I will not cease from Mental Fight,
Nor shall my Sword sleep in my hand:
Till we have built Jerusalem,
In England’s green & pleasant Land.
– William Blake, „John Milton”
W pierwszym, „lucyferycznym” okresie swojej twórczości, William Blake był, jak można by powiedzieć, poetą gniewu, który usprawiedliwiał tak na poziomie indywidualnym („Dead body avenges not injuries” z „Proverbs of Hell”), jak i społecznym, domagając się zbrojnego przewrotu jako najlepszego sposobu do wywołania upragnionej przez siebie, radykalnej zmiany społecznej. Nic więc dziwnego, że kiedy w 1789 roku wybuchła Rewolucja Francuska, Blake przywitał ten wybuch z entuzjazmem. Opiewał tę zmianę w osobnym poemacie (1791), widząc w niej wydarzenie o znaczeniu wręcz kosmicznym, i chodził po Londynie w czerwonej czapce frygijskiej, będącej symbolem jakobinów.
Tym niemniej, około roku 1793 William Blake przestał o Francji tylko pisać, ale do niej popłynął. I zobaczywszy rządy terroru, samosądy, pobór i czerwone łuny przewrotu, przeżył transformację wewnętrzną, która – jak można domniemywać – odegrała niemałą rolę w ewolucji jego myśli z jej etapu lucyferycznego do chrystocentrycznego. Od tamtego momentu, Blake przestał wychwalać przemoc, gniew i krwawą sprawiedliwość, a zwrócił się bardziej do wnętrza – i ukuł jedno z najbardziej oryginalnych pojęć swojej filozofii, pojęcie „mental fight”, walki mentalnej.
Jego definicja jest tak intuicyjnie uchwytna, że chyba nie trzeba jej tłumaczyć. Chodzi o „walkę” podejmowaną przede wszystkim za pomocą pracy (Blake kontynuował w tamtym okresie swoją pracę jako rytownika i ilustrował klasyki literatury europejskiej, w tym „Boską komedię”, nasycając je w ten sposób własnym sposobem myślenia), sztuki (pracował również jako malarz) słowa; to w tamtym czasie bowiem napisał Blake między innymi dwa najważniejsze (z filozoficznego punktu widzenia) swoje „poematy profetyczne”, „Johna Miltona” oraz „Jerusalem”, w których najdokładniej przedstawił tak swoją wizję historii, jak i koncepcję niezbędnych dla ewolucji społecznej zmian, jak i miejsce, które wszystkie te kwestie zajmowały w jego oryginalnym „systemie” mitologiczno-filozoficznym; oraz ducha – no bo przecież dla Blake’a literatura i malarstwo stanowiły ledwie rodzaj „wehikułu” dla treści i wpływów duchowych. W każdym razie: nigdy nie powraca już autor „Pieśni niewinności” do koncepcji walki zbrojnej jako metody rozwiązywania konfliktów społecznych. Innymi słowy: staje się pacyfistą.
Pacyfizm nie jest obecnie w Polsce doktryną ani przesadnie znaną, ani popularną. W PRL tępiono, z oczywistych względów, działalność ruchów pacyfistycznych. Po 1991, jak ogólnie na świecie, ich istnienie wydawało się już niepotrzebne. Obecnie, w dobie odrodzenia zagrożenia wojennego z kolei, uważa się je za niewskazane. Szczególną rolę odgrywa tutaj jednak polska kultura, ze względu na militarystyczny charakter której pacyfizm nie ma jak gdyby intelektualnego „miejsca”, w którym mógłby się rozwinąć. Myśl pacyfistyczną uznaje się zazwyczaj za niebezpieczny utopizm i oznakę słabości. Jak pokazuje jednak przykład Williama Blake’a, jest to podejście wybitnie uproszczone. Pacyfizm to nie ledwie filozoficzna „nadbudowa” tchórzostwa i słabości, ale dojrzały, filozoficzny stosunek do kwestii konfliktów, który zasługuje przynajmniej na poważne traktowanie.
Andrew G. Fiala, uczony amerykański, odsiewając ziarno od plew, w swojej książce „Practical pacifism” proponuje następujące rozumienie myśli pacyfistycznej. Wojna zaczepna jest niemoralna zawsze i nie da się jej usprawiedliwić. Tym niemniej, nawet w przypadku wojny obronnej, której pacyfizm racjonalny (właśnie: praktyczny) bynajmniej nie potępia, można poczynić dwie uwagi, które powinny skłonić nas przynajmniej do zastanowienia się nad jej sensownością.
Po pierwsze: wojna, nawet jeśli moralnie usprawiedliwiona, i nawet będąc ledwie obronną odpowiedzią na obcą agresję, w ostatecznym rozrachunku jest nieskuteczna; nie osiąga swoich celów, a przynajmniej bilans zysków i strat jest zawsze ujemny. Nawet jeśli bronimy czegoś, co uznajemy za wartość wyższą i co nas przeciwnik próbuje zniszczyć, konflikt militarny powoduje tak ogromne straty mentalne i materialne, prowadzi do tak zaawansowanej dewolucji tkanki społecznej, że w praktyce zachowanie tego, czego się broni, staje się omalże niemożliwe. Znacznie lepiej sprawdzają się w tym wypadku środki cywilne, nieprzemocowe, ponieważ wytwarzają one dobrą „bazę”, na której później można je skutecznie oprzeć. Ta dłuższa perspektywa, to właśnie klucz do zrozumienia postawy pacyfistycznej. Pacyfista nie jest bierny wobec zła – tylko szuka sposobu realnego przezwyciężenia go w perspektywie nie lat pięciu, ale pięćdziesięciu.
Po drugie zaś, należy zawsze pamiętać, że przyczyny każdego konfliktu wojennego są głębsze, niż to, co bezpośrednio do niego doprowadza, tkwią bowiem w polityczno-ekonomicznej grze wrogich sobie państw (innymi słowy: trzeba zawsze brać poprawkę na cynizm istniejącego systemu). Przeciętny obywatel nie ma i nigdy nie miał możliwości zbadać tych przyczyn dokładnie, wniknąć w mechanizmy sprawowania władzy. Dlatego też, właściwie w żadnym wypadku nie można mieć pewności, czy dana wojna, nawet jeśli jest obronna, spełnia kryteria, dzięki którym można by ją nazwać sprawiedliwą. W takiej zaś sytuacji, właściwą postawą jest powstrzymanie się od agresji i od wykorzystania środków tak nieodwracalnych, jak odebranie komuś życia (dodajmy, że konstatacji tej powinna towarzyszyć także chęć wywołania zmiany systemowej, zmiany samego sposobu organizacji stosunków międzynarodowych, dlatego też pacyfizm powinien logicznie – od swej strony pozytywnej – wiązać się z postawą prodemokratyczną i humanitarną).
Tę drugą intuicję Fiali można dodatkowo rozwinąć w oparciu o psychologię Junga (który sam pacyfistą, na ile wiem, nie był). Otóż wojny, twierdził szwajcarski psychiatra w „Przełomie cywilizacji”, biorą się zawsze w znacznej mierze z nieuświadamiania sobie treści nieświadomych, szczególnie z tak zwanej projekcji cienia – projekcji nierozpoznanych cech negatywnych własnej cywilizacji, polityki czy kultury, na, jak to się dziś mówi, „Innego”. W ostatecznym rozrachunku zatem, człowiek zawsze walczy, w pewnym sensie, sam ze sobą, a wojna to swoista „zasłona dymna” czy rodzaj psychologicznej ucieczki, pozwalającej „przerzucić” tę walkę na zewnątrz, a zatem: uciekać od prawdziwego źródła problemów. Innymi słowy: gdy wojna wybucha, zazwyczaj jest już za późno, aby zrobić cokolwiek konstruktywnego – czas na to jest wcześniej. Trzeba się zatem skupiać przede wszystkim na zapobieganiu konfliktom – co właściwie nigdy się nie udaje, jeśli dopuszcza się rozwiązania siłowe, nawet jako tak zwaną „ostateczność”. Postawa pacyfistyczna stanowi zatem konieczny warunek prowadzenia realnie skutecznej polityki zagranicznej.
Wszystkie te intuicje znajdujemy, w formie jak gdyby skrótu intuicyjnego, tak w późnych poematach Williama Blake’a, jak i, przede wszystkim być może, w jego postawie życiowej. A i nie tylko je, ale i coś więcej. Jak bowiem powiedzieliśmy, Blake dodaje do tych racji także jeszcze rację wyższą, rację dotykającą płaszczyzny duchowej. Jak zauważył to niezastąpiony w tych sprawach Rudolf Steiner, jednym z najważniejszych kroków na drodze duchowej człowieka jest uświadomienie sobie, że myśli i uczucia są czymś równie realnym, jak fakty zewnętrzne. Że tworząc je, wykonujemy pewne działania, które przyniosą w przyszłości realny skutek. Jakie myśli i uczucia, możemy zapytać, generuje w człowieku wojna, pragnienie i gloryfikacja zabijania i przemocy, nawet w obronie własnej i w imię pozornie słusznej sprawy? Jaką „karmę” (jak określa się to w tradycji wschodniej) to wytwarza dla świata? W tym właśnie punkcie znajduje pacyfizm swoje najwyższe uzasadnienie. Odrzucając przemoc, stajemy się bardziej duchowi – a nie ma, w dłuższej perspektywie, niczego lepszego, co moglibyśmy uczynić dla świata i ludzkości. Unaocznienie tego faktu stanowi ogromną wartość poezji Blake’a, pozostającego prawdziwym „poetą ducha” – jednym z nielicznych w naszej materialistycznej kulturze.
Sądzę, że w perspektywie nakreślonej wyżej jasno widać, na czym polega prawdziwy problem z myślą pacyfistyczną. Nie chodzi bynajmniej o jej utopijność, naiwność czy nieskuteczność (choć, rzecz jasna, empirycznie zdarzają się pacyfiści myślący utopijnie, naiwnie czy nieskutecznie) – ale o to, że jej wprowadzenie równałoby się prawdziwej rewolucji kulturalnej, nie tylko jeśli chodzi o sposób pojmowania spraw takich jak państwo, społeczeństwo czy naród, ale przede wszystkim jeśli chodzi o rozumienie człowieka i kosmosu. Realny pacyfizm wymaga zmiany filozoficznej. Jak nie da się mieć dachu bez ścian i fundamentów, tak nie da się mieć pacyfizmu w świecie materialistycznym – czy jawnie, czy niejawnie. Mierzymy się tutaj zatem z problemem natury globalnej, wymagającym ogromnego namysłu – dlatego też nie będziemy tutaj tej kwestii rozwijać. Zostawiam ją tylko czytelnikowi pod rozwagę.
Celem tego bloga nie jest komentowanie wydarzeń bieżących, dlatego też nie zamierzam tego robić. Ten wpis miałem w planie już od jakiegoś czasu, na długo przed pamiętnymi wydarzeniami z lutego. Tym niemniej, obserwacja tego, co dzieje się obecnie w polskiej przestrzeni publicznej utwierdza mnie tylko w przekonaniu, że kwestia rozumienia i promocji myśli pacyfistycznej w naszym kraju naprawdę ma znaczenie. Obecnie, przeżywamy w Polsce istny renesans militaryzmu – słuszne oburzenie na agresję rosyjską przesłania, jak ja to przynajmniej widzę, większości głębokie przyczyny obecnego kryzysu i nie pozwala patrzeć nań w szerszym, niż tylko bezpośrednio dany, kontekście. W dobie nuklearnej, taki ogląd to jednak nie tyle kwestia jakieś specyficznie pojętej mądrości – ale wprost przetrwania. I jakkolwiek szlachetne może wydawać się taka emocjonalno-ułańska reakcja na problem wojenny, w dłuższej perspektywie jest ona niczym innym, jak zwykłym szaleństwem. I pewien jestem, że więcej pomożemy ludzkości i naszym sąsiadom zachowując się odpowiedzialnie i nie dając się ponieść nienawiści i gniewowi, o jałowości których mogliśmy przekonać się nie raz na własnej skórze. Takie przynajmniej przedstawia się moja opinia na ten temat.
Romantyzm, niestety, nie będzie stanowił dla nas szczególnej pomocy, ponieważ sam skażony był dziecięcym błędem naiwnego militaryzmu. Zdarzają się jednak wśród romantyków chwalebne wyjątki, a Blake stanowi na pewno najbardziej jaskrawy spośród nich, raz jeszcze okazując się prorokiem nowej ery, do ustanowienia której powinniśmy dążyć.
Maciej Sobiech
"People have called me vulgar, but honestly I think that's bullshit". - Mel Brooks
"People think I'm crazy, 'cause I worry all the time -- if you paid attention you' d be worried too". - Randy Newman
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura