Nie sposób nie odnieść się do tego co ostatnio „porobiło się” w sondażach. Tym bardziej, że pisałem o tym już wielokrotnie, a rzecz komentują nie takie jak ja tuzy. Tak więc po kolei:
Ustalmy najpierw co się stało i dlaczego takie to zdumiewające. Pan Maliszewski „uspokaja”, że taka sytuacja zdarzyła się już dwukrotnie, ale najwyraźniej ma z tym pewien kłopot, gdyż po pierwsze, z jego publikacji wynika, że w rzeczywistości jednokrotnie (w styczniu różnica wynosiła nie 6 a 9%), a po drugie bardzo ułatwia sobie sprawę biorąc na warsztat dane SMG-KRC, nie zaś, znacznie bardziej spektakularne wyniki Homo-Homini, w których różnica miedzy PO a Pis stopniała ostatnio do 4 i 2%, co nie ma precedensu w okresie tzw. „międzywyborczym”.
W rzeczywistości, to co najciekawsze, miało miejsce już grubo ponad miesiąc temu. To w styczniu nastąpiło spektakularne „tąpnięcie”, którego symbolem były dwa sondaże OBOP-u: ten z 13.01 dający PO 30% przewagi i ten z 29.01 z przewagą wynoszącą 13%. Zwracam uwagę, że konsekwentnie analizuję tylko jeden parametr: różnicę w poparciu między dwiema głównymi partiami, gdyż tylko w ten sposób otrzymuje się w miarę przejrzyste dane do analizy (wobec ogromnych rozbieżności w publikacjach różnych „sondażowni”- każdemu polecam te metodę). Równocześnie, co ważne, inne ośrodki potwierdziły tą tendencję. H-H, którego wyniki były zawsze bardziej realistyczne, zmniejszyło przewagę z kilkunastu do kilku procent (8.01- 13%, 29.01- 6%), podobnie SMG-KRC (8% -1.02). Podsumowując: OBOP i te ośrodki które dawały 20-30% przewagi, zjechały do kilkunastu, zaś H-H i inne które dawały kilkanaście- zjechały do kilku. Od tych wydarzeń minął już miesiąc i nic ważnego się nie zdarzyło, poza spokojnym zjazdem PO w dół i równie spokojnym wzrostem poparcia Pis-u.
„Wierzący” wszędzie ironicznie powtarzają, że oto „pisiory uwierzyły w sondaże” i nie sposób odmówić im racji, w tym sensie, że każdy przytomny człowiek, obserwujący sytuacje w kraju (a tacy są na ogół zwolennicy Pis) wie, że ostatnie sondaże H-H są znacznie bliższe rozkładu rzeczywistych preferencji wyborczych (i wyników najbliższych wyborów), niż np. sondaż GFK- Polonia z końca grudnia, dający platformie 54% poparcia i 28% przewagi nad Pis-em. Wiedzą to też sami zwolennicy PO.
Uznać trafność jednego czy kilku sondaży, to jednak co innego niż uwierzyć w sondaże jako takie. Sondaże w oczywisty sposób nie zależą od prawdziwego poparcia, o czym świadczą chociażby rozbieżności między nimi (tym, którzy będą się upierać, że różne ośrodki mają różne metody i takie tam, przypominam, że wszystkie badają to samo społeczeństwo). Służą one raczej wpływaniu na poglady „niezdecydowanych” i wywieraniu presji na partie polityczne, presji której źródło tkwi „samwieszgdzie” (jak by powiedział Harry Potter). Jednak przed samymi wyborami muszą się one jakoś zbliżyć do przyszłych wyników, więc nagle mądrzeją , czego skutkiem jest ów słynny, odwieczny „pościg” partii „nielubianych” i słabnięcie „lubianych”, co dobrze też służy mobilizacji elektoratu „pupilków” „establiszmętu”.
Tym razem „pościg” zaczął się najwyraźniej na ponad pół roku przed wyborami, co jest doprawdy trudne do zinterpretowania.
Przyznam, że pierwszy pomysł jaki mi przyszedł do głowy, to ten, że instytut Homo- Homini zaczął przeprowadzać i publikować prawdziwe badania (!), zaś reszta nie wytrzymała presji i zbliżyła swoje wyniki, by uniknąć zbyt dużych rozbieżności. Mogło by to służyć „uwiarygodnieniu” tego ośrodka, tak by można go jeszcze w miarę skutecznie wykorzystać gdy nadejdzie „czarna godzina” (a nadejdzie ona jesienią).
Drugi pomysł był może mniej naiwny, ale chyba za to aż zbyt „spiskowy”. Wymyśliłem sobie mianowicie, że wszystkie ośrodki gwałtownie zaniżyły poparcie platformie po to, w okresie przedwyborczym móc je delikatnie i systematycznie zwiększać, co przy silnej akcji medialnej (tytuły: „Rośnie poparcie dla PO!”, „Platforma ucieka Pis-owi!, „Kryzys poparcia PO już za nami!”, „Platforma miażdży PiS!”, „Partia Kaczyńskiego odpada z rywalizacji!” itd., itp.) wywołać by mogło tzw. „efekt kuli śnieżnej” i kryzys zaufania w partii Kaczyńskiego. Taka taktyka mogła by też posłużyć obecnie szokowemu „wybudzeniu” wyznawców Antypisa. Niewielki odbicie dla PO tydzień temu i reakcje na nie, zdawało się potwierdzać to przypuszczenie (analiza prof. Flisa- zbliżona do opisanej wyżej!), ale HH i SMG-KRC znów zdołowały PO, a cały pomysł wydaje się i tak przesadnie ryzykowny. Przecież w ten sposób zawsze traktowano opozycje, więc dlaczego miano by teraz przenieść tę niełaskę na PO?
Wreszcie trzeci pomysł jest z gatunku hurraoptymistycznych i zakłada on, że „sondażownie” zostały zmuszone do korekty swych danych, przez jakieś naprawdę duże przewartościowanie poparcia dla głównych antagonistów, którego nie były by w stanie wiarygodnie „odrobić” normalnym przedwyborczym „pościgiem”. Za tą teorią przemawia to, że takie „tąpnięcie” to coś, czego należało się od dłuższego już czasu spodziewać, może nie tyle jeśli chodzi o jakiś gwałtowny wzrost poparcia Pis-u (poparcie to rośnie systematycznie i powoli i jest już od dawna dostatecznie duże by partia Kaczyńskiego wygrała wybory, więc nagle i spektakularnie ono już raczej nie podskoczy), co raptowne załamanie się poparcie dla PO. Przypomnijmy porównanie wyników wyborów z roku 2007, z pierwszą turą wyborów prezydenckich:
Wybory 2007
Pis: 5,2 mln. głosów = 32,1% ; PO: 6,7mln. Głosów = 41,5 %
Wybory 2010
J.K: 6,1 mln. głosów = 36,5% ; B.K: 7,0mln. Głosów = 41,5 %
Widać tu pewną tendencję. Jeśli się ona pogłębiła, czemu mocno sprzyja narastający kryzys i smutne następstwa „katastrofy” smoleńskiej, to takie "tąpniecie", porównywalne do tego jakie spotkało Millera po „rywingate” mogło istotnie w Polsce nastąpić. Trochę się to wyczuwa na ulicach i w rozmowach. Jeśli tak jest, to najbliższe miesiące mogą być naprawdę ciekawe i nie wiem doprawdy, czy sobie i Państwu tego życzyć.
Ja jestem umysł ścisły. Mnie się podobają melodie, które już raz słyszałem.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka