedawno dla "Post-anarchizmu" Saula Newmana. Gdzieś widziałem, ktoś polecał -- ooo, warto, wielka sprawa -- no to się złamałem i sięgnąłem. Niestety, generalnego entuzjazmu nie podzielam. W mojej opinii dzieło jest, po prostu, słabe -- a na dodatek ucieleśnia wszystko to, co jest nie tak z myślą współczesną.
Dobrze niniejszym -- w czym leży jego słabość? Po pierwsze, już w samej metodologii; Derrida, Foucault, Deleuze -- doświadczenie nauczyło mnie, że gdy widzi się we wstępie nazwiska tych francuskich dekadentów, to nie warto mieć wielkich oczekiwań. Jak zwykle, ta zasada się sprawdziła -- i zastosowanie w myśleniu narzędzi poststrukturalistycznych/postmodernistycznych przyniosło dwa niezmiernie irytujące skutki.
1. W sferze języka -- bo Newman jest, podobnie jak jego mistrzowie, niewiarygodnie mętny; i to kompletnie bez potrzeby, bo większość tego, co pisze, nie należy do spraw przesadnie skomplikowanych. Ta i tak bardzo krótka książka mogłaby być dwa razy krótsza, gdyby o pewnych sprawach napisać prostym językiem zdrowego rozsądku, zamiast wikłać się w przedziwne, pół-mistyczne dyskursy o "kłączowatościach", "pojedynczościach", "nie-władzach", i innych owocach tak charakterystycznej dla prądów ponowoczesnych inflacji pojęć. W sumie nie byłoby w tym nic złego (niech sobie każdy pisze jak chce, najwyżej można gościa nie czytać), gdyby nie fakt, że autor deklaruje powinowactwo z tradycja anarchistyczną, którą cechuje właśnie między innymi niechęć do przesadnie skomplikowanych systemów filozoficznych, uznawanych za narzędzia sprawowania intelektualnej kontroli. Jak zwykle zatem w przypadku "myśliciela" współczesnego (o tym cudzysłowie za chwilę), deklaracje in actu signato (teoretyczne) znajdują swoje zaprzeczenie in actu exercito (w praktyce).
2. W sferze faktów -- ponieważ, znów: w charakterystyczny dla swoich mistrzów sposób, Newman, zgodnie z ponowoczesną zasadą, że nie ma prawdy i uczony nie ma długu w stosunku do świata, przeprowadza w stosunku do anarchizmu dość daleko idącą selekcję autorów, a właściwie wspomina tylko o Bakuninie, Kropotkinie i Sorelu, natomiast kompletnie pomija postaci, nie pomniejsze przecież bynajmniej, takie jak choćby Rudolf Rocker czy Enrico Malatesta. Jest to po prostu metodologicznie niechlujne, ale ma również przełożenie na inną sferę intelektualnego wysiłku, mianowicie:
3. Na sferę idei -- ponieważ, pławiąc się w ponowoczesnej sztuce dla sztuki i dobierając fakty pod tezę, Newman bardzo często albo mówi rzeczy banalne, albo wyważa otwarte drzwi, robiąc to dodatkowo w przekonaniu, że dokonuje wielkich odkryć. Na przykład, jego krytyka anarchizmu Kropotkina jako nieco sztucznego i dogmatycznego jest zupełnie zasadna -- problem w tym, że przeprowadził ją dużo wcześniej (i dużo lepiej) w swoich krystalicznie logicznych esejach Enrico Malatesta. Ale nie koniec na tym -- ponieważ ostatecznie myśli Newmana przyjmują kierunek z perspektywy anarchistycznej nieco dziwny i kończą się apoteozą Maxa Stirnera i wizji "społeczeństwa egoistów" jako najwyższego urzeczywistnienia anarchistycznego ideału, co mnie raczej wydaje się -- jeżeli czymkolwiek, to jego zaprzeczeniem.
4. To zaś wszystko prowadzi do skutku ostatecznego i najważniejszego zarazem, mianowicie: tego, że książka Newmana jest po prostu słabą filozofią. Zaczyna się od analizy historycznej, jak zwykle w przypadku myślicieli ponowoczesnych prowadzonej zgodnie z zasadą chochoła (po angielsku: straw man -- przypisuję komuś jakiś pogląd, a potem go "obalam"*), a kończy na kwestiach prostej logiki, o których napomknąłem wyżej. Tym niemniej, w przypadku sposobu myślenia będącego właściwie doprowadzonym do absurdu sceptycyzmem, takie zjawisko nie może dziwić. Sceptycyzm może być tylko umysłowym nastawieniem, natomiast nie może wydać systemu pojęć. Jeżeli go wydaje, staje się już nie-sceptycyzmem. I wszystko jedno, jak te pojęcia sobie skonstruujemy werbalnie. Powiedzieć można wszystko -- ale nie wszystko można pomyśleć, bo tutaj obowiązują pewne uniwersalne reguły. I możemy tysiąc razy zarzekać się, że nasz system jest niesystematyczny -- i tak będzie systemem; albo że nasze pojęcia są "nieesencjalne" -- w ostatecznym rozrachunku okażą się one zawsze dokładnie taką samą intelektualną esencją, jak systemy tradycji metafizycznej. Różnica polega na tym, że myśliciele metafizyczni tworzyli i tworzą swoje systemy świadomie, a przeciwnicy metafizyki są swojej metafizyczności kompletnie nieświadomi. Nieświadomość to piękna rzecz i nie należy jej lekceważyć. Problem w tym, że jej domeną jest poezja, a nie filozofia.
Ostatecznie zatem, książka Newmana stanowi dla starającego się logicznie myśleć czytelnika skądinąd spory zawód. Tym niemniej, jak już zaznaczyłem wcześniej, właściwie nie powinno to stanowić zaskoczenia. Jest ona bowiem owocem "myśli" do bólu współczesnej -- a ta "myśl" charakteryzuje się tym, że myślą wcale nie jest, przynajmniej nie sensu stricto. Prawdziwa myśl -- myśl zdrowa, kosmiczna, zwraca się w kierunku świata, stara się rozwikłać jego tajemnice. Myśl chora, jak zauważył Rudolf Steiner, zaczyna kręcić się wokół własnej osi -- nie w próbie stworzenia niesprzecznej teorii poznania (ponieważ wtedy traktuje się jako element kosmosu) -- ale w akcie niezdrowej autorefleksji, która zamyka ją w sobie i czyni zarówno punktem wyjścia i punktem dojścia, staje się myśleniem o myśleniu. Osobiście sądzę, że ta dewolucja ma jeszcze dalszy stopień -- i jest nim myślenie o myśleniu o myśleniu, czyli już kompletnie "techniczna" analiza nie samej myśli, ale jej zewnętrznych tworów i arbitralna z nimi zabawa. Takie zjawisko sprawiedliwie można nazwać już nie myśleniem, nawet nie chorym myśleniem, ale post-myśleniem. Związek z rzeczywistością został zerwany całkowicie, wszelkie mosty łączące człowieka z kosmosem spalone, a oszalała ludzka inwencja zerwała się ze smyczy, całkowicie nieskrępowana w generowaniu "tekstu", o którym podświadomie sądzi, że w istocie nic nie znaczy. Taka jest właśnie ponowoczesność -- i taka jest właśnie myśl Saula Newmana.
Wszystko to wiedzie mnie do wniosku, że filozofia w znaczeniu, jakie nadajemy jej w Europie, po prostu się wypaliła. W swoich mutacjach współczesnych, stała się, zgodnie z genialnym sformułowaniem Maritaina, ideozofią, sztuką tworzenia systemów dla samych systemów. W swojej odsłonie klasycznej, nie zaspokaja najwyższych potrzeb człowieka i może mu służyć wyłącznie jako przygotowanie do dalszej podróży -- przygotowanie konieczne, ale jednak tylko przygotowanie. Ten proces wydaje mi się konieczny z perspektywy ewolucji ludzkiej duszy, ale, niezależnie co by o tym sądzić, bezdyskusyjnie potrzebujemy czegoś nowego, co pozwoliłoby nam ocalić -- cóż, nie mogę powstrzymać się tutaj przed użyciem słowa że zbioru wielkich -- no, tę-że duszę właśnie: świadomość związku ze światem i poczucie za ten świat odpowiedzialności. Moim skromnym zdaniem za to "coś więcej" należy uznać zdrowo pojętą duchowość, o której tutaj już pisałem nie raz, a więc raz kolejny pisać nie będę, bo bardzo nie lubię takich krystalicznie oczywistych konkluzji (zachodzi tutaj różnica mniej więcej taka, jak między moralnością a moralizowaniem). Natomiast skonkluduję w ten sposób, może nieco mniej oczywisty, że dopiero oparty na takim duchowym fundamencie anarchizm przestaje być utopią bądź regresywnym powrotem do młodzieńczego buntu, a staje się czymś realnym -- bo praktycznie dokładnie to samo można powiedzieć o wszystkim innym na świecie.
Maciej Sobiech
* Przykład: Newman twierdzi, że metafizyczne myślenie o człowieku poniosło klęskę, ponieważ "nie da się zdefiniować indywidualnego życia". Pytanie: czy klasyczna metafizyka faktycznie próbowała definiować jednostki? Nie próbowała. Cały problem okazuje się wyssany z palca. W książce podobnych przypadków znajdzie się całe mrowie.
"People have called me vulgar, but honestly I think that's bullshit". - Mel Brooks
"People think I'm crazy, 'cause I worry all the time -- if you paid attention you' d be worried too". - Randy Newman
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura