Powoli opada pył po piątkowej awanturze w Białym Domu. Jaki obraz ukazuje się naszym oczom?
Prezydent Ukrainy miał świadomość, że przystępuje do trudnych negocjacji i musi "zagrać swój najlepszy tenis", wykorzystując wszystkie atuty jakie posiada. Jest chyba niezłym aktorem, więc postawił na swoją sztukę. Moim zdaniem - dopiął swego!
Zełeński nawet dość sprytnie zagrał o SWOJE: jest teraz absolutnym idolem antytrumpowego "półświatka", WB wychodzi z propozycją sporego kredytu, "europejscy sojusznicy" przekrzykują się z wyrazami solidarności, a umowa z USA ... i tak zostanie podpisana, bo Jankesi mają tam wtopiona sporą kasę i jej tak po prostu nie zostawią.
Umowa ta zapewne nie jest zbyt korzystna dla Ukrainy, gdyż musi być korzystna dla USA (inaczej by jej nie było). Zełeński swym "wybuchem" założył więc sobie tzw. "dupochrony" przed rodakami: "musiałem to podpisać, ale patrzcie jak walczyłem"! ;) Naprawdę bardzo sprytnie, choć z dużym ryzykiem. Z tym, że ew. koszty porażki poniesie Ukraina i Ukraińcy, a nie Żeleński (kultowy cytat lorda Farqaada ze Shreka: "być może wielu z was zginie, ale jestem gotów podjąć takie ryzyko" :) Trzeba też zauważyć, że aktorska szarża Żeleńskiego była wymierzoną głównie w J.D.Vance'a, co mogło się wydawać nieco dziwne, gdyż wcale nie dał do tego szczególnych powodów. Ale to właśnie wiceprezydent USA jest w europce "czarnym ludem" odkąd doprowadził do płaczu jej przywódców, a więc... znów sprytnie!
Natomiast, co ciekawe, założeniem tej szarży aktorskiej było to, że PDT będzie chciał wrócić do rokowań, a więc że jest on tak naprawdę rzeczowym, odpowiedzialnym i racjonalnym politykiem a nie tym "mściwym" i "nieobliczalnym" wariatunciem którym europejskie matki straszą swoje dzieci (a dzieci - swoje matki ;). Najwyraźniej Żeleński wie ile są warte te opowiastki. Co jeśli jednak się przeliczy i POTUS faktycznie odpuści sobie Ukrainę? Hmmm... bardzo cienka jest czasem granica między politycznym geniuszem, a politycznym idiotą - dla Żeleńskiego zależy ona teraz od decyzji Trumpa :)
Zeleński objawił się jako przebiegły nowoczesny "POSTPOLITYK", a nie staroświecki "polityk". To istotne rozróżnienie. Współcześni postpolitycy prowadzą medialne gierki grając o SIEBIE i swoje polityczne kariery i wpływy. Mniej interesuje ich dobro ich państw i narodów, a więc tych za których powinni być teoretycznie odpowiedzialni jako klasyczni politycy. Postpolitycy nie "przewodzą", tzn. nie wskazują narodom kierunków. Oni tylko "stają na czele" i kroczą przed tłumem, bacznie obserwując w jakim idzie kierunku, by nie zmylić trasy. Społeczeństwa nie mają z nich zbyt wielu korzyści. Mogą być niezłymi "politykami" w jakiejś Kanadzie, czy Australii, ale narodów w położeniu takim jak obecnie Ukraina (podobnie Polska) zwyczajnie na nich nie stać.
Ja jestem umysł ścisły. Mnie się podobają melodie, które już raz słyszałem.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka