Ileż razy mam jeszcze dzwoneczkami dzwonić
Całować w niskie czoło mdłą Karykaturę?
By wreszcie w cel utrafić, w mistyczną naturę
Ileż mam mój kołczanie, oszczepów roztrwonić?
(Ch. Baudelaire)
Przebóg! Żywie! A już się martwiłem, że gdzieś straciliśmy naszego błyskotliwego ministra spraw zagranicznych. Ufff… niepotrzebnie. Odezwał się i od razu piorunowym głosem!
„Prezydentura to nie jest nagroda pocieszenia za utratę, jakkolwiek tragiczną, bliskiej sobie osoby(…)Czy warto ryzykować, że Jarosław Kaczyński naprawę się zmieni, czy prezydentura naszego kraju to fant w zakładzie o to, czy ktoś się naprawdę zmienił, czy tylko udaje”.
Poznajemy więc oto kolejne przewagi kandydata Bronisława-Bez Charyzmy-Komorowskiego. Poza tym co już wiemy, że zdołał się jakoś psim swędem ożenić i spłodzić więcej dzieci niż Kaczyński (tu, zauważmy jednak nie ma wcale stuprocentowej pewności), jest i ta, że nie stracił ostatnio tragicznie nikogo ze swych bliskich. Nie da się zaprzeczyć, że zdolność przetrwania jest zaletą a nie wadą (bardziej nawet u samego kandydata na prezydenta niż u jego bliskich), ale już owa legendarna płodność marszałka niekoniecznie predysponuje go do tak poważnego i poważanego urzędu. Znana jest teza Immanuela Kanta, twórcy współczesnej filozofii, który uzasadniał pozostanie przez siebie do śmierci w cnocie tym, iż „wykonywanie tak komicznych ruchów nie jest godne powagi filozofa”. Dyskusyjne, ale pomyślmy o tym w kontekście ewentualnej prezydentury Komorowskiego- nie żebym się przesadnie ekscytował tą sfrerą życia marszałka, ale skoro sam zaczął…
Kolejnym atutem kandydata Bronisława miało by być to, że pozostaje niezmienny jak wzorzec metra w Sevres, w odróżnieniu od Kaczyńskiego, który się zmienia. Ta ostatnia kwestia też jednak nie do końca jest jasna, bo prezydentura dla Kaczyńskiego miała by być (wg Sikorskiego) nagrodą za zmianę właśnie. Hmm… Ustalmy, że Bronisław jest taki jaki jest i taki już pozostanie. Na wszelki wypadek Radosław przypomina: „Proszę sobie przypomnieć, jakim zaufaniem cieszył się pan marszałek przed prawyborami, a jakim po prawyborach”. Tu trzeba stwierdzić, że prawie trafił w sedno, bo, co prawda, same prawybory niewiele zmieniły, ale kampania wyborcza już tak. Ja sam muszę przyznać, że przed kampanią uważałem marszałka za człowieka poważnego. Aż się chce zacytować jednego Francuza (skoro już od innego zaczęliśmy): „postawiłem go na piedestale by pokazać wszystkim jego małość!”
Chyba najważniejszy fragmencik informacji PAP (na której oparłem tę notkę) przemyka jakoś mało widoczny. Otóż powyższe wydarzyło się na wiecu w Bydgoszczy, w którym uczestniczyło KILKADZIESIĄT OSÓB. Powtarzam: w dużym mieście, na wiec ministra spraw zagranicznych i czołowego polityka PO przyszło KILKADZIESIĄT OSÓB.
Nikt nie może zarzucić Sikorskiemu lekceważenia spraw krajowych (choć jest ministrem spraw zagranicznych- hmm…), skoro nie bywa na ważnych spotkaniach ministrów UE, a znajduje czas na spotkanie z grupką swoich rodaków. Ale co będzie z „dorżnięciem watahy” jeśli podobna ich ilość pofatyguje się do urn?
Ja jestem umysł ścisły. Mnie się podobają melodie, które już raz słyszałem.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka