Cóż to się tu narobiło! Ledwo na tydzień opuściłem kraj, a tu wszystko wymknęło się spod kontroli i staje na głowie! Jakaś „dziura” Rostowskiego, jakiś „list” Kaczyńskiego, jakaś „partia” Palikota, jakiś „zegar” Balcerowicza… Aż trudno się z początku w tym rozeznać, a co dopiero jedno z drugim powiązać! Ale proszę się nie niepokoić, już wróciłem z urlopu i spieszę Państwu z pomocą ;)
Zastrzegam, że nie wiem czy już ktoś o tym nie napisał, więc z góry przepraszam za powtarzanie czyichś stwierdzeń. Towarzyszy mi uczucie jakie mam na ogół przy konkursach architektonicznych: gdy dopracowuję się niezłej (moim zdaniem) koncepcji, to pojawia się natrętne przekonanie, że jest ona tak oczywista, że wszyscy konkurenci rozwiążą problem dokładnie tak samo jak ja.
Przede wszystkim od razu widać, że wydarzenia układają się w kształtną całość wokół „dziury” Rostowskiego. Ona akurat nie jest żadną sensacją, wiemy o niej od dawna, ale są rzeczy na tym świecie, które, niczym „tabu” zdają się nie istnieć, dopóki pewne „specjalne” osoby (szamani?) o nich nie wspomną, niejako owo „tabu” zdejmując. Mówi się o „nie wywoływaniu wilka z lasu”, o „odpluwaniu”, czy „odpukiwaniu”. Nasi szamani „nie wywoływali”, „odpluwali” i „odpukiwali” jak długo się dało, ale już widocznie dłużej się nie dało. No i minister Rostowski "ogłosił", zdejmując czar. A kto jak kto, ale minister Rostowski na pewno nie robi niczego co by nie było wcześniej dokładnie przemyślane, dopracowane w wariantach i szczegółowo uzgodnione „wyżej”, wśród czynników poważnych i decydujących.
Na to Balcerowicz zareagował (a za nim, jak za panią mamą, inni „niezależni” „komentatorzy”, „publicyści”, „ekonomiści” i „dziennikarze”), "się spotkał", po czym "zbudował zegar", zdejmując tym samym ostatecznie i definitywnie zaklęcie nietykalności z „rządu” Tuska. Co więcej, podobno (jak pisze Stanisław Michalkiewicz) wyszedł ze spotkania z połamanymi okularami! Nie mam wątpliwości, że wcześniej obstalował sobie nowe, bo kto jak kto, ale premier Balcerowicz na pewno nie robi niczego co by nie było wcześniej dokładnie przemyślane, dopracowane w wariantach i szczegółowo uzgodnione „wyżej”, wśród czynników poważnych i decydujących.
Na to Palikot postanowił „wystąpić i „założyć”. Jak wiadomo szczury nie uciekają z okrętu który pewnie zmierza do portu przeznaczenia, więc tym samym, (zwłaszcza po demonstracji Balcerowicza), jego „partia” zdaje się być szalupą spuszczoną z tonącego okrętu, bo przecież „musi być jakaś alternatywa”. Co prawda notowania jego ugrupowania nie są na razie najwyższe, ale po pierwsze „nie od razu Kraków zbudowano”, a po drugie, przed nami wybory samorządowe i najwyraźniej do nich PO musi jeszcze jakoś utrzymać się na powierzchni, a dopiero potem pójść na dno, z burtami strzaskanymi falami kryzysu i z potężną „dziurą Rostowskiego” w dnie. Wszystko odbywa się spokojnie i bez paniki, w dobrej atmosferze (orkiestra gra do końca), a Tusk zdaje się nie mieć do Palikota najmniejszych pretensji, bo przecież kto jak kto, ale Janusz Palikot na pewno nie robi niczego co by nie było wcześniej dokładnie przemyślane, dopracowane w wariantach i szczegółowo uzgodnione „wyżej”, wśród czynników poważnych i decydujących.
Na to wszystko premier Kaczyński wystosował list, po którym politycy i „niezależni dziennikarze i komentatorzy sceny politycznej” zrobili dokładnie to czego on od nich oczekiwał, to znaczy stanęli „kupą” po przeciwnej stronie i zaczęli zgodnie trzaskać dziobami. Klangor ten jest u nich najwyraźniej odruchem warunkowym (perfidnie wykorzystywanym przez prezesa PiS!), bo przecież postępowanie Kaczyńskiego jest oczywiste: odciąć się od wszystkich, a owych „wszystkich” zebrać do kupy i połączyć w głośno manifestowanej nienawiści do niego. Wobec słabnących coraz bardziej zwieraczy pana ministra Rostowskiego i istniejącej ordynacji wyborczej musi to przynieść Kaczyńskiemu same korzyści, co jest oczywiste, a mimo to nie potrafią owi „niezależni dziennikarze i komentatorzy sceny politycznej” zawiązać sobie dziobów! Nawet jednak to nikogo już chyba nie dziwi, bo kto jak kto, ale „niezależni dziennikarze i komentatorzy sceny politycznej” w Polsce zawsze są zdezorientowani i niczego nie rozumieją. Najwyraźniej należy to do ich obowiązków, dokładnie przemyślanych, dopracowanych w wariantach i szczegółowo uzgodnionych „wyżej”, wśród czynników poważnych i decydujących.
Ja jestem umysł ścisły. Mnie się podobają melodie, które już raz słyszałem.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka