Pojęcie „śmieszności” znika w kraju, w którym istnieją dwa stronnictwa polityczne.
Alexis de Tocqueville
Polacy nie dojrzeli do demokracji, co obwieścił nam swego czasu pan Geremek. Chodziło mu wtedy, jeśli zrozumiałem, o to, że nie poparli w wyborach prezydenckich Tadeusza Mazowieckiego, na którego Geremek stawiał. O ile zgadzam się z samym twierdzeniem, to nie z jego uzasadnieniem.
Swego czasu napisałem, że nasi rodacy zakochują się w swoich przywódcach. Ich stosunek do polityków jest właśnie rodzajem namiętności, z wyraźnie erotycznym podtekstem i to w dodatku najczęściej homoseksualnym. W żadnym razie nie jest to zdrowy układ biznesowy, w którym obywatele wynajmują polityków do realizacji pewnych zadań i jeśli ci się z umowy nie wywiążą to na zimno wysyłają ich na zieloną trawkę. Z owego namiętnego, erotycznego sposobu rozumienia polityki przez Polaków wynika wiele patologii naszego życia politycznego, w tym moim zdaniem najgorsza, a mianowicie niemożność rozliczenia polityków ze skutków ich działalności. Jest ona skutkiem braku prawdziwej opinii publicznej w Polsce, takowa, bowiem nie jest w stanie się wytworzyć w państwie, w którym część społeczeństwa namiętnie i bezkrytycznie uwielbia rządzących, a druga część równie namiętnie ich nienawidzi. Na bezstronność, a więc i na rzeczową, zimną ocenę nie ma tu po prostu miejsca.
Oczywiście piję do Donalda Tuska i jego nieudolnych „rządów” (czy też raczej „nierządów”), ale podobnie bywało też z innymi przywódcami. Co ciekawe, najwyraźniej zdają sobie oni z tego sprawę, starczy przypomnieć Kwaśniewskiego, który przed każdymi wyborami wyglądał jak kot w marcu, czy popatrzeć na plakaty PO, na których Tusk wygląda jak własny syn godzinę przed randką. Wiem, że wielu zwolenników PO głosuje na tę partię z nienawiści do Kaczyńskiego, ale to niewiele zmienia, nienawiść to też namiętność będąca rewersem miłości. Niewątpliwie najliczniejsza grupa wśród elektoratu PO to namiętnie zakochani w pięknym Kaszubie, którzy nie dopuszczają do swej świadomości tego, że zwyczajnie robi on ich w konia. Mocno przypominają nieszczęśliwie zakochanych nastolatków, którzy za nic nie uwierzą w to, że ich sympatia spotyka się z kimś za ich plecami. W opinii ekspertów, głównie ekonomicznych, rządy Tuska, a zwłaszcza ostatnio jego manipulacje przy pieniądzach OFE, zaczynają już być dla nas wszystkich groźne i nie ma tu podziału na „pisiorów”, „platfusów” i innych. Po kieszeni dostaniemy wszyscy równo, podobnie jak równo zapłacimy za drogi rosyjski gaz (podobno nastąpiło jakieś ocieplenie stosunków?), a biorąc pod uwagę, że elektorat PO, to w dużym procencie słynni „młodzi, zadłużeni z wielkich miast”, można śmiało stwierdzić, że oni dostaną nawet bardziej, na jakąkolwiek emeryturę liczyć już przecież nie mogą, mimo że słono na nią łożą. Nic to, nadal będą głosować na PO i żadne afery, przekręty i jawne skandale niewiele tu zmienią.
W tym wszystkim jest jeden zdumiewający aspekt. Otóż, nasi rodacy, pytani o zdanie na temat polskich polityków zazwyczaj są krytyczni aż do przesady! Nie ma zawodu bardziej pogardzanego niż polityk, wszyscy politycy to „złodzieje” i „prostytutki”. Czy ktoś to potrafi zrozumieć? Ale czy da się zrozumieć zakochanego nastolatka? Najwyraźniej mamy tu do czynienia z miłością sado- masochistyczną. A to się porobiło…
Ja jestem umysł ścisły. Mnie się podobają melodie, które już raz słyszałem.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka