Reakcja na wypowiedź pani Ewy Stankiewicz z początku mnie nie zaskoczyła. Przywykliśmy już do tego, że wypowiedzi kogokolwiek kojarzonego z prawicą powodują chóralne i furiackie nieraz ataki, bez względu na treść. Później przyszła refleksja...
Halo halo, o co tutaj chodzi? Dlaczego ta wypowiedź została uznana za oburzającą i nawet dlaczegoś obraźliwą dla pamięci ofiar (padły takie sugestie). Przecież, gdy Litwinienko ujawnił, że budynki mieszkalne w Rosji wysadzono na rozkaz Putina (dziesiątki ofiar!), to nikt nie poddawał w wątpliwość stanu jego umysłu! W każdym razie nie przypominam sobie. Podobnie przy innych wyczynach wschodniego satrapy i jego służb, aż do czasu… No właśnie, aż do 10.04. To od tego dnia każda sugestia, że za czymś mogli stać ruskie wywołuje alergiczne reakcje mainstreamu.
Tymczasem cała argumentacja pani Ewy Stankiewicz jest zupełnie możliwa do przyjęcia i gdyby ją sformułował ktokolwiek nie kojarzony z PiS-em, wzbudziła by co najwyżej wyrazy wątpliwości i niedowierzania, może zaognioną dyskusję. Przecież ona wcale nie wyraziła opinii, ze za tym wybuchem mógł stać Donald Tusk, więc skąd ta furia?
No i na koniec ciary mi przeszły po …. plecach i zimny pot spłynął tamże.
Mam nadzieję że się mylę, ale czy zbiorową furię środowiska dziennikarskiego w Polsce nie wywołało aby samo napomknienie o ruskiej agenturze w tubylczych masmediach? Bo że jest, to przecież wiadomo, co by ruskie mieli za wywiad gdyby jej tam nie było? Ale… o k… to aż tak?
Ja jestem umysł ścisły. Mnie się podobają melodie, które już raz słyszałem.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka