motto:
(wieczór przy piwie w „Bajce”)
Kot:
Mówię ci, w Polsce niczego się k… nie da zrobić!
Manio:
Mylisz się. Tu się jedynie niczego nie da zrobić DOBRZE.
PROBLEM
Nie wiem czy Państwo wiecie, ale obecnie, zdecydowana większość inwestycji z tzw. zamówienia publicznego jest realizowana w sposób wadliwy lub bardzo wadliwy, w dodatku na podstawie niedobrych projektów. Stan taki trwa od dawna i jest skutkiem kształtu ustawy o zamówieniach publicznych, nakazującej rozstrzyganie takich zamówień w trybie przetargów, w których należy wybrać „najkorzystniejszą ofertę”, nieprecyzującej jednak tego, co by owa „najkorzystniejszość” miała oznaczać. Ponieważ urzędnicy nie lubią sobie szukać dodatkowej pracy i kłopotów, więc interpretują to na ogół, jako ofertę NAJTAŃSZĄ. Skutek błyskotliwie opisał mój kumpel od kielicha w cytowanej wyżej rozmowie.
PRZYCZYNY
Do, mniej – więcej, końca 2008r. wszystko wyglądało w miarę normalnie. W roku tym udało mi się wygrać, pierwszy i ostatni raz, przetarg na prace projektowe, w następstwie czego sporządziłem projekt małej sali gimnastycznej o powierzchni użytkowej ok. 600m2 za niecałe 60tys. złotych. Moja oferta okazała się najtańsza spośród czterech złożonych, ale nie była „dumpingowa”- po odjęciu kosztów i podzieleniu honorarium między wykonawców dokumentacji (8 osób) pozwoliła jakoś utrzymać pracownię przez czas wykonywania zlecenia (3-4 miesiące).
Na początku roku 2009 przegrałem przetarg na dużą salę wielofunkcyjną o powierzchni użytkowej ok. 3000m2, z widownią dla 300 osób. Skala trudności absolutnie nieporównywalna. W przetargu startowało ponad 30 oferentów. Nie chciałem wierzyć własnym oczom, gdy zobaczyłem, że zwycięzca podjął się sporządzenia dokumentacji za ok. 45tys. złotych brutto! Najwyższa oferta opiewała na ponad 500tys. złotych, co stanowiło by ok. 5% kosztów budowy, było więc ceną uczciwą. Mniej lub bardziej szokujące wyniki przetargów stały się od tego czasu regułą i już przestały mnie dziwić (inna rzecz, że przestałem startować).
Powiedzmy od razu- za takie pieniądze nie da się sporządzić w sposób profesjonalny dobrego projektu, można co najwyżej adaptować projekt gotowy, pod warunkiem że nie wprowadzi się do niego zbyt dużej ilości zmian (inne „rozwiązanie” to nieuczciwe praktyki zmiany ceny dokumentacji po rozstrzygnięciu przetargu lub okradanie podwykonawców). Oznacza to, że od 2009r mamy w Polsce do czynienia z powrotem czegoś w rodzaju PREFABRYKACJI ZAMKNIĘTEJ. Przypominam, że była to (wyklęta później) praktyka z okresu komunizmu, polegająca na realizowaniu w całym kraju kilku zatwierdzonych „u góry” projektów (n.p. szkół, przedszkoli, przychodni itp.), realizowanych bez uwzględniania uwarunkowań lokalnych. Trzeba jednak zastrzec, że tamte projekty były jednak sporządzane przeważnie przez bardzo dobrych projektantów i wnikliwie „optymalizowane”. Ponieważ obecnie, żadna szanująca się firma nie wygrywa przetargów na prace projektowe (cena!), są więc powielane projekty architektów miernych, w dodatku „na kolanie” przystosowywane do oczekiwań zleceniodawcy. W ten sposób rodzą się potworki.
Zalew wadliwych projektów skutkuje upowszechnieniem się przetargów w trybie „zaprojektuj i wybuduj”. Inwestorzy wybierają ów tryb, chcąc uniknąć „rytualnego” kwestionowania przez wykonawców błędnych rozwiązań projektowych i nie kończących się kłótni z projektantami. W przetargu startują firmy wykonawcze, przedstawiając ofertę wybudowania obiektu na podstawie dostarczonej przez siebie dokumentacji, sporządzonej na podstawie zadanego programu funkcjonalno- użytkowego.
I tu się zaczyna prawdziwa paranoja!
SKUTKI
Problem w tym, że Inwestor znów „musi” wybrać ofertę najtańszą, a to oznacza niechybnie realizowanie obiektu poniżej realnych kosztów wykonania! Przykładowo: inwestor chce przebudować istniejący obiekt na dobrze wyposażoną szkołę specjalną z salą gimnastyczną i basenem. Wie, że na taką inwestycję będzie musiał wydać ok. 10mln. złotych, a przetarg wygrywa firma wykonawcza za… 7,5mln! Korwin by powiedział- „Bardzo dobrze- wiedzą co robią, więc niech się gimnastykują!” Niestety, cudów nie ma, a inwestor może być pewien, że inwestycji nie zrealizuje w oczekiwanym przez siebie kształcie. Obiekt będzie zaprojektowany i zrealizowany w sposób urągający prawu budowlanemu (przy nagięciu i przegięciu wszelkich możliwych przepisów) i sztuce budowlanej, a wkrótce po odbiorze zaczną się usterki, awantury z wykonawcą i zapewne procesy. Jeśli ktoś tego nie rozumie, to niech sobie kupi „sprawny” i komfortowy samochód za 5tys złotych.
RECEPTA
Wyżej opisaną patologię można usunąć szybko i skutecznie, modyfikując ustawę o zamówieniach publicznych, przez wprowadzenie do niej jednej poprawki. Wyglądała by ona n.p. tak jak poniżej:
Ustalając najkorzystniejszą ofertę cenową, stosować należy następujący algorytm: ma to być najtańsza oferta, której cena jest większa lub równa średniej arytmetycznej wszystkich złożonych ważnych ofert, pomnożonej przez współczynnik 0,75.
Proste?
Oczywiście ci z Państwa, którzy doczytali do tego miejsca i którym w dodatku będzie się chciało nad tym chwilkę pomyśleć, zauważą bez trudu, że w przypadku złożenia uczciwych (a więc w miarę zbliżonych) ofert, wygra po prostu najtańsza. Może w naszych obecnych warunkach zapewniło by to przyjęcie współczynnika 0,50? Nie wiem, nie upieram się. Można to zostawić Inwestorowi, który mógłby ów współczynnik ustalać w pewnych ustalonych ustawą granicach, n.p. od 0,5 do 0,75. Inwestor chcący wyłonić naprawdę dobrą i wiarygodną firmę przyjął by 0,75, zaś ten który chciałby ofertę tanią, odsiewającą jedynie ewidentnych wariatów mógłby przyjąć 0,5. Co jednak ważniejsze, zmusiło by to firmy do uczciwego przygotowywania ofert i wycięło by przeróżnych „magików”.
Zaproponowane przeze mnie rozwiązanie nie jest idealne, ale z pewnością powoliło by urealnić przetargi, przy uniknięciu niedopuszczalnej arbitralności w wyborze ofert, która rodzi korupcję. Zmianę taką można wprowadzić natychmiast, gdyż jest ona (chyba) w miarę zrozumiała i oczywista. Czy zostanie wprowadzona?
Oczywiście nie. Przecież, jak zauważył mój odwieczny kumpel od kufla (i kielicha) „tu niczego nie można zrobić dobrze”.
Ja jestem umysł ścisły. Mnie się podobają melodie, które już raz słyszałem.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Gospodarka