Ledwie napisałem notkę o pozwoleniach na budowę, a natychmiast o problemie wypowiedziały się tuzy nie takie jak ja (Czarniecki) nadając mu wagę polityczną. Z drugiej strony, pod moją notką znalazło się wiele interesujących komentarzy i wątpliwości. Stąd niniejszy tekst, będący rozwinięciem i uzasadnieniem poprzedniego.
O sobie: jestem architektem i zagadnieniem param się od lat dwudziestu, tracąc przy tym nerwy, włosy i zęby.
Przypominam: rzecz dotyczy procedury UZYSKIWANIA POZWOLENIA NA BUDOWĘ DLA DOMKÓW JEDNORODZINNYCH (wyłącznie). Należy też oczywiście uprościć uzyskiwanie pozwolenia na budowę dla innych inwestycji i z pewnością można to zrobić, ale opracowanie propozycji zajęło by mi dużo czasu którego nie mam i z pewnością nie zmieściło by się w formacie notki. W przypadku domków- sprawa jest prosta i bardzo ważna, gdyż rzecz dotyczy najszerszej grupy obywateli.
Przypomnienie „poprzedniego odcinka” z drobnymi uzupełnieniami i zmianami- jak to powinno wyglądać:
1. Projekt powinien składać się z pięciu rysunków:
- projektu zagospodarowania terenu, na którym powinno być pokazane usytuowanie budynku, wjazd na działkę, śmietniki, … tyle.
- czterech (standardowo) zwymiarowanych rysunków elewacji budynku
2. Zamiast opisu technicznego (obecnie kilkadziesiąt stron) powinien być wypełniany rozbudowany do wielkości może dwóch stron formatu A4, identyczny w całej Polsce formularz wniosku, w którym wpisywało by się w odpowiednich okienkach (a może tylko zaznaczało krzyżyki jak w teście?) podstawowe dane:
- powierzchnia działki, powierzchnia zabudowy, powierzchnia użytkowa, pozostała powierzchnia działki
- ilość kondygnacji
- rodzaj ogrzewania
- może jeszcze coś co nie przychodzi mi do głowy
3. Na formularzu wniosku powinno być pięć okienek na pieczątki właściwych dostawców mediów. Przed wizytą w wydziale architektury, inwestor powinien się przespacerować po mieście i uzyskać pieczątki stwierdzające że:
- istnieje możliwość podłączenia działki do drogi publicznej
- istnieje możliwość podłączenia do sieci wodociągowej
- istnieje możliwość podłączenia do sieci elektroenergetycznej
- istnieje możliwość podłączenia do kanalizacji (jeśli nie- w projekcie szambo lub oczyszczalnia na rys. nr 1)
- istnieje możliwość podłączenia do sieci gazowej (jeśli w budynku ma być gaz)
4. Klient z wypełnionym wnioskiem (podbitym także przez projektanta) i projektem (owe pięć rysunków), a także z oświadczeniem o prawie dysponowania nieruchomością na cele budowlane, idzie do urzędu, a tam do wybranego stanowiska obsługiwanego przez panią, która odpowiada za dany rejon i zna na pamięć wymogi właściwego planu miejscowego. Pani przegląda formularz i projekt (owe pięć rysunków) pod względem zgodności z planem miejscowym (sprawdzenie kilku danych) i… PRZYBIJA PIECZĄTKĘ OZNACZAJACĄ POZWOLENIE NA BUDOWĘ! KONIEC
UZASADNIENIE I KOMENTARZ DO WĄTPLIWOŚCI
Ad.1.
Projekt domku obecnie składa się z około dwudziestu rysunków. Poza wymienionymi powyżej, które powinny się w nim znajdować, są tam:
rozwiązania wszystkich kondygnacji budynku pod względem architektonicznym (ściany, drzwi, armatura sanitarna), konstrukcyjnym (schematy fundamentów i stropów), sanitarnym (rozprowadzenie instalacji) i elektrycznym (punkty świetlne, gniazdka, schemat tablicy).
Dowcip polega na tym, że urząd nie ma prawa ich weryfikować!Art. 20 ust.1 pkt.1 ustawy „Prawo Budowlane” stanowi (od roku 2003), że odpowiedzialność za cały projekt ponosi projektant, który jest autorem i podpisał projekt. Tym samym, badanie projektu budowlanego przez urząd, przed jego zatwierdzeniem, ogranicza się do sprawdzenia kompletności projektu i nie ma on prawa badać zgodności rozwiązań projektowych z przepisami i normami. Kto mi nie wierzy, ten niech dotrze do pisma Dolnośląskiego Wojewódzkiego Inspektora Nadzoru Budowlanego we Wrocławiu, o znaku: NB/WOP/III/0717/5/0/2003 z dnia 24.03.2003, które o tym mówi.
Jak widać, składanie w urzędzie projektu w obecnej, rozbudowanej formie nie ma sensu i jest tylko mnożeniem papieru i dawaniem trudnej, nudnej i zbędnej lektury armii urzędników. Równocześnie, zakres projektu budowlanego reguluje rozporządzenie, a więc może być on w każdej chwili zmieniony przez rząd do postaci którą postuluję powyżej!
Ktoś powie: „ale przecież trzeba jakieś rozwiązanie wnętrz budynku „zatwierdzić”, aby przy odbiorze można było to zweryfikować!”
Otóż nie! Całą materię projektu którą uznałem za zbędną, można bez problemu i bez wiedzy urzędu zmienić w trakcie budowy. Są to tak zwane „zmiany nieistotne”, które może wprowadzić chociażby kierownik budowy. Wiedzy i pozwolenia urzędu wymagają tylko tzw. „zmiany istotne”, a te obejmują zagospodarowanie terenu, zewnętrzny obrys budynku i jego parametry: powierzchnie, kubaturę itp., które wymieniłem w swojej propozycji, jako te które powinny być przedstawione urzędowi do zatwierdzenia.
Ad.2
Opis techniczny do projektu budowlanego (kilkadziesiąt stron papieru A4), zawiera obecnie liczne informacje, które , jak napisałem powyżej, nie mogą być przez urząd weryfikowane (inna sprawa że prawo takie urząd sobie na ogół uzurpuje). Przed wydaniem pozwolenia na budowę urzędnik sprawdza jedynie czy projektant na dany temat „coś” napisał. Sytuacja jest z Mrożka, czego widocznym symbolem jest np. słynna „kategoria geotechniczna obiektu”, która powinna być określona w opisie. Otóż pani z urzędu, domagająca się ode mnie określenia owej kategorii, nie wie na ogół co to jest takiego. Żeby było śmieszniej ja… też do końca tego nie wiemJ Dzwonię wic do konstruktora: „Heniu, jaką my tam mamy kategorię geotechniczną? Wpisałeś do opisu?” Heniu sprawdza: „no popatrz, nie wpisałem! Dopisz im tam że druga”. Idę więc do Pani i dopisuję w dokumentacji owo magiczne zaklęcie: „kategoria geotechniczna- II”, które otwiera magiczne wrota. Wszystko w atmosferze śmiertelnej powagi. Podobnie jest z „dostosowaniem obiektu do otoczenia”. Oczywiście projektując zwracam dużą uwagę na ten problem, ale do opisu wklejam kilka zdań identycznych za każdym razem, tylko niekiedy zmieniam wyraz lub dwa. No bo po co tracić czas na coś czego nawet nikt nie przeczyta ze zrozumieniem?
Prawie wszystkie informacje zawarte w opisie technicznym projektu budowlanego są najzupełniej zbędne. Urzędowi są potrzebne tylko podstawowe dane o których napisałem w propozycji, od których odejście stanowiło by tzw. „zmianę istotną”. Można je śmiało zmieścić w kilku linijkach formularza, co miało by tę dobrą stronę, że projektant by żadnego nie pominął.
Ad.3.
Tzw. „media” to trudne zagadnienie. Obecnie prawo budowlane stanowi, że budynek musi być podłączony do drogi publicznej, do prądu, wodociągu i kanalizacji. Niech będzie, rozumiem że bez wody i kanalizacji obiekt będzie truł powietrze, glebę i wody gruntowe, ale dlaczego prąd? A co jeśli ktoś chce mieszka bez niego? I dlaczego urząd ma się o to martwić, a nie inwestor? Ale jak mówią górale: „niech ze ta!”
Natomiast sposób rozwiązania problemu obecnie jest chory. Do projektu należy mianowicie dołączyć „zapewnienie dostawy” np. wody, czyli tzw. „warunki podłączenia”. Aby o nie wystąpić, trzeba mieć projekt już mocno zaawansowany, bo do wniosku trzeba dołączyć rysunek ze wskazanym usytuowaniem budynku i zapotrzebowaniem, a to wynika z ilości „kranów, zlewów i kibli”. Następnie czeka się miesiąc, co jest czasem straconym. Oczywiście dołączenie owych warunków do wniosku niczego nie gwarantuje, bo klient musi jeszcze podpisać umowę i ją zrealizować.
Tym samym, nic nie stoi na przeszkodzie, by załatwić to n.p. następująco: przed złożeniem wniosku o pozwolenie na budowę, inwestor idzie do „wodociągów” i składa wniosek o wydanie „warunków”. Przyjmując go, pracownik wodociągów przybija pieczątkę na formularzu wniosku o pozwolenie na budowę, co oznacza podjęcie się przez „wodociągi” dostarczenia wody dla inwestycji. Tym samym, tego samego dnia inwestor może wystąpić o pozwolenie na budowę. Proste i szybkie!
Jak napisałem w poprzedniej notce, taką procedurę (specyficzną dla domków jednorodzinnych) można by wprowadzi w każdej chwili. Wymaga to jedynie zmiany przez rząd rozporządzenia ministra infrastruktury, w sprawie szczegółowego zakresu i formy projektu budowlanego.
Wszystkich,którzy boją się, że „odchudzenie” projektu budowlanego wpłynęło by na jakość projektów, zapewniam, że tak by nie było. Obecnie większość inwestycji jest realizowana na podstawie szczegółowego projektu wykonawczego, który jest sporządzany przez projektanta po projekcie budowlanym. Mało który kierownik budowy podejmie się jej realizacji, takowego nie otrzymawszy. Równocześnie, co podkreślam, cała odpowiedzialność za projekt spoczywa tak czy inaczej na projektancie, a pieczątka urzędu niczego tu nie wnosi.
Pomyślmy o biednych, zapracowanych urzędnikach, ślęczących nad tonami papieru. Ulżyjmy im, niech się nie męczą. A większość niech się zajmie czymś zdecydowanie bardziej pożytecznym.
Ja jestem umysł ścisły. Mnie się podobają melodie, które już raz słyszałem.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Gospodarka