Ostatnio nasunęło się tutaj mimochodem pytanie o to, czy politykę można oceniać w kategoriach moralnych. Odpowiadam:
Oczywiście, że tak.
ALE -- w zasadzie, to jednak nie.
Już wyjaśniam.
Tak, ponieważ ocenianie różnych rzeczy w kategoriach moralnych to coś, co człowiek może i powinien robić. Dobro i zło, wbrew temu, co nam usiłują wmówić relatywiści wszystkich epok, to najbardziej bodaj jednoznaczne i intuicyjne kategorie, jakie sobie można wyobrazić i do tego takie, które mają zasięg transcendentalny. W naturalny sposób, zatem, także politykę każdy zdrowy rozum powinien oceniać przez pryzmat właśnie dobra i zła, a zatem: moralności/aksjologii.
Natomiast nie -- ponieważ taka ocena może mieć charakter wyłącznie zewnętrzny, ale nie wewnętrzny.
Różne porządku rzeczywistości, a co za tym idzie -- różne porządki poznania -- ustosunkowują się do siebie na bardzo różnorodne sposoby. Myśl współczesna jest prosta, by nie powiedzieć -- prostacka, i od XIX wieku wszystko usiłuje zredukować do jednego czynnika, który wyjaśnia każde zjawisko (przykłady: materialistyczny mechanicyzm albo darwinistyczny ewolucjonizm). Niestety, ale tak nie jest -- i w różnych sferach kosmosu działają odmienne zasady, szczególnie sferach życia i wolności, bo życie i wolność są z natury twórcze i potrafią generować realnie nowe jakości. Niestety, możliwość rozwoju implikuje także możliwość degeneracji -- i tak też zdarzają się formy życia, szczególnie społecznego, zdegenerowane i patologiczne, które funkcjonują na nieco odmiennych zasadach, niż reszta świata. I taką właśnie sferą jest polityka. Bo polityka, jak ją obecnie rozumiemy, nie stanowi normalnej sfery życia, tylko właśnie patologiczną, a jej patologia przejawia się w tym, że z natury jest -- niemoralna. A jest niemoralna, ponieważ wzięła się z podboju. Wszystkie nowoczesne państwa, praktycznie rzecz ujmując, są owocem najazdów i siłowej konsolidacji władzy wokół jednego centrum, bez oglądania się na racje moralne. I dlatego też funkcjonują według dokładnie tej samej logiki -- działają, sądzą i rozwijają się wyłącznie siłą, przez siłę i dzięki sile. Z tego też względu, choć możemy stosować kategorie moralne do oceniania polityki en bloc, a także do oceniania starcia czynników normalnych (społecznych*) z politycznymi, to do oceny zjawisk stricte politycznych -- już nie. Bo to jest inny porządek. Analogię tej sytuacji (swoją drogą, ciekawe, ilu znajdzie się przygłupów, którzy nie rozumieją, czym jest analogia) możemy znaleźć w wypadku półświatka. Absurdem byłoby debatować, po czyjej stronie leży "racja moralna" podczas wojny gangów -- dokładnie dlatego, że stworzenie gangu w punkcie wyjścia oznacza wyrzeczenie się takich kategorii.
Jak zatem patrzeć na politykę? Moim skromnym zdaniem na dwa sposoby -- pragmatycznie i idealistycznie.
Pragmatycznie, ponieważ, jak to wielokrotnie pokazała historia, myślenie pragmatyczne pozwala zminimalizować straty i ocalić jak najwięcej ludzkich istnień przed dobrodziejstwem tzw. relacji międzynarodowych; a ze względu na nieobecność w polityce pojęć takich jak racja moralna czy słuszność, to jest właśnie dla mnie najważniejszy cel poniekąd relacji wewnętrznych, a na pewno międzynarodowych.
Idealistycznie -- ponieważ ja przynajmniej jednak nie tracę wiary, że politykę można zmienić. Państwo, poza sytuacjami krytycznymi, takimi jak okresy przejściowe i związane z nimi brutalne dyktatury, to jednak nie gang. I generalnie rzecz ujmując, chcąc skutecznie i bezpiecznie wyzyskiwać społeczeństwo przez dłuższy czas, musi iść z nim na daleko idące kompromisy. Szczególnie jasno widać to w Europie, która jednak -- mimo swojej hipokryzji i imperializmu -- ma w dziedzinie cywilizowania życia państwowego realne osiągnięcia. Tak naprawdę, w swojej dużej części rozwój życia politycznego na naszym kontynencie polegał głównie na jego ponownej decentralizacji, na przekazywaniu coraz większych prerogatyw w ręce jednostek i wspólnot organicznych. Ba, przecież od XVIII/XIX wieku praktycznie wszystkie, i intelektualnie sprzeczne, doktryny polityczne, takie jak choćby socjalizm i nacjonalizm, w swoich głębiach duchowych poruszane były właśnie przez impuls moralny, jakim jest dążność do zlikwidowania charakterystycznej dla życia państwowego alienacji i przywrócenia ludziom bezpośredniego wpływu na życie zbiorowe (oczywiście, i socjalizm i nacjonalizm w większości swoich emanacji usiłowały to uczynić niewłaściwymi środkami, popadając w absurdy). To jest właśnie moc ducha -- moc osoby. I to daje nadzieję, przynajmniej ja tak uważam, że ten proces kiedyś zostanie doprowadzony do końca -- i że demokratyczne, przynajmniej nominalnie, państwa zostaną najpierw realnie "przechwycone" przez obywateli, a następnie dokonają demokratycznej samolikwidacji.
I może kiedyś naprawdę uda się człowiekowi stworzyć relacje międzynarodowe, w których ktoś będzie miał słuszność.
Maciej Sobiech
*Na przykład: w wojnach moralną słuszność mają społeczeństwa przeciwko państwom.
"People have called me vulgar, but honestly I think that's bullshit". - Mel Brooks
"People think I'm crazy, 'cause I worry all the time -- if you paid attention you' d be worried too". - Randy Newman
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka