Znalazłem antidotum! Znalazłem wreszcie odtrutkę na wypełzający zewsząd syf. Oczywiście mam na myśli syf medialny: to do czego przyzwyczailiśmy się już dawno w telewizji, radiu, w gazetach i na Onecie. Ten do którego zaczynamy już przywykać na Salonie 24. Na tych wszystkich gnojków, plujów i szczekaczy, na niezależnych komentatorów sceny politycznej, na poważnych dziennikarzy, na bezstronnych dziennikarzy i nawet na „pisowskich dziennikarzy”. Na socjologów, „niezależnych” socjologów, na ośrodki badania opinii publicznej, na doktorów i profesorów UW i na wielu, wielu innych których nie wymieniłem. Na całą tą szczekającą zajadle sforę kundli.
Dotychczas pomagały mi dzienniki Kisiela. Jego pomstowanie nad sk…eniem prasy komunistycznej, listy hańby dziennikarskiej, jego przemyślenia i szczere zatroskanie tym, że przecież taki zalew bezczelnego kłamstwa w żywe oczy nie może być bez wpływu na kondycję moralną narodu, to jakby słowa proroka. Dziś właśnie widzimy skutki tamtych kąpieli błotnych. Wciąż piszą przecież ówcześni mistrzowie kłamstwa. Doczekali się uznania i licznego grona uczniów i naśladowców. Co najciekawsze, ówczesna masa g…wna jaka wylała się na łamy i w eter sprawiła swą masą, że nawet ci którzy wyobrażają sobie że są uczciwi w tym co piszą, którzy nawet chcą pozostać uczciwi, tak naprawdę nie są w stanie! Siła nawyku, potęga wzorców. Czy zwróciliście uwagę, jak „dziennikarze odnosili się w dwudziestoleciu do polityków SLD? Spokój, kurtuazja, przytakiwanie, zawsze przymilny uśmieszek na ustach… Wczoraj widziałem paniusię rozmawiającą z Napieralskim i … cały czas to samo! Przecież ona chyba nie ma powodów tak się zachowywać, ale mimo to, bezwiednie się mizdrzy. Naoglądała się telewizji i nauczyła, że tylko tak można i inaczej się nie da, nie wypada. Podobnie nauczyła się, że politykom opozycji się przerywa, wchodzi w słowo i nie daje dokończyć kwestii. Nasi dziennikarze, nawet ci „niezależni”, niczym psy Pawłowa nie są w stanie nie dopieprzać opozycji. Ot tak, dla równowagi. Napisał coś o Tusku, to teraz musi się rozgrzeszyć i dowalić kaczorowi. Z dowalania kaczorowi rozgrzeszać się już nie musi. Rzygam już prawie, jak czytam o tym ich wiecznym zatroskaniu kondycją opozycji! Toż oni by Pis-owi nieba przychylili, gdyby tylko stał się alternatywą dla PO, a więc gdyby był mniej wojowniczy w stosunku do rządu (najlepiej wcale- ot rola dla opozycji!), gdyby zostawił już ten obciachowy Smoleńsk, gdyby polubił Rosję i Niemców, gdyby był bardziej pragmatyczny, gdyby (podsumowując) był taką drugą Platformą Obywatelską, bo o Unii Wolności to już tylko niesmiało śnią nocami.
Tak więc ś.p. Kisiel długo mi pomagał, ale ileż razy można czytać tę samą książkę?
No i nareszcie! Szwagier sprezentował mi „Annę Solidarność” Cenckiewicza. Swego czasu, jakoś tak 10 lat temu kumpel miał zaszczyt robić wywiad ze ś.p. Panią Anną i pamiętam, że mi relacjonował: „wiesz, to niesamowite, ona w ogóle nie jest zgorzkniała, do nikogo nie ma pretensji, tylko życzliwość i może czasem politowanie”!
Dziś gdy czytam o dziejach tej niezwykłej, zupełnie niebywałej kobiety, o „świętej Solidarności”, tak przy tym skromnej i uczciwej, to zaczynam nabierać dystansu do wszechogarniającego syfu. Te gówniarskie, chamskie i bandyckie zagrywki SB wobec niej i wobec WZZ, jakżeż nieraz podobne do dzisiejszego rozwalania opozycji! Ba, toż to uczniowie tamtych mistrzów! I jej odpowiedź: wytrwałość, pokora, uczciwość i upór, wiara w Boga i w sprawiedliwość, a więc w końcowe zwycięstwo. Boże Miłosierny, jak nam potrzeba wzorców!
Ja jestem umysł ścisły. Mnie się podobają melodie, które już raz słyszałem.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka