Od dłuższego czasu wielu zadaje sobie pytanie: ZA CO ONI ICH TAK NIENAWIDZĄ? Odpowiedź jest złożona. Na pewno po części gra rolę żenujący nieco nawyk doceniania przez naszych rodaków polityków ładnych, grzecznych, ułożonych. Takich których "nie musimy się wstydzic za granicą". Rzecz nie jest nowa, już ś.p. Stefan Kisielewski zwracał uwagę na wysokie notowania u naszych rodaków ministra Rapackiego- dobrze się prezentującej, kompletnej niemoty. Z pewnoscią 45 lat udawania polityki odegrało tu swoją rolę. Skoro nic nie możemy to przynajmniej podobajmy sie za granicą. Jednak w połaczeniu z głęboko zakorzenionymi kompleksami naszej, w drugim lub trzecim pokoleniu piśmiennej yntelygencji daje to wynik odwrotny do założonego. Za granicą nikt nie ceni uśmiechniętych potakiwaczy podsuwajacych plecy do poklepywania, a ludzie opluwający własny kraj (żeby pokazac że oni są inni, lepsi, że widzą ten cały prowincjonalizm, ale ich on nie dotyczy) budzą niesmak i zażenowanie.
Trzeba jednak przyznac, że w przypadku zwłaszcza Jarosława Kaczyńskiego lista win jest znacznie dłuższa. Tak się złożyło że ten urodzony fighter zawsze był po przeciwnej stronie niż mainstreamowe media i zawsze potrafił namieszac.
Pierwszy raz zobaczyłem go w telewizji, podczas owego pamiętnego posiedzenia KO przy Lechu Wałęsie. Jarosław Kaczyński przemawiał, a jego mowa miała- na naszym podwórku- rangę "mowy z Fulton" Churchilla. Zaczynała "wojnę na górze". Byłem wtedy fanatycznym wielbicielem Michnika (byłem młody, wykształcony i z wielkiego miasta) ale Kaczyński zrobił na mnie duże i pozytywne wrażenie. Mówił przeciwko wiekszości, rozlegały się sykania i szmery, jednak on przemawiał pewnie, spokojnie i z poczuciem własnej racji. Był przekonywujący. Pamietam że na drugi dzień BBC lub WE określiła Kaczyńskich jako "groźnych" polityków o twarzach lalek". Dlaczego groźnych i dla kogo groźnych? Później dowiedziałem się że Kaczyński już wtedy był nielubiany przez "towarzystwo" jako ten któremu Wałęsa powierzył negocjacje z ZSL i SD w sprawie rządu koalicyjnego. Negocjacje uwieńczone sukcesem, ale przecież powinien go odnieśc Kuroń lub Geremek!
Tak więc po wynegocjowaniu warunków utworzenia rządu Mazowieckiego, Kaczyński rozbił KO przy Lechu Wałęsie, co zapobiegło utworzeniu panamichnikowej monopartii. Ale najwieksza zbrodnia była jeszcze przed nim. Była nią pamiętna debata z Adamem Michnikiem, przed pierwszymi wyborami prezydenckimi. Rozłam w KO zaowocował walką o prezydenturę pomiędzy Wałęsą i Mazowieckim (przynajmniej tak myślano przed pierwszą turą). Jarosław Kaczyński i Michnik reprezentowali kontrkandydatów. Debaty nie będę streszczał, przypomnę tylko obraz końcowy który wciąż pamietam. Z jednej strony stołu spokojny i nieco ironicznie uśmiechnięty Kaczyński, z drugiej spocony, czerwony Michnik w półprzysiadzie, wrzeszczący na niego przez stół. To był pogrom. Po pierwszej turze ktoś z mainstreamu powiedział że Michnik przegrał Mazowieckiemu prezydenturę. Prawda była taka że Kaczyński wygrał ją Wałęsie. Tego mu nigdy nie wybaczono.
Podsumowując, trzeba zauważyc że z tamtych "wielkich" i "średnich" okresu przełomu, Jarosław kaczyński pozostał jedynym wciąż grającym w pierwszej lidze. Reszty nie ma lub jest na marginesie. Gdzie są Michniki, Bujaki, Frasyniuki, Onyszkiewicze, Halle, Rokity i reszta? A Jarosław Kaczyński, który zawsze "miał pod górkę", jest silniejszy niż kiedykolwiek. Wciąż jeszcze nie powiedział ostatniego słowa.
Ja jestem umysł ścisły. Mnie się podobają melodie, które już raz słyszałem.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka