Podsumowując: tomizm i Tomasz okazali się na mojej drodze etapem, a nie stacją końcową. Natomiast nigdy nie zbędę wdzięczności w stosunku do kilku wielkich ludzi, którzy uratowali mnie w trudnym momencie mojej wędrówki i połączyli na nowo z wielką tradycją metafizyczną naszego kontynentu, którą naprawdę powinniśmy się chlubić i która jeszcze, jak mam nadzieję, powróci na należne sobie miejsce, gdy skończy się zima naszej goryczy.
No tak, bo to dzisiaj.
Oj, Tomasz, Tomasz... przestawaliśmy ze sobą nieco w swoim czasie. No i z bardzo dobrego powodu, bo Tomasz, jak i również jego uczniowie współcześni, uratowali mnie przed kompletną rozpaczą i nihilizmem, z jakimi zmagałem się w czasach studenckich. Pamiętam, jak przy okazji przygotowań do pisania pracy licencjackiej przeczytałem pierwszą tomistyczną książkę w życiu: "O miłości" Josepha Piepera (oczywiście w angielskim przekładzie). Byłem urzeczony. Pierwszy raz w życiu zobaczyłem system, który czerpiąc z klasycznych wzorców (ciekawostka: Pieper w praktycznej pracy z problemami inspirował się głównie Platonem) potrafił udzielić przekonujących i logicznych odpowiedzi na pytania współczesności; i pierwszy bodaj, w którym nie zlokalizowałem elementów wewnętrznie sprzecznych. Żadnych błędnych kół, żadnych milczących przedzałożeń, żadnych "tajnych" wyjątków od reguły -- wszystko było jasne, logiczne, konsekwentne, od jasnych pierwszych zasad do końcowych wniosków, a do tego piękne, bo ta książka Piepera to małe arcydzieło. Do tego splotło się to w czasie ze swoistym przebudzeniem religijnym
Potem sprawy potoczyły się same. Zacząłem czytać coraz więcej -- Gilsona, Garrigou-Lagrange'a, Chenu, Adlera (ale Mortimera), nawet tego naszego Krąpca, do którego jednak nie umiałem się przekonać, oczywiście samego Tomasza, z którego przeczytałem pisma mniejsze, Summę przeciw poganom, no i większość Summy teologicznej (na część trzecią nie starczyło czasu, zresztą mnie trochę nużyła). Ale największym odkryciem okazał się, jak ktoś może pamięta (jeżeli coś tu czyta), Jacques Maritain, którego do dzisiaj uważam za swojego filozoficznego mistrza, od którego nauczyłem się Myślenia (takiego właśnie przez wielkie "M"). Do dziś wspominam te czasy z rozrzewnieniem. Tomizm to jest naprawdę piękny system, który warto poznać -- acz, trzeba powiedzieć, na jego zrozumienie potrzeba dużo czasu (zapewne dlatego większość ludzi, którzy wypowiadają się na jego temat plecie bzdury, głównie związane z Artystotelejskim modelem układu słonecznego).
Podsumowując niniejszym: co mi dał tomizm?
1. Nauczył logicznego myślenia i sprawnej analizy pojęć.
2. Uratował wierność klasycznemu obiektywizmowi w kwestiach poznania, etyki i estetyki.
3. Wyczulił na analogiczność funkcjonowania intelektu i na wielość różnych porządków poznania oraz różnych odpowiadających im nauk i metod (co dla humanisty nie jest bez znaczenia).
4. Co najważniejsze: otworzył oczy na to, co prawdziwie meta-fizyczne, a zatem duchowe: na świat czystych istot, bytów czysto umysłowych, na Absolut.
5. Nauczył logicznie bronić realizmu przeciwko współczesnemu "idealizmowi" (nie mylić z idealizmem klasycznym).
6. No i, na dodatek, poniekąd mimochodem unaocznił, jak miałka i ograniczone jest w gruncie rzeczy wiedza filozoficzna większości ludzi. Bo, jak zresztą zasygnalizowałem wyżej, ilość bredni, które się wygaduje na temat systemu tomistycznego, jest chyba rekordowa w skali dziejów. "Tomizm nie radzi sobie z teorią względności", "Pojęcie substancji wyklucza ewolucję", "Metafizyka przeczy prawom mechaniki Newtona" -- wszystko to czytałem, własnymi oczyma, w odniesieniu do tej wielkiej szkoły i nie mogłem tymże oczom uwierzyć. Bo wszystkie te kwestie zostały już przez różnych tomistów wyjaśnione i opracowane. Oczywiście, w języku tomistycznym, co niektórym przeszkadza -- ale, na Boga, jak to może komuś przeszkadzać? Nikt nie ma pretensji do kantystów, że interpretują świat po kantowsku, ba!, przecież i platoniści są jeszcze na świecie i nikt nie mówi, że myślą w sposób "przestarzały", nawet jeżeli się z nimi nie zgadza; dlaczego więc tomistom odmawia się praktycznie prawa do intelektualnego istnienia?
Odpowiadam: trochę na ich własną prośbę. Ponieważ tomizm ma jednak, oprócz swych licznych zalet, także liczne wady, które właściwie wszystkie sprowadzają się do tego, że jest filozofią kościelną -- a zatem nie korzysta z pełnej wolności myśli. Wielka liczba tomistycznych zasad jest przyjęta nie ze względu na filozoficzne doświadczenie, jak to być powinno, ale ze względu na obsesję dochowania wierności kościelnej ortodoksji. Stąd na przykład najgorsza w tym systemie sprawa, jaką jest wyraźna ciągota do materializmu, wyrażająca się najdobitniej w dogmacie: nie ma nic w umyśle, czego w zmysłach pierwej nie było. Kontakt ze światem duchowym -- owszem, ale tylko pośredni; dlaczego?
Odpowiedź: ponieważ przy bezpośrednim kontakcie ze światem duchowym, znika konieczność istnienia kościoła w rzymskim rozumieniu: jako pośrednika między Bogiem i ludźmi.
Niestety, tak to właśnie w wypadku tomizmu wygląda. I cała intelektualna wielkość tej budowli, geniusz niektórych z jej budowniczych (no i, oczywiście, przede wszystkim samego Tomasza), ich wrażliwość, moc i erudycja, nie są w stanie zadośćuczynić za tę fundamentalną skazę. Ba, przecież sam Maritain, który najwyraźniej przejawiał wśród tomistów skłonność do idealizmu obiektywnego, był i jest właśnie ze względu na to traktowany w środowisku tomistycznym cokolwiek nieufnie. O, proszę, i TO jest bardzo realny zarzut w stosunku do tego systemu. Szkoda, że akurat z ust najzajadlejszych jego krytyków go nigdy nie słyszałem.
Podsumowując: tomizm i Tomasz okazali się na mojej drodze etapem, a nie stacją końcową. Sądzę bowiem, że filozoficzne doświadczenie człowieka, jeżeli starać się mu poddać obiektywnie i uznać jego autorytet, wskazuje na coś innego: na bezpośredni dostęp ludzkiej duszy do świata duchowego. I ten fakt pchnął mnie w kierunku innych nieco myślicieli, takich jak Main de Biran, Rudolf Steiner (bo Steiner był, w swoim czasie, biegłym filozofem) czy wreszcie sam Platon, którego niby znam, ale którego teraz poznaję w zupełnie inny sposób, o ile oczywiście mam czas. Natomiast nigdy nie zbędę wdzięczności w stosunku do kilku wielkich ludzi, którzy uratowali mnie w trudnym momencie mojej wędrówki i połączyli na nowo z wielką tradycją metafizyczną naszego kontynentu, którą naprawdę powinniśmy się chlubić i która jeszcze, jak mam nadzieję, powróci na należne sobie miejsce, gdy skończy się zima naszej goryczy.
Maciej Sobiech
"People have called me vulgar, but honestly I think that's bullshit". - Mel Brooks
"People think I'm crazy, 'cause I worry all the time -- if you paid attention you' d be worried too". - Randy Newman
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura