Joseph Severn, "John Keats", ca. 1821-23
Joseph Severn, "John Keats", ca. 1821-23
Maciej Sobiech Maciej Sobiech
158
BLOG

John Keats, czyli o kulturę prawdomówności

Maciej Sobiech Maciej Sobiech Literatura Obserwuj temat Obserwuj notkę 3

 Dawno nie było wpisu stricte literackiego, więc pomyślałem, że warto to naprawić. nie mam chwilowo czasu na szczegółowe analizy -- tym jednak, czym mam czas się zająć, jest bardzo ważne (w moim przekonaniu) zagadnienie, jakim jest coś, co można nazwać pasją prawdy, którą obserwujemy w utworach Johna Keatsa.

    Kwestia prawdy, czy szukania prawdy, zajmowała Keatsa od bardzo młodego wieku (zresztą innego przecież nie dożył). Według zgodnych świadectw tak swoich znajomych, jak i tego, co możemy znaleźć w jego listach, była to dusza refleksyjna, wrażliwa, intelektualna, próbująca dociec najważniejszych faktów świata i istnienia. Dodajmy, że była to dla angielskiego artysty sprawa niezwykle trudna. Filozofia, teologia, potocznie pojmowana religia, nawet nauka (którą, jako jeszcze pod wieloma względami dziecko wieku XVIII szanował niemal bałwochwalczo) -- żadna z tych aktywności ludzkiego rozumu nie dała niespokojnemu umysłowi tego, czego szukał. Stąd też, na przykład, jego słynny agnostycyzm, w którym trwał do końca (a na pewno prawie do końca) życia. Mimo tego jednak -- a może właśnie: dokładnie ze względu na to -- owo pragnienie prawdy, dążenie do prawdy, których płomień świecił w jego duszy, nie tylko nie zmniejszyły się, ale przeciwnie: z biegiem lat przybierały na sile, szukając skutecznego narzędzia, przy pomocy którego mogłyby się urzeczywistnić. Narzędziem takim, jak można się domyślać, okazała się poezja, a właściwie wyobraźnia, znajdująca najdoskonalszy wyraz właśnie w poezji.

    Najlepszy bodaj przykład tego nastawienia znajdujemy w słynnej "Odzie do urny greckiej", w której podmiot liryczny, utożsamiając się imaginatywnie (patrz wpis poprzedni) z kontemplowaną przez siebie tytułową urną attycką, kończy swoją wypowiedź słynnymi słowami: "Beauty is truth, truth beauty,—that is all/ Ye know on earth, and all ye need to know". Fraza ta, nastręczająca tak wielu problemów interpretacyjnych zobsesjonowanym na punkcie "dowodów" ekspertom, w swojej istocie wydaje się bardzo prosta i sprowadza się właśnie do przeświadczenia, że piękno (dzieł tak natury, jak kultury), ujmowane przez wyobraźnię w kontemplacji estetycznej i następnie wyrażane w aktywności twórczej (której owoce stanowią naraz i grecka waza i opisujący ją liryk) stanowi najlepszą, czy raczej chyba jedyną, drogę do poznania czegoś prawdziwego na temat świata i człowieka, ponieważ pozwala przemawiać rzeczywistości jej własnym głosem. Teza ta, pozostaje w ścisłej korelacji z innymi niezmiernie ważnym elementem Keatsowskiej myśli, słynną "negative capability" -- "zdolnością negatywną", to znaczy: zdolnością do kompletnego "wycofania się" wobec poznawanego przedmiotu, wyciszenia ego, tak aby ten przedmiot pokazał się takim, jakim jest, stanowiącą -- dodajmy -- według niego najważniejszy przymiot umysłu prawdziwego poety. W każdym razie, na poezję Keatsa należy patrzeć dokładnie w ten sposób: jako na konsekwentną i autentyczną próbę dotarcia do -- i wyrażenia -- prawdy, a chyba nawet Prawdy, ujętej ontologicznie, czyli jako sama rzeczywistość. 

    Niewątpliwie uświadomienie sobie tego faktu wzbogaca niezmiernie i tak już fascynującą lekturę Keatsowskich liryków. Tym niemniej, temat ten przyszedł mi do głowy z zupełnie innego powodu. Zauważmy bowiem, że jeśli jest coś, o czym możemy z pewnością powiedzieć, że nie stanowi części mentalności człowieka współczesnego, to jest nim dokładnie owo bezkompromisowe dążenie do Prawdy, jakie w nich zajmujemy. Sprawa jest zaawansowana do tego stopnia, że aż wstyd o niej pisać. Sam, gdy kilka razy wypsnęła mi się jakaś niebaczna uwaga na ten temat (tzn. że na przykład, no, wypada być szczerym i nie robić innych w jajo), bywałem wyśmiewany. Fakt ten znajduje obecnie wyraz w wyświechtanej skądinąd frazie, iż żyjemy w czasach "post-prawdy", a także w zalewie różnych form relatywizmu, będącym plagą współczesnych uniwersytetów, a przynajmniej ich wydziałów humanistycznych. Jeszcze jako zaangażowanego studenta szokowało mnie za każdym razem aż do samych kości, gdy ten lub inny słynny profesor, utrzymujący się z badania literatury, ogłaszał nam ex cathedra, że prawdy nie ma. Ja już pomijam oczywisty absurd i paradoksalność tych słów, równie nonsensownych w ustach skrajnych sceptyków okresu hellenistycznego, jak współczesnych literaturoznawców -- po prostu stwierdzam pewien fakt: fakt, iż człowiek współczesny doszedł do takiego poziomu zblazowania, iż zamiast prawdy szukać, to się z tego szukania śmieje. Nastawienie to, ma swoje konsekwencje wszędzie: we współczesnej edukacji, pracy, produkcji, polityce, reklamie -- w kościele. We wszystkich tych dziedzinach, dominuje cynizm i uznawane za pewnik przeświadczenie, że prawda jest niedostępna, w związku z czym nie ma potrzeby przejmować się, na przykład, zgodnością słów i czynów, no bo skoro słowa i tak nie oddają rzeczywistości -- no to... jej nie oddają. Innymi słowy: nastąpiła instytucjonalizacja kłamstwa -- instytucjonalizacja, która, co gorsza, stała się czymś tak normalnym, że właściwie nikogo nie oburza. Dałeś się oszukać -- twoja strata, jesteś głupi, no bo kto przy zdrowych zmysłach brałby jakiekolwiek werbalne deklaracje na poważnie? No bo przecież trzeba być kompletnym matołkiem, aby wierzyć, że werbalne wyznawanie ewangelicznej zasady o absolutnej jednoznaczności postaw (na przykład) kogokolwiek do czegokolwiek realnie zobowiązuje, czy że badania naukowe są na poważnie, a polityka rzeczywiście "powinna służyć dobru wspólnemu", czy że naczelną zasadą medyczną jest "przede wszystkim nie szkodzić", że człowiek jest wart więcej, niż pieniądze -- i tak dalej. Większość społeczeństwa pogodziła się z tym, że podobne frazy to najczystsze kłamstwa -- i nie widzi w tym niczego zdrożnego. "Taki jest realny świat", jak dowiedzieliśmy się niedawno z ust pewnego amerykańskiego polityka. I istotnie, taki jest w każdym razie świat, jaki zbudował sobie umysł współczesny.

    Skąd bierze się ta beztroska? No, jako się rzekło -- z przeświadczenia, że słowa nie odpowiadają w żaden sposób realnemu światu. Że to tylko pewne dźwięki, wydawane z siebie przez "małpę, która przypadkowo stworzyła kulturę". A skoro to tylko dźwięki, to nie mają realnych skutków -- po prostu. Za kłamstwo, mówiąc jeszcze inaczej, nic człowiekowi nie grozi. Problem polega jednak na tym, że przeświadczenie to jest kompletnie fałszywe -- bo choć słowa, istotnie, to ledwie pewne dźwięki, to jednak kryją się za nimi różnorakie "intencje" ludzkiej duszy, które -- jak zauważał wielokrotnie Rudolf Steiner -- są czymś tak samo realnym, jak przedmioty fizyczne. I jak fizyczne zdarzenia, także i one mają swoje skutki, choć na pierwszy rzut oka ich nie widać. Bo jest to skutek duchowy, pewna duchowa energia, którą "wpuszczamy" do naszej rzeczywistości (w dużym uproszczeniu: w tradycji wschodu nazywa nazywa się tę energię "karmą"). Znakomitą analizę tego faktu daje nam niemiecki ezoteryk na przykład w wygłoszonych w roku 1916 wykładach "Karma nieprawdomówności" ("Das Karma der Unwahrhaftigkeit"), w której wskazywał, że owa instytucjonalizacja kłamstw i nieszczerości stanowiła jedną z głównych przyczyn wybuchu pierwszej wojny światowej. Na przykład, mówi Steiner, krótko przed wybuchem wojny powstały w różnych częściach świata różnorakie komitety, mające odpowiadać za "budowę dobrobytu" różnych narodów, choćby Słowian bałkańskich. Miały one różne, "humanitarystyczne" nazwy, tam bodaj "Komitet na rzecz promocji dobrobytu", "Towarzystwo przyjaźni ogólnoludzkiej", i tak dalej. Realnie, organizacje te częściej raczej niż rzadziej zajmowały się nie tyle budową dobrobytu, co przerzucaniem broni dla różnych frakcji politycznych. I to kłamstwo zawarte w ich nazwie, czytamy dalej, przyczyniło się do wybuchu różnych konfliktów jeszcze mocniej, niż sama ta broń, którą dostarczano walczącym.

    Nie każdy lubi tego typu klimaty, tym niemniej wydaje mi się, że nawet na poziomie zdroworozsądkowym łatwo zauważyć słuszność tej obserwacji -- bo przecież broń sama nie strzela. Strzela człowiek. Strzela zaś, jeśli nauczy się go, że nie ma w tym niczego złego -- najłatwiej zaś zrobić to w świecie bez świętości, w świecie, w którym każde piękne i wzniosłe słowo jest ośmieszone. Oczywiście jednak, chodzi tutaj o coś jeszcze głębszego,. I choć, jak powiadam, nie każdy takie rzeczy czuje, to jednak mniemam, że niektórzy przynajmniej "widzą" w jakiś sposób głęboką mądrość tej, pozornie dość cudacznej, obserwacji, nawet jeśli nie potrafią chwilowo zamknąć jej w słowach.

    Jeśli zatem pytamy o źródło światowych problemów, jakich obecnie doświadczamy, to wydaje mi się, że istotnie, ta kwestia -- kwestia instytucjonalizacji nieprawdy, kłamstwa i cynizmu powinna zajmować w odpowiedzi na te pytania poczesne miejsce. Tym zaś, co należy w pierwszym rzędzie zrobić, aby im zaradzić, to nie tyle wygaszać ich zewnętrzne objawy (choć i to nie jest bez znaczenia), ale właśnie wykonać pewną pracę wewnętrzną, którą ogólnie moglibyśmy określić mianem budowy kultury prawdy, a przynajmniej prawdomówności -- kultury, w której prawda i dążenie do prawy na powrót stałyby się autentycznymi wartościami i były traktowane na poważnie. Krótkie przemyślenie tego problemu dobitnie uświadamia nam, z jak ogromną kwestią mamy tutaj do czynienia. Coś takiego bowiem, wymagałoby fundamentalnych zmian na każdym niemal poziomie życia -- od rozrywki przez edukację (tutaj przychodzi na myśl tak ważna w wychowaniu antropozoficznym kwestia entuzjazmu), pracę i handel po filozofię, no bo przecież (jak pokazuje doświadczenie) nie da się wyjść z tego cynizmu, jeśli nie uzna się w jakiś sposób rzeczywistości duchowej. Szczęśliwie jednak, podobnie jak kłamstwo, szczerość również stanowi realną siłę duchową, dlatego też nie jesteśmy bynajmniej tak bezradni, jak się wydaje na pozór. Wystarczy, że ową kulturę zaczniemy budować w sobie, to już i tak wiele zmieni. A potem się zobaczy. W każdym razie na pewno warto napisać od czasu do czasu równie banalne rzeczy, szczególnie, że nie pisze ich niemal nikt inny -- no a jeśli w całym tym procesie jakoś pomaga nam literatura, to tym lepiej i dla niej i dla nas.

Maciej Sobiech

Udostępnij Udostępnij Lubię to! Skomentuj3 Obserwuj notkę

"People have called me vulgar, but honestly I think that's bullshit". - Mel Brooks "People think I'm crazy, 'cause I worry all the time -- if you paid attention you' d be worried too". - Randy Newman

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (3)

Inne tematy w dziale Kultura