Jan Steen  (1625/1626–1679), "Szkoła dla chłopców i dziewcząt", 1670.
Jan Steen (1625/1626–1679), "Szkoła dla chłopców i dziewcząt", 1670.
Maciej Sobiech Maciej Sobiech
311
BLOG

Kilka spóźnionych uwag o nadchodzącej reformie edukacji

Maciej Sobiech Maciej Sobiech Edukacja Obserwuj temat Obserwuj notkę 13

No tak; znów się spóźniam z komentarzem, bo w kraju tyle się dzieje, a ja albo w pracy albo mi komputer nawala. Ale, ponieważ sprawa edukacji jest mi bliska, to jednak się wypowiem.

Mianowicie: ostatnio wszystkich "grzała" kolejna znów kwestia, czyli zapowiadana reforma edukacji, mająca obejmować m.in. redukcję podstawy programowej z pewnych przedmiotów, zmniejszenie listy lektur obowiązkowych i zakaz zadawania prac domowych. I większość komentarzy, jakie widziałem, miała -- rzecz jasna -- charakter kasandryczny: oj-oj-oj, co to będzie, młodzież zgłupieje, jak to, TO PRZECIEŻ JUŻ ONI W OGÓLE NIE BĘDĄ NIC CZYTAĆ, a bez prac domowych -- no jak? Przecież bez tego się NIE DA NICZEGO NAUCZYĆ, BĘDZIEMY MIELI SPOŁECZEŃSTWO TROGLODYTÓW!

No, i tak dalej, i tym podobne, koniecznie z capslockiem.

No i właśnie a propos tego ogólnego nastroju, jaki znalazł wyraz w komentarzach zarówno internetowych anonimów, jak i niektórych tzw. poważnych publicystów, dwa słowa.

Po pierwsze: proponowane zmiany to nie jest nic nowego, ani szczególnie rewolucyjnego. Na przykład, nie widzę żadnej  sensacji w propozycji odchudzenia podstawy programowej. To jest chyba oczywiste, że podstawa programowa nie jest dobra wtedy, gdy jest jak najobszerniejsza, tylko wtedy, gdy jest funkcjonalna, tzn. da się ją zrealizować w danym zakresie czasu. Obecnie, o ile się orientuję, polskie szkoły mają z tym problem (na pewno w przypadku języka polskiego). Niechybny to znak, że program mamy przeładowany, a zatem trzeba to zmienić. Naprawdę, nie wiem, co trzeba mieć w głowie, żeby myśleć, że dużo informacji zawsze znaczy lepiej. No dobrze, to idźmy dalej, zadawajmy dzieciakom do przeczytania na następny dzień encyklopedię -- zacznijmy od jednego tomu. Wtedy to dopiero będą mądre i uczone, prawda?

No, chyba jednak nie. Schodzimy na ziemię.

Tak samo z listą lektur. Wiadomo, że dobrze, aby ludzie znali jak najwięcej z kanonu swojej "narodowej" (tfu!) literatury, ale nauczyciele i uczniowie pracują w pewnych konkretnych warunkach i mają do dyspozycji ograniczone środki czasowe. Obecnie ta lista jest za długa i lektury robi się po łebkach, a niektórych nie robi się w ogóle. I znów: to po prostu oznacza, że należy ją skrócić, bo lepiej jest zrobić mniejszy zakres materiału porządnie i metodycznie, niż więcej nieporządnie i niemetodycznie.

Prawda? Znaczy, nie wiem, czy ja mówię jakieś rzeczy kontrowersyjne?

Oczywiście, jest jeszcze kwestia sposobu przeprowadzenia tych zmian, bo je można przeprowadzić dobrze, albo źle, i tu zapewne dyskusja BY miała jakiś sens, tylko że... ona jeszcze nie może mieć miejsca, bo dokładny kształt zmian nie został jeszcze przedstawiony. Możliwe zresztą, że o to oburzonym chodzi i obawiają się nie tyle samej zmiany, tylko tego, jak je przeprowadzi środowisko Lewicy. No, to nawet i zrozumiałe, tylko że niewiele zmienia co do meritum problemu. Po prostu, jak zwykle ludzie nie odróżniają tego, co ogólne (zasady) od szczegółowej aplikacji.

Jeżeli natomiast chodzi o prace domowe, to tutaj już kompletnie nie rozumiem kwestii. Nie wiem, skąd się wzięło śród ogółu przekonanie, że praca domowa jest w edukacji niezbędna. Chyba tylko dlatego, że "zawsze ta było", ale i to nieprawda, ponieważ praktyka niezadawania prac domowych, przynajmniej do pewnego wieku (15, 16 lat) jest obecna w wielu systemach edukacji niekonwencjonalnej, np. w szkołach waldorfskich, w których uczą się niemieckie elity, i Montessori. To naprawdę nie jest nic strasznego ani nienormalnego, a raczej wręcz przeciwnie. Kiedy kończyłem kurs pedagogiczny w katowickim WOM, to nam mówili, że według wszystkich najnowszych badań, praca domowa daje coś TYLKO wtedy, jeżeli uczeń CHCE ją odrobić. Jak się męczy i robi ją wbrew sobie -- nic; kompletnie. Takie są po prostu fakty. Ja już tych badań nie pomnę, bo to było dość dawno, ale na szczęście wcale nie muszę, bo odrobina zdrowego rozsądku wystarczy, aby zrozumieć, że to czysta prawda. Człowiek zapamiętuje na różne sposoby, ale na pewno nie wtedy, kiedy jest zmęczony, znudzony i ciągnie go do innych zajęć. Idea, że najlepszym przyborem dydaktycznym jest rózga, była modna w Europie przez pewien czas, ale chyba ten czas już minął -- i należałoby wyprowadzić z tego pełne konsekwencje.

NATOMIAST -- i tutaj dochodzimy do najważniejszej mojej uwagi, na której zakończę -- wszystkie te dyskusje, rozważania, teorie edukacyjne i tak dalej, mają sens przy założeniu, że system szkolnictwa funkcjonuje dobrze, uczniowie chcą się uczyć, a rodzice wspierają nauczycieli w ich pracy. Problem w tym, że w Wolsce tak nie jest. O ile jestem to w stanie stwierdzić na podstawie mojej krótkiej przygody na uniwersytecie, poziom polskiej młodzieży wychodzącej z liceum jest gorzej, niż denny. Znaczna część ludzi otrzymuje maturę nie przeczytawszy ani jednej lektury, nie wiedząc nic na temat historii Wolski czy kontynentu, z wiedzą ogólną na poziomie trzynastolatka MOŻE (przy dobrych wiatrach), schamiała, roszczeniowa, leniwa i zdemoralizowana, no bo plagiat i nagminne uciekanie się do plagiatu jest niemoralne. Nie wszyscy, nie zawsze -- bynajmniej; ale to jest naprawdę zjawisko powszechne. I TO jest prawdziwy problem, nad którym by się trzeba chwilkę zastanowić, no bo, na Boga, CZEMU to tak wygląda? 

Ja nie wiem. Domyślam się, ale nie wiem. I chciałbym, aby ludzie, którym się za to płaci w podatkach miesiąc w miesiąc, mi powiedzieli.

Niestety, nie stanie się to, ponieważ ludzie lubią żyć w złudzeniach, bo złudzenia uwalniają od odpowiedzialności i konieczności myślenia. Dlatego też w kwestii edukacji tak się będziemy bujać, jak w innych dziedzinach życia, między dwiema skrajnościami, "konserwatywną" i "postępową", z której żadna nie będzie się naprawdę odnosić do meritum i żadnej nie będzie zależało ani na niczyim "dobru", ani na ideałach, państwie, społeczeństwie i tym podobnych bzdurach, tylko na tym, aby się pozachwycać sobą i swoją "mądrością, która przyszła z wiekiem", kompetencją, wykształceniem i czym tak jeszcze, a przy okazji zapewne zbić na wszystkich tych machinacjach dobre pieniądze.

A tak swoją drogą, to szkoła, zgodnie z genialną obserwacją Gombrowicza, nie kończy się nigdy...

Może i w tym jest problem...

Maciej Sobiecha

Udostępnij Udostępnij Lubię to! Skomentuj13 Obserwuj notkę

"People have called me vulgar, but honestly I think that's bullshit". - Mel Brooks "People think I'm crazy, 'cause I worry all the time -- if you paid attention you' d be worried too". - Randy Newman

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (13)

Inne tematy w dziale Społeczeństwo