Kot z Cheshire Kot z Cheshire
197
BLOG

O obrońcach krzyża i pożytkach z Sienkiewicza

Kot z Cheshire Kot z Cheshire Polityka Obserwuj notkę 7

motto:

Farsa lubi się powtarzać jako historia

(Kot z Cheshire)
 
Warszawa, Krakowskie Przedmieście, jesień 2010. Trwa oblężenie krzyża, bronionego przez tłumek fanatyków pod przywództwem aktora Bulińskiego. Akcją dowodzi minister spraw wewnętrznych Jerzy (nomen- omen) Miller. Obrońcy od wielu miesięcy koczują wokół krzyża na trawniku, otoczeni barierkami, kordonem straży miejskiej, turystami i dziennikarzami. Przez kordon przepuszczony zostaje do nich kolejny negocjator.
 
 
Wśród trzaskania fleszy oraz, gwaru turystów i dziennikarzy, nowy negocjator stanął przed obliczem pana Bulińskiego i protestujących.
Był to pan Śladkowski, z Rawy. Przyjęto go zimno, choć twarz miał poczciwą, a spojrzenie jak niebo pogodne, bo już się byli przyzwyczaili protestujący do poczciwych twarzy u zdrajców. Ale on się takim przyjęciem wcale nie zmieszał i podczesując raźno palcami płowego czuba na głowie ozwał się:
 
- Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!
 
- Na wieki wieków! - odezwali się chórem zebrani.
 
A pan Buliński zaraz dodał:
 
- Niech będą błogosławieni, którzy Mu służą.
 
- I ja Mu służę - odrzekł pan Śladkowski - a że szczerzej niż Millerowi, to się zaraz pokaże... Hm! pozwólcie, czcigodni i kochani, że odchrząknę, bo muszę naprzód paskudztwo wyplunąć... Więc tedy Miller... tfu!... przysłał mnie, mój dobry panie, do was, żebym was do poddania się... tfu!... namawiał. A ja się podjąłem dlatego, żeby wam powiedzieć: brońcie się, o poddaniu nie myślcie, bo platforma już cienko przędzie i licho ich w oczach bierze.
 
Zdumieli się zebrani widząc takiego negocjatora; naraz ktoś zakrzyknął:
 
- Jak mi Bóg miły, to jakiś uczciwy człowiek!
 
- Żem nie jest szelmą, to się także zaraz pokaże. Kreowałem się Millerowi negocjatorem jeszcze i dlatego, by wam nowin udzielić, które są tak pomyślne, że chciałbym je wszystkie, mój dobry panie, jednym tchem wypowiedzieć... Dziękujcie Bogu i Najświętszej Jego Rodzicielce, że was obrała za narzędzia do odwrócenia serc ludzkich! Waszym to przykładem, waszą obroną kraj nauczony poczyna zrzucać z siebie jarzmo platformy. Co tu gadać! Przegrała platforma wybory samorządowe w Wielkopolsce i na Pomorzu, znoszą mniejsze oddziały w gminach. W wielu już miejscach srogiego dostali łupnia. Wióry lecą, kłaki lecą! Ot, co jest! ot, do czego przyszło! A kto to sprawił? Wy!
 
- Anioł to, anioł powiada! - wołali zakonnicy i studenci wznosząc do nieba ręce.
 
- Nie anioł, ale do usług, Śladkowski z Rawy... Nic to! Słuchajcie dalej: David Cameron, pomny na dobrodziejstwa prezydenta naszego prawowitego, ś.p. Lecha Kaczyńskiego, któremu niech Bóg da życie wieczne, idzie z pomocą i już wystosował notę do rządu Rzeczypospolitej.
 
- Dla Boga! dla Boga! - powtarzały różne głosy, jakoby przygnębione szczęściem.
 
A pan Śladkowski aż się zapocił i machając rękoma coraz żywiej, krzyczał:
 
- Nic to jeszcze!... Pan Pawlak, któremu platforma pierwsza nie dotrzymała punktów, bo mu bez konsultacji podatki podniosła, czuje się wolnym od słowa i z koalicji odchodzi. Jarosław Kaczyński zwolenników zbiera i lada dzień do Warszawy wkroczy, a generałowie, słuchajcie, ojcowie, Generałowie: pan Polko i pan Potelicki, z nimi zaś całe wojsko, czekają tylko na wejście Jarosława, by Platformy odstąpić i przeciw nim szable zwrócić. Tymczasem z panem Napieralskim się porozumiewają i z Cameronem. Platformersi w strachu, ogień w całym kraju, wojna w całym kraju... kto żyw, w pole wychodzi!
 
Co działo się w sercach zebranych, trudno opisać, trudno wypowiedzieć. Niektórzy płakali, inni padali na kolana, inni powtarzali: "Nie może być, nie może być!" - co usłyszawszy pan Śladkowski zbliżył się do wielkiego krucyfiksu i tak mówił:
 
- Kładę ręce na tym drzewie krzyża, jako szczerą i czystą prawdę powiadam. Powtarzam wam tylko: brońcie się, nie upadajcie, nie ufajcie straży miejskiej, nie liczcie na to, byście pokorą i poddaniem się mogli jakiekolwiek bezpieczeństwo sobie zapewnić. Żadnych oni nie dotrzymują umów, żadnych układów. Wy, tu bez internetu, nie wiecie, co się dzieje w całym kraju, jaki powstał ucisk, jakie afery, nadużycia, profanowanie świętości, wzgardzenie wszelkim prawem. Wszystko wam obiecują, niczego nie dotrzymają. Całe państwo wydane zostało na łup aferałów. Nawet ci, którzy jeszcze z PO trzymają, krzywd uniknąć nie mogą... Oto kara boża na zdrajców za niedotrzymanie wiary ś.p. Panu Prezydentowi. Zwlekajcie!...
 
Tu zadrżał głos panu Śladkowskiemu i łzy pokazały mu się na rzęsach, po czym tak mówił dalej:
 
- Będziecie mieli jeszcze ciężkie chwile: jedzie ekipa z TVN-24, a z nią wielu reżymowych dziennikarzy... Jedna szczególniej sroga kolubryna... Nastąpią programy okrutne... Ale to będą ostatnie wysiłki... Wytrzymajcie to jeszcze, bo już zbawienie idzie ku wam. Ot, co wam powiadam... ratunek, zbawienie, sława... już, już... niedługo!
 
Tu rozpłakał się poczciwy i stało się powszechne szlochanie.
 
Ach! tej znużonej garstce obrońców, tej garstce sług wiernych a pokornych należała się już lepsza wieść i jakowaś pociecha z kraju!
 
Pan Buliński powstał ze swojego miejsca, zbliżył się do pana Śladkowskiego i rozłożył szeroko ramiona.
 
Śladkowski rzucił się w nie i długo obejmowali się wzajem ; inni idąc za ich przykładem poczęli padać sobie w ramiona a ściskać się i całować, a winszować sobie, jakoby straż miejska już odstąpiła. Na koniec pan Buliński rzekł:
 
- Na kolana, bracia moi, na kolana!
 
Pan Buliński klęknął na chodniku, dalej zakonnicy, studenci i lud prosty; nadeszły także niewiasty z dziećmi. Wybladłe z umęczenia twarze i zapłakane oczy wznosiły się ku krzyżowi; ale spoza łez promienił się już na wszystkich uśmiech szczęścia. Przez chwilę trwało milczenie, w którym rozległ się z oddali śpiew starej żebraczki Konstancji, przycupniętej pod murem na chodniku:
 
Próżno przegrażasz mi, husycie srogi,
Próżno diabelskie wzywasz w pomoc rogi,
Na próżno palisz i krwie nie żałujesz,
Mnie nie zwojujesz!
 
Choćby tu przyszły poganów tysiące,
Choćby na smokach wojska latające,
Nic nie wskórają miecz, ogień ni męże,
Bo ja zwyciężę!
 
 
Śpiewu nie słyszał jednak niedawno zaprzysiężony prezydent B. Komorowski. Nie znał słów pieśni, nie cenił Sienkiewicza (wolał Gombrowicza) i nie przeczytał „Potopu”. Może dlatego niebacznie zaczął kilka miesięcy temu całą tę  awanturę.

Ja jestem umysł ścisły. Mnie się podobają melodie, które już raz słyszałem.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (7)

Inne tematy w dziale Polityka