Richard Carlile  (1790–1843), "Masakra pod Peterloo", 1819
Richard Carlile (1790–1843), "Masakra pod Peterloo", 1819
Maciej Sobiech Maciej Sobiech
213
BLOG

Shelley i pochwała irenizmu

Maciej Sobiech Maciej Sobiech Literatura Obserwuj temat Obserwuj notkę 1

"Let the fixèd bayonet

Gleam with sharp desire to wet

Its bright point in English blood

Looking keen as one for food.

 78

`Let the horsemen's scimitars

Wheel and flash, like sphereless stars

Thirsting to eclipse their burning

In a sea of death and mourning.

 79

`Stand ye calm and resolute,

Like a forest close and mute,

With folded arms and looks which are

Weapons of unvanquished war".

-- Percy Bysshe Shelley, "The Masque of Anarchy"


"The Masque of Anarchy", jeden z ostatnich wierszy Shelleya, należy jednocześnie do najsłynniejszych w jego dorobku. W utworze tym, angielski poeta, niemogący pogodzić się z klęską angielskiego ruchu demokratycznego (jaka znalazła kulminację w słynnej tak zwanej masakrze pod Peterloo), przedstawia wizję swojej ojczyzny -- takiej, jak ją widzi: pozornie uporządkowanej i zorganizowanej, w rzeczywistości opartej na gwałcie, morderstwie i wyzysku. Stary ład okazuje się, według Shelleya, właśnie niczym innym, jak tylko "maską anarchii".

Wiersz nie ma jednak wyłącznie charakteru opisowego, ale również i pragmatyczny -- dlatego oprócz potępienia angielskiego systemu, proponuje Shelley także program działania, który pozwoliłby go obalić. Program ten najlepszy wyraz znajduje w strofach, które zacytowaliśmy powyżej (i kilku, rzecz jasna, wcześniejszych i późniejszych. Najbardziej zaś jego charakterystycznym elementem jest to, co moglibyśmy nazwać odrzuceniem wszelkiej przemocy: angielscy demokraci mają walczyć słowem, a nie czynem, a wobec agresji angielskich sił porządkowych trwać niewzruszenie "niczym milczący las", nie odpowiadając złem za zło. Shelley, jako wierny roussoista, konsekwentnie rozwijając tutaj myśl najważniejszego dla siebie filozofa o tym, że "żadna rewolucja nie jest warta tego, by przelano dla niej krew choćby jednego człowieka" (Rousseau pisał o tym w prywatnych listach i w "Wyznaniach") staje się zatem w "The Masque of Anarchy" prekursorem koncepcji biernego oporu, którą potem tak dobrze wykorzystał Gandhi.

Wydaje się jednak, że można sobie pozwolić i na pewne głębsze odczytanie tego wiersza.

Każda idea ma to bowiem do siebie, że opiera się na jakiejś idei bardziej ogólnej. I gdyby prześledzić założenia tego "biernego oporu" w sposób metodyczny, zaobserwujemy niechybnie, że i on również wyrasta z pewnego intelektualnego podłoża, stanowiącego dlań rację dostateczną. Skoro bowiem nawet zasadnicza zmiana społeczna, mająca doprowadzić do transformacji systemu (najogólniej mówiąc) nieludzkiego w ludzki ma się dokonać środkami pokojowymi, to -- zapytajmy -- gdzie w ogóle pozostaje miejsce na przemoc czy środki przymusu? I oczywiście, miejsca takiego (poza może wypadkami wyjątkowymi względnie nienormalnymi) po prostu nie ma. Pokój zatem, utrzymywanie pokojowych relacji między różnymi grupami społecznymi, obywatelami a władzą, między samymi obywatelami jako jednostkami wreszcie, okazuje się zatem naczelną zasadą społeczną; Shelleyowski projekt społeczny określić możemy mianem "społeczeństwa pokojowego".

Jeśli spojrzymy na sprawę z tej perspektywy, okazuje się Shelley naraz prekursorem i kontynuatorem tego, co nazwać by można irenizmem społecznym. To, rzecz jasna, termin umowny. Pochodzi od greckiego "eirene", oznaczającego "pokój" i przyjmujemy go tutaj tylko dlatego, aby nie wikłać się w komplikacje związane z asocjatywnym "bagażem" pacyfizmu, choć przy odpowiednich zastrzeżeniach ten termin nadałby się równie dobrze. Zazwyczaj odnosi się go do tych teologów chrześcijańskich (takich jak np. Erazm z Rotterdamu i nasz Andrzej Frycz Modrzewski), którzy w epoce reformacji zamiast do eskalacji konfliktu dążyli do porozumienia i stworzenia odpowiednich warunków do pokojowej koegzystencji różnych wyznań, analogicznie jednak rozciągamy go dalej, także i poza tę epokę historyczną. W takim ujęciu, irenizm okazuje się nurtem w myśli europejskiej dość starym (do irenistów w sensie ogólnym zaliczyć możemy np. filozofie epoki hellenistycznej, Piotra Abelarda, chyba także i Sigera z Brabantu, wymienionych irenistów chrześcijańskich, renesansowy Różokrzyż, Hugo Grocjusza, Jana Jakuba Rousseau, późnego Williama Blake'a, Roberta Felicite de Lamennais'ego, Fredericka Ozanama, Davida Thoreau, czy także, po "Rerum novarum", papieży: Leona XIII, Piusa XI i wszystkich właściwie po Soborze Watykańskim II -- jest to oczywiście wyliczenie dość pośpieszne i otwarte na uzupełnienia).

Z drugiej jednak strony, niestety, wadę irenizmu socjalnego stanowi fakt, że niemal nigdy nie był on realizowany w sposób konsekwentny, niekiedy z winy, a niekiedy bez winy jego zwolenników. Bez winy, ponieważ większość irenistów nie miała po prostu dość rozwiniętej wiedzy o świecie, aby opracować program pokojowego współistnienia w sposób odpowiednio szczegółowy. Z winy: ponieważ wielu z nich za bardzo folgowało swoim osobistym sympatiom i antypatiom. Irenizm Różokrzyża i Rousseau kończy się tam, gdzie przechodzimy do Kościoła Rzymskokatolickiego. Irenizm papieży zaś -- tam, gdzie zaczyna się społeczeństwo nowoczesne. Dlatego też prawdziwych, konsekwentnych irenistów było w historii bardzo niewielu, ja w każdym razie znam tylko dwóch: wybitnego filozofa katolickiego Jacques'a Maritaina oraz wielkiego filozofa i ezoteryka chrześcijańskiego (moje najnowsze "odkrycie"), Rudolfa Steinera. W mniej-więcej tym samym czasie i, jak wszystko na to wskazuje, zupełnie niezależnie od siebie, ci dwaj myśliciele stworzyli koncepcje życia społecznego, których -- istotnie -- najbardziej bezpośrednią i konsekwentnie urzeczywistnianą zasadą praktyczną jest utrzymanie pokoju we wszystkich dziedzinach życia. Warto sięgać po dzieła Maritaina i Steinera (w wypadku tego pierwszego niech to będzie "Humanizm integralny", "Człowiek i państwo", a także "Notatki z Ameryki, w wypadku drugiego: "Die Kerpunkte der Sozialen Frage", znana po angielsku jako "The Threefold Social Order") także i w naszych czasach, aby czerpać z nich inspirację do przebudowy naszej kultury.

Oczywiście, niewątpliwie można poczynić takie zastrzeżenie, iż irenizm -- tak pojęty -- to swego rodzaju kapitulacja w życiu społecznym, swoisty "plan minimum", w którym za naczelny cel życia społecznego uznaje się to ledwie, aby się wzajem nie pozabijać, gdy tymczasem inne koncepcje socjalne celują wyżej i za cel życia społecznego uznają, na przykład, szczęście człowieka czy jego zbawienie. Wydawać by się zatem mogło, że są one szlachetniejsze i godniejsze afirmacji. Tym niemniej, takie postawienie sprawy to nie tyle dobrze pojęta ambicja, co błąd filozoficzny, polegający na przypisaniu grupie tego, co stanowi wyłącznie prerogatywę jednostek, czyli -- w terminologii Steinerowskiej -- pomylenia świadomości zbiorowej ze świadomością indywidualną. Owszem, celem życia jest szczęście i jakoś pojęte zbawienie, ale być szczęśliwa i zbawić się może tylko jednostka, a że środki zawsze muszą być proporcjonalne do celu, to i osiągnięcie tego celu zależy od środków indywidualnych. Grupa, społeczeństwo, może w nim jedynie pomagać poprzez stworzenie odpowiednich warunków, najważniejszym zaś społecznym warunkiem rozwoju indywidualnego potencjału człowieka jest właśnie pokój -- wolność od przemocy. Irenizm zatem, okazuje się po prostu dobrze pojętym realizmem, wyrastającym ze zrozumienia istoty i granic różnych elementów rzeczywistości, i unikającym szkodliwego "maksymalizmu", który -- choć może i w warstwie werbalnej wydaje się nęcący, to w dłuższej perspektywie może przynieść katastrofalne konsekwencje.

Na koniec dodajmy, że sam Shelley modelem myśliciela irenistycznego nie był, choćby dlatego, że kiedy pisał swój -- rzeczywiście świetny -- wiersz, samemu nie angażował się w ową pokojową "walkę" o zmianę społeczną, którą tak zachwalał, tylko zażywał odpoczynku w swej willi we Włoszech. Dobitnie pokazuje to charakterystyczne problemy kultury romantycznej, a także europejskiej kultury w ogóle, nieodmiennie cierpiącej na rozdźwięk teorii i praktyki. Tym niemniej, szczególnie chyba jeśli dany filozof czy twórca nie dorastał do głoszonych przez siebie idei, tym lżej czytać jego teksty i czerpać z nich inspirację, jeżeli są one także przy okazji świetną literaturą, stawiającą czytelnikowi wciąż aktualne pytania.

Maciej Sobiech

Udostępnij Udostępnij Lubię to! Skomentuj1 Obserwuj notkę

"People have called me vulgar, but honestly I think that's bullshit". - Mel Brooks "People think I'm crazy, 'cause I worry all the time -- if you paid attention you' d be worried too". - Randy Newman

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (1)

Inne tematy w dziale Kultura