Ezra Pond
„Pieśni”
(przekład Andrzej Szuba)
PIEŚŃ XIV
Io venni in logo d’ogni luce muto*;
Odór zawilgłego węgla, politycy
W… i T…, z nadgarstkami przywiązanymi do kostek,
Świecą gołymi tyłkami,
Rozmazane twarze na zadach, wielkie oko w płaskim pośladku,
Wiecha w miejsce brody, dupami przemawiają do ciżby,
Do pospólstwa nurzającego się w szlamie, do traszek, ślimaków, robactwa,
A wśród nich S…, nieskazitelna serwetka
Założona pod penisem i K…,
Który nie lubił mowy potocznej,
Wykrochmalony na sztywno, lecz uświniony, kołnierzyki opasują mu nogi,
Krostowata owłosiona skóra wylewa się z kołnierza,
Spekulanci pijący krew słodzoną gównem,
A z tyłu B… i finansiści smagają ich stalowymi drutami
I zdrajcy języka, M… i gang prasowy,
I najemni łgarze;
Zboczeńcy, deprawatorzy języka, zboczeńcy, którzy żądzę bogactwa
Przedkładają nad rozkosze zmysłów;
Ogłuszający hałas z drukarni jak z wybiegu dla kur, stukot pras
Podmuch suchego pyłu, zbłąkane papiery,
Smród, pot, odór zleżałych pomarańcz,
Gnój, ostateczna kloaka wszechświata,
Misterium, siarkowy kwas,
Małoduszni, wściekli;
Topią klejnoty w błocie i wyją gdy te zachowują czystość,
Sadystyczne matki kładą córki do łóżka ze zgrzybiałością,
Maciory zżerające własny pomiot,
I oto afisz: EIKΩN ΓHΣ**, i drugi: ZMIANA PERSONELU.
Topnieją jak brudny wosk, resztki świec, grzęznące tyłki,
Pod szynkami zatopione twarze,
A szlamie pod nimi,
Poskręcani, stopa w stopę, dłoń w dłoń, agenci- prowokatorzy,
Zabójcy P…ki i K…go, generał K., główny oprawca;
Skamieniały wypierdek Verres, bigoci Kalwin i Klemens z Aleksandrii!
Karaluchy ryjące w gównie,
Zniedołężniała gleba, w szlamie resztki jedzenia,
Zatarte kontury, erozje.
Nad tą piekielną zgnilizną, wielka dziura dupy pęka od hemoroidów
Obwisłych stalaktytów, mazista jak niebo nad Westminsterem,
Niewidzialni, wielu Anglików, miejsce mało interesujące,
Ostateczne plugastwo, absolutne niedołęstwo
Prowadzący krucjatę przeciw rozpuście pierdzą przez jedwab,
Wymachują symbolami chrześcijaństwa, G… brandzluje blaszaną fujarkę
Muchy roznoszą wieści, harpie sączą gówno w eter,
Bagno burkliwych łgarzy, grzęzawisko idiotyzmów,
Wrogich idiotyzmów i po prostu idiotyzmów
Ropiejąca gleba pełna robactwa,
Nieżywe larwy płodzące nowe larwy, właściciele ruder,
Lichwiarze rozgniatający mendy, stręczyciele władzy,
Pets-de-loup*** siedzący na stosach kamiennych ksiąg
Zaciemniający teksty filologią, zakrywający je sobą,
Powietrze pozbawione azylu ciszy, procesja ząbkujących wszy,
Nad tym- gębowanie mówców, bżdżenie kaznodziejów.
Wreszcie Invidia, corruptio, fetor, fungus***,
Ciekłe zwierzęta, płynne kości
Powolne gnicie, cuchnące spalanie,
Zżute niedopałki cygar, za grosz godności, nic z tragedii,
Episcopus P…, wymachujący kondomem pełnym karaluchów,
Monopoliści, chamuły wiedzy, chamuły rozdziału dóbr
* „Stanąłem w jamie ciemności głuchej” (Boska Komedia, „Piekło”. V, w.28 w przekładzie E. Porębowicza)
** Obraz ziemi
*** „wypierdki wilka” (fr.)- pogardliwe określenie uczonych
**** zawiść, zepsucie, fetor, grzyb (łac.)
PIEŚŃ XV
Cukrzejący, złożeni w glukozie,
Nadęci w wacie śmierdzącej jak tłuszcz w Grasse
Wielka kostropata dupa, srająca muchami, pierdząca imperializmem
Super urynał, gnojówka, sracz bez kloaki,
Mniej hałaśliwy M…, G…, Episcopus Ż…, zanurzony, z głową w pomyjach,
Trzepoce krostowatymi nogami,
Duszpasterski rzemień leniwie majda mu nad pępkiem
Jego kondom jest pełen karaluchów, tatuaż wokół odbytu,
W pobliżu kółeczko miłośniczek golfa.
Dzielni gwałtownicy tnący się nożami,
Tchórzliwi podżegacze przemocy
N… i P… zjadani przez ryjkowce
W… podobny do spuchniętego płodu, stunoga bestia USURA
I ludzie płazy w pomyjach, w ukłonach przed lokalnymi władzami,
Przedstawiający zalety miejsca, i laudatores temporis acti*
Utrzymujący, że gówno było kiedyś bardziej pożywne i czarne,
I kunktatorzy domagający się petryfikacji defekacji
I nowych dostaw łajna w pastylkach,
Gawędzenie konserwatystów w kamaszach z mulistego ciała
I mistrzowie kumoterstwa w wielkim kole
Narzekający na niedostatek atencji
Nie kończące się śledztwo, powództwo wzajemne o brakujące drapnięcie
Pieniacze, zielony pot żółci, właściciele gazet, W… anonimowy
W…k złamany, jego głowa jak kula armatnia wystrzelona w szklane drzwi,
Wygląda przez nie przez chwilę, wraca na epileptyczny tułów,
Et nulla fidentia inter eos**, ich plecy wstrząsane drgawkami,
W dłoniach sztylety i szyjki butelek, czekają momentu gdy nikt nie patrzy;
Odór wypełniający nozdrza;
A w dole nic co nie mogłoby się poruszyć,
Niestała ziemia, łajno płodzące plugawość, pierwociny grzechu
Nuda zrodzona z nudy
Opiniotwórcze tygodniki, egzemplarze P…i,
Wielokrotność Ż…;
I zapytałem: „Jak się to robi?”, a mój przewodnik:
Ten gatunek mnoży się przez podział podłużny,
To już czteromilionowy tumor.
W tych bolge***zbiera się nudziaży,
Obfitość ropnych łusek, strupy chronicznej ospy.
Płaty skóry, repetycje, nadżerki,
Ciągła mżawka ze sraki, ruch ziemi sprawia,
Że centrum przesuwa się kolejno nad wszystkimi częściami
Nieprzerwana czkawka zadów rozdziela produkt.
Andiamo!
Stopy grzęzną,
Zdradzieckie błoto nie puszcza, nie ma poręczy,
Bagno wciąga jak wir,
I rzekł
„Zamknij pory swoich stóp!”
I moje oczy przylgnęły do horyzontu, olej zmieszany z kopciem,
A wtedy Plotyn:
„Do wyjścia, nie odrywaj wzroku od lustra.”
Do Meduzy zanieśliśmy modły, tarcza zmieniała błoto w kamień
Gdy kierował ją ku dołowi, twardniała droga
Cal przed nami po calu, materia stawiała opór,
Z tarczy wyrastały głowy, z sykiem opadały w dół.
Na wpół żywa twarz pożerała robactwo,
Węże języki żerowały w pomyjach,
Ubijały breję na twardo, wąski pasek,
Pół szerokości ostrza miecza.
Tak brnęliśmy przez potworne zło
To grzęznąc to znów łapiąc grunt, dzierżąc niezatapialną tarczę.
Zapomnienie nie wiem jak długie,
Sen, mdlący wstręt.
„Czy to w Niszpur, czy w Babilonie” –
Słyszałem przez sen.
Plotyn zniknął,
A tarcza pode mną ożyła;
Wrota kołysały się w zawiasach;
Dysząc jak chory pies, skapany w ługowcu i kwasie,
Poszedłem na chwiejnych nogach.
Słońce, słońce!
Oślepiony przez światło
Z opuchłymi oczami, spocząłem;
Opadanie powiek, ciemność bezprzytomna
* chwalcy dawnych czasów (łac.)
** nie ufają sobie wzajem (łac.)
*** (wł.) w Boskiej Komedii doły/ jary ósmego kręgu Piekła
Ja jestem umysł ścisły. Mnie się podobają melodie, które już raz słyszałem.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka