"Pokazałem się takim, jakim jestem: godnym pogardy i szpetnym, kiedy nim byłem; dobrym, szlachetnym, wzniosłym, kiedy nim byłem: odsłoniłem moje wnętrze takim, jakim tyś je widział sam, Najwyższy Sędzio. Zgromadź dokoła mnie nieprzeliczoną liczbę moich bliźnich; niech słuchają mej spowiedzi, niech litują się mych nieprawości, niech się rumienią za me niedole. Niech każdy z nich kolejno odsłoni serce u stóp twego tronu z równą szczerością; a potem niechaj jeden jedyny powie ci, jeśli będzie miał czoło: 'Byłem lepszy od tego człowieka'".
-- Jan Jakub Rousseau, "Wyznania"
Dziwny to autor, Rousseau. Raz chaotyczny, niesystematyczny, innym razem (jak w "Umowie społecznej") do przesady precyzyjny i matematycznie niemal ścisły; we wszystkim tym niezmiennie -- irytujący, podobnie jak w swych egzaltacjach, sentymentalizmie, w swojej bezczelności i poczuciu wyższości nad innymi ludźmi, które stanowiło przyczynę tak wielu nieszczęść w jego życiu, a które tak wyraźnie czuć w jego książkach. A jednak -- choć sam nie mogę powiedzieć, że go lubię (nie znam zresztą nikogo, kto by go lubił jako autora tak naprawdę), to zawsze do niego wracam: po miesiącu, dwóch, niezmiennie sięgam znów po przynajmniej fragment jakiegoś jego pisma, czy kolejną z jego niezliczonych biografii, aby raz jeszcze prześledzić te niezwykłe losy i czyny, które zaważyły tak znacznie na historii kontynentu. Bo jest to i prawda, co Lemaitre we wstępie do swej starożytnej już wielce monografii o życiu i myśli biednego Jana Jakuba -- nie były jego książki "ani zbyt tęgie, ani zbyt bogate w myśli", ale przyniosły z sobą "nowy sposób czucia i jakby jakiś dreszcz dotychczas nieznany", który przemawiał -- i wciąż przemawia -- do ludzkiego serca.
W pewnym sensie bowiem, uczynił Rousseau dla kultury romantycznej znacznie więcej, niż jakikolwiek twórca czy myśliciel po nim; położył fundament, na którym inni mogli budować. Fundamentem tym jest: autentyczność, dążenie do poznania, a zatem i POKAZANIA, natury ludzkiej taką, jaką jest w istocie, bez żadnych "nadbudów", samooszustwa, pięknych iluzji, słowem: bez wyparcia czegokolwiek poza obręb świadomości. Jest to, jak moglibyśmy powiedzieć, "metodologiczna" strona russoizmu. Jak treścią jego był uniwersalistyczny humanizm, tak metodą: bezstronna i uczciwa OBSERWACJA natury ludzkiej w czynie.
Nie jest to bynajmniej w dziejach naszej kultury rzecz częsta, ani mile widziana. Przywołajmy tutaj choćby wymowne świadectwo myślenia przed-Roussowskiego, jakie zawarł w swych "Rozważaniach o rewolucji we Francji" wielki konserwatysta angielski, Edmund Burke. Otóż napisał on o Wielkiej Rewolucji takie oto słowa: "Teraz wszystko się zmienia. Cała owa przyjemna iluzja, która czyniła władzę łagodną, a posłuszeństwo lekkim, która harmonizowała różne dziedziny życia i która, niemalże niezauważalnie, wprowadzała do polityki wszystkie owe wdzięczne sentymenta, które upiększają i wygładzają prywatne znajomości, ma ustąpić wobec nadchodzącego królestwa światła i rozumu. Cała przyzwoita draperia życia ma zostać precz zerwana. Wszystkie naddane ideały, w jakie wyposażyła nas fantazja moralna, i jakie prawe serce czuje, a zdrowy rozum rozpoznaje jako konieczne dla okrycia wszystkich defektów nagiej sromoty naszej natury i podniesienia jej do godności, jaką chcielibyśmy, aby miała, należy teraz -- jak mówią -- odrzucić jako śmieszne, absurdalne i przestarzałe" (cytat za: M. Berman, "The Politics of Authenticity", 2009 [1970], s. xxxi). Widzimy zatem, że swoiście pojmowana iluzja w relacji do własnej natury, do samego siebie, nie zawsze była uważana za coś złego, przeciwnie -- w przed-russowskim (bo taki, podkreślmy, stan myślenia -- w sensie logicznym, nie chronologicznym -- Burke reprezentuje) sposobie myślenia uważano ją za rzecz konieczną, za niezbędne narzędzie utrzymania pokoju -- tak wewnętrznego, jak zewnętrznego (widać wszak wyraźnie, że chodzi tutaj przede wszystkim o motywację polityczną). Romantyzm rzucił wyzwanie tej mentalności. Pierwszym zaś, który przeciwstawił się jej tak otwarcie, był Jan Jakub Rousseau. To właśnie czyni jego dzieło -- wielkim; niezależnie od tego, jak bardzo byłoby ono małe.
Zrozumienie tego faktu pozwala dać odpór najbardziej popularnym zarzutom, jakie zazwyczaj kieruje się pod adresem tego filozofa, jak i również zrozumieć ich prawdziwą istotę. Pozwolę sobie tutaj na wtręt anegdotyczny, bowiem dobrze oddaje on istotę całej krytyki, jaka formułowana była i jest pod adresem Rousseau "z tej strony" (że tak to ujmę) życia intelektualnego. Zatem ostatnio byłem świadkiem tego, co nazwać można etatowym wprost OBŚMIEWANIEM Jana Jakuba. Pomijam już aspekt merytoryczny sprawy, że np. rozmówcy opierali się na jednej, skądinąd ultra-tendencyjnej i starej książce, ani nawet chyba nie przeczytali ani jednej z książek Russa w całości (zamiast "Wyznania" mówili "Wspomnienia"), czy że pojawiały się tam wręcz wprost błędy merytoryczne -- najważniejszym w tej chwili elementem całej sprawy jest to, że największym chyba oskarżeniem skierowanym pod adresem autora "Umowy społecznej" było to właśnie, że był śmieszny, że był "błaznem", że "robił z siebie błazna", ze szczególnym uwzględnieniem oczywiście jego przykrych przypadłości na polu seksualnym. Nawet fakt, że Jan Jakub istotnie oddał swe dzieci do sierocińca (rzecz skądinąd w ówczesnym Paryżu bardzo, bardzo częsta, ale kto by się takimi szczegółami w uczonej dyskusji przejmował -- co piszę nie bagatelizując postępku, ale jednak ten kontekst sporo w charakterze jego oceny zmienia) nie był krytykowany sam w sobie, ale dlatego, że potem miał jeszcze czelność Rousseau napisać "Emila"! Widzimy zatem, o co chodzi: nie tyle o to, co Rousseau robił czy czego nie zrobił, ale o to, jak to robił -- no i że o tym potem otwarcie napisał. Nie o istotę zatem, a o zewnętrze, nie o treść, a o formę -- nie o ideał, ale o fasadę. Rousseau nie jest winny, bo popełniał błędy, a wręcz grzechy, ale że zachowywał się i pisał w taki sposób, który, że tak powiem, źle wygląda -- niszczy pewne wyidealizowane pojęcie o życiu i człowieku. Bo każdy, kto przeczytał "Wyznania" zgodzi się, że to, co trapiło ich nieszczęśliwego autora stanowi -- oczywiście zazwyczaj w niepomiernie mniejszym stopniu -- udział każdego człowieka. Każdy człowiek ma urazy, traumy, problemy, zmaga się z nieprzystosowaniem, nieszczerością życia społecznego, wreszcie -- last but not least -- z własną seksualnością. Każdy bez wsparcia bardziej doświadczonych potyka się o własne nogi i każdemu z tym ciężko. Każdy, wreszcie, jakoś to wyładowuje -- w mniej lub bardziej normalny i w mniej lub bardziej otwarty sposób. Niektórzy potrafią to przyznać, inni nie. I tutaj, jak sądzę, przebiega granica między tymi, którzy się z Russa śmieją, a tymi, którzy -- mimo wstępnej niechęci -- jednak próbują go zrozumieć.
Dodajmy na koniec, zupełnie marginesowo, że cała sprawa ma nie tak wcale małe znaczenie, jak się może wydawać -- oto bowiem kwestia tego ogólnego stosunku do życia: integralno-empirycznego z jednej i iluzoryczno-idealistycznego z drugiej strony, znajduje swoją translację także w kwestiach politycznych. Jeżeli spojrzymy na obecny stan walki o władzę i wpływy, bez wątpienia zaczniemy zadawać sobie dokładnie takie same pytania, jakie zadajemy sobie podczas lektury "Wyznań": czy chcemy przyjąć, że natura ludzka jest jaka jest i pracować na niej, czy też wolimy udawać, że pewnych jej elementów nie ma? Czy potrafimy dostrzec niedoskonałości i problemy przede wszystkim w samych sobie, czy też szukamy kozła ofiarnego, na którego możemy wylać nasze własne frustracje? Czy rozumiemy, że to, co umowne, jest tylko umowne, czy też chcemy przydawać mu rzeczywistości i bronić jak niepodległości przebrzmiałych konwencji opartych na złudzeniu? Czy, po prostu, chcemy widzieć czy też nie widzieć? Chcemy śnić, czy żyć na jawie? Kultura romantyczna, w swoim porządku, sugeruje odpowiedzi na wszystkie te pytania -- i nie tylko odpowiedzi, ale i to, co zrobić, gdy już one padną. Wydaje mi się zatem, że dobrze będzie do niej sięgać -- szczególnie do tego, co w niej najpiękniejsze; i jak zwykle, zadaniem końcowym, jest przeczytać sobie -- po prostu, po ludzku -- jakiś dobry romantyczny wiersz.
Nie Rousseau, bo poetą dobrym nie był. Nie zmienia to faktu, że wiele jeszcze będziemy sobie musieli powiedzieć o Janie Jakubie.
Maciej Sobiech
"People have called me vulgar, but honestly I think that's bullshit". - Mel Brooks
"People think I'm crazy, 'cause I worry all the time -- if you paid attention you' d be worried too". - Randy Newman
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura