No cóż, jak mawiają optymiści: „nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło”. Myślę że dotyczy to też wyników ostatnich wyborów i naszych relacji z Unią Europejską.
Moje zdanie w tej materii pozostało niezmienne od samego zarania. W pamiętnym referendum głosowałem „przeciw”, przewidując dość trafnie to z czym obecnie mamy do czynienia. Uważałem, że nie należało w to wchodzić, ale grać na czas, „stowarzyszyć się”, rozgrywać opinię publiczną, przewlekać negocjacje, mnożyć trudności, itd., itp… Jak wiadomo „suweren” postanowił inaczej, choć moim zdaniem nie tyle „suweren”, co raczej media w Polsce (nie piszę „polskie media” na co zwracam uwagę), gdyż przed referendum kampania medialna była całkowicie jednostronna. Obecnie sytuacja stała się bardziej złożona. O ile nie należało moim zdaniem wchodzić do UE, o tyle obecnie wyjście z niej może być bardzo nieopłacalne, wiec należało by z tym zaczekać tak długo, jak długo koszty wyjścia przewyższają koszty pozostania. Wejście do UE przyniosło liczne korzyści gospodarcze (podobno) i stopniową utratę suwerenności. Jak niektórzy wiedzą, na tym świecie nie ma niczego za darmo, więc jeśli faktycznie były korzyści, to kiedyś trzeba będzie za nie zapłacić i ten czas właśnie nadchodzi. Tusk najprawdopodobniej wkrótce zrobi to czego od niego oczekują (i do czego został tu oddelegowany): podpisze w imieniu Polski (!) zgodę się na nowe traktaty europejskie i federalizację Unii Europejskiej, pozbawiając nasze państwo resztek suwerenności i zamieniając je w terytorium zarządzane z zewnątrz: z Brukseli, a w zasadzie z Berlina (Paryża nie wymieniam, bo tam nastąpi podział stref wpływów). To co dotychczas w naszej historii następowało zawsze w wyniku przegranych krwawych wojen, teraz nastąpi w wyniku beztroskiego głosowania większości naszych hmmm… rodaków. Zaiste, to pokolenie zapisze się w historii …
Zarazem jednak obserwujemy ewolucję samej UE. Gdy do niej wchodziliśmy jawiła się nam jako „dystrybutor dobrobytu i wolności”, a obecnie już widać jak powoli staje się „dystrybutorem niedostatku (o nędzy jeszcze nie mówimy) i zamordyzmu”. To będzie z pewnością postępować, gdyż społeczeństwa europejskie nie mają już żadnych atutów które zapewniły by im możliwość uczestniczenia w globalnym wyścigu. Wraz z „bizantynizacją” UE (już dawno dawno temu pisałem o tym, że UE to odbudowa Bizancjum na nowym terytorium) będą w niej się nasilały napięcia i pogłębiał się kryzys, na który jedyną odpowiedzią będzie rosnący zamordyzm. A my już będziemy w środku (a nie na obrzeżu jak dzisiaj) i pozostanie nam już tylko jedno wyjście…
Tym jedynym wyjściem będzie oczywiście … wyjście :) Dotychczas bardzo niewielu polityków i ekspertów w Polsce odważało się otwarcie rozważać taką możliwości. Wielu już ją od dawna dostrzega i widzi jej nieuchronność, ale milczy sterroryzowana przez rzekome wysokie poparcie dla członkostwa w UE. No więc, gdy już naprawdę wszyscy dostaniemy solidnie "po rzyci", to może wreszcie z większości polskich łbów wyparują naiwne złudzenia ("są ludzie którzy nie dostrzegą gwiazd jeśli nie dostaną po mordzie"). Rozwój wydarzeń w najbliższych latach sprawi, że za kilka lat większość Polaków będzie już popierała Polexit, a obecne wybory i podpis Tuska za federalizacją stanie się paradoksalnie rodzajem „spalenia łodzi” – sprawi, że nie pozostanie nam nic innego.
Czy będzie krwawo? Być może… W naszej dotychczasowej historii utrata niepodległości zawsze wiązała się z krwawymi ofiarami następnych pokoleń i trzeba przyjąć, że tak po prostu musi być – taka karma w tym miejscu Europy. Można jednak mieć nadzieję na łut szczęścia. Rozpad UE postępuje wraz z jej integracją najwyraźniej będąc jej funkcją, czego zdają się nie dostrzegać zajadli „europejsi”. Za kilka lat Unia będzie słabsza niż obecnie i wyjście z niej nie będzie już posunięciem tak „ekscentrycznym” jak pamiętny Brexit. Być może nie będziemy drudzy (za Brytyjczykami) i nawet nie na podium? Być może utrzyma się obecne okienko możliwości: osłabienie Niemiec i zarazem Rosji? Być może tak, być może nie… Tak czy inaczej, ci co zagłosowali tydzień temu na Tuska przesądzili moim zdaniem o Polexicie.
Amen.
Ja jestem umysł ścisły. Mnie się podobają melodie, które już raz słyszałem.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka