Kot z Cheshire Kot z Cheshire
1129
BLOG

MIOTANIE SIĘ KIERUJĄCYCH PLATFORMĄ

Kot z Cheshire Kot z Cheshire Polityka Obserwuj notkę 14

Im bliżej wyborów, tym silniejsze objawy paniki w obozie rządzącym. Ostatnie, spektakularne posuniecie Tuska, jakim jest „wrogie przejęcie” Bartosza Arłukowicza jest tego zjawiska jasnym przykładem. Kierujący platformą (kimkolwiek by nie byli) najwyraźniej tracą nerwy, a wraz z nimi jasną linię swoich poczynań i elementarną konsekwencję działań.

Przypomnijmy:

Wybory prezydenckie były zimnym prysznicem na głowy przywódców PO. Kto widział ich miny po ogłoszeniu wyników pierwszej tury (tych które potem okazały się i tak nadmiernie dla nich optymistyczne) ten wie o czym piszę. Późniejsze analizy, rzadko publikowane i omawiane przez naszych dyżurnych analityków, potwierdziły, że nastąpił znaczący przepływ elektoratu od PO do PiS. Ponieważ przepływa zawsze to co pomiędzy, więc najwyraźniej musiał ów przepływ być skutkiem nadmiernego eksponowania lewego oblicza PO, której przywódcy (kimkolwiek by nie byli) szybko opracowali receptę.

Postanowiono oddelegować Palikota z misją utworzenia „własnej lewicy”, zaś całą platformę przesunąć w prawo, tak by odebrać to co utracono. Tak też uczyniono, ale, albo Kaczyński okazał się być na to przygotowany, albo zawiodła koordynacja działań (fatalne skutki rozwiązania WSI!). Otóż wraży „Jarkacz” sam natychmiast wyeksmitował swoją lewicę na obszar w który wchodziła właśnie PO, stawiając na nim niejako „pole minowe” i odszedł w prawo nic w zasadzie nie tracąc, a może nawet (jeśli wierzyć sondażom) zyskując!

Pocieszny był widok "tańców na polu minowym", czyli rozpychania się PjN i PO w następnych miesiącach, kiedy to zdezorientowane media nie wiedziały co robić (znów ten brak WSI!): czy popierać „rozłam w PiS” na który tak bardzo czekano i liczono, czy też Kluzikowców „dołować”, jako odbierających głosy platformie. W tej atmosferze misja Palikota w dodatku zupełnie spaliła na panewce.

A tu „klapa, plajta, kryzys, krach” i przerażający przykład Węgier w tle!

W takiej atmosferze trzeba mieć żelazne nerwy, nie dziw więc, że ich (znów ten brak WSI!) zabrakło. Przywódcy PO (kimkolwiek by nie byli) skasowali całą swoją uprzednio przemyślana strategię i przed samymi wyborami ruszyli w nieznane, aby tylko ściągnąć na chwilę uwagę mediów. Przejęcie Arłukowicza oznacza odejście PO z powrotem w lewo, a więc oddaje resztki jej prawicowego elektoratu znów na pastwę „wrażemu Jaraczowi”. Być może ten ruch oznacza też jednak powrót koordynacji poczynań wyznawców Antypisa i zacznie się teraz „nadymanie PJN”? Wcale bym się nie zdziwił- było by to logiczne- i czekam na pierwsze sondaże, w których Kluzikowcy znów podskoczą powyżej 5%. Czy nie jest już jednak dla nich- niebożątek- za późno?

Tak czy inaczej, takie „ruchy frykcyjne” w polityce nie dają tak dobrych rezultatów jak w innych dziedzinach życia i oznaczają tu zwykłe „miotanie się”. Obóz Antypisa, rozumiany jako całość, nic na tym nie zyskuje: co przejmie PO to straci SLD, zaś straszliwy Kaczyński tylko zaciera pulchne rączki.

 

Ja jestem umysł ścisły. Mnie się podobają melodie, które już raz słyszałem.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (14)

Inne tematy w dziale Polityka