Są w Polsce, i nawet na Salonie 24, wcale liczni ludzie, przeświadczeni, że żyją w tzw. „normalnym kraju”. Miało by to chyba oznaczać, że nasze państwo jest normalną europejską demokracją, może nie taką jak W. Brytania czy Holandia, ale wcale nie gorszą niż Grecja czy Włochy.
Muszą być o tym mocno przeświadczeni, skoro myślą, że ewentualna klęska Pis-u przyniesie pozytywne zmiany w tej partii, co zazwyczaj kojarzą z objęciem przywództwa przez pana Poncyliusza lub panią Kluzik- Rostkowską i powstaniem „normalnej” opozycji zdolnej wygrać w Polsce wybory; a to z kolei przyniesie pozytywne zmiany w skali kraju. Zupełnie poważni (podobno) ludzie piszą zupełnie poważnym tonem takie i temu podobne „bzdurki”, godne egzaltowanych manifestów szesnastolatka.
Chyba nie da się ich przekonać że błądzą (czy można skłonić do większego realizmu egzaltowanego szesnastolatka?), ale próbować trzeba. Punktem wyjścia musi być zrozumienie tego że nie żyjemy w normalnym kraju.
Chłopcy! Czy znacie taką „europejską demokrację” w której media gremialnie i permanentnie naparzają w opozycję a nad rządem trzymają parasol ochronny? Czy w tej „normalnej europejskiej demokracji” jest możliwe morderstwo na tle politycznym działacza opozycji, po którym nie tylko nikt się nie podaje do dymisji, ale rząd i media starają się sprawę umniejszyć i zrelatywizować? W końcu, czy jest taka europejska demokracja, w której ginie w bardzo dziwnym wypadku prezydent, elita partii opozycyjnej i dowództwo armii, a rząd i media szerzą zgodnie profesjonalny chaos informacyjny i najwyraźniej starają się utrudnić nie tylko wyjaśnienie sprawy, ale i stawienie trudnych pytań?
Nie chłopcy, nie żyjemy w normalnym kraju! A skoro nie żyjemy w normalnym kraju, to pomyślcie przez chwilę. Pani Thatcher przejęła władzę w 1979 roku z hasłami głębokich przemian, w tym radykalnego zmniejszenia biurokracji. Wzięła się za to fachowo i z determinacją, ale gdy oddawała władzę, kasta biurokratów była… znacznie liczniejsza niż wtedy gdy ją przejmowała! Tak ogromna jest inercja systemu, dodajmy: normalnego liberalno- demokratycznego systemu, w normalnej europejskiej Wielkiej Brytanii. Oczywiście gdyby żelazna Maggie z biurokracją nie walczyła, to była by ona jeszcze dwa- trzy razy większa.
Biurokracja w Polsce też stale rośnie, mimo deklaracji kolejnych rządów, zwłaszcza obecnego „rządu”. Ale biurokracja to tylko drobiazg, symbol którego użyłem dla łatwiejszego ujęcia problemu. Tak naprawdę w Polsce trzeba zmienić znacznie więcej, a żeby to zrobić trzeba bardzo wielu bogatym i wpływowym grupom interesów nadepnąć na odciski. Problem w tym, że większość z tych grup jest w najlepszym razie powiązana finansowo z mafią (przy której „camorra” to szkółka niedzielna), a w najgorszym sama jest mafią oplatającą cały kraj i trzymającą nas wszystkich na łańcuchu. Tu chodzi o pieniądze i to bardzo, bardzo duże.
A teraz pytanie. Kochane dzieci, czy myślicie, że przesympatyczny niewątpliwie Paweł Poncyliusz, który ma piękną, kochaną żonę i czwórkę uroczych dzieci (tak uroczych jak wy, choć o kilkanaście- kilkadziesiąt lat młodszych), albo skądinąd kompetentna i mądra pani Joanna Kluzik Rostkowska, matka trojga dzieci; czy myślicie że któreś z nich złamie rządy mafii w Polsce? Że zrobi to kierowana przez nich nowoczesna i liberalna partia PiS? Że przejawią w tym większą determinację niż człowiek który właśnie stracił większość rodziny i przyjaciół? Niż ludzie którzy z kombinacjami SB mają do czynienia od ponad 30-tu lat? Tak myślicie? Wiem że tak. No to odsyłam was do twórczości Ludwika Dorna. I nie mam tu na myśli jego tekstów politycznych.
Ja jestem umysł ścisły. Mnie się podobają melodie, które już raz słyszałem.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka