Wiele razy przymierzałem się do napisania notki poświęconej zjawisku ojkofobii wśród naszych rodaków, ale zawsze to odkładałem i dopiero dziś dyskusja pod notką pana Rafała Wosia skłoniła mnie do rozwinięcia tematu. A że mam już pięćdziesiątkę na karku to coś mogę powiedzieć. Źródeł historycznych tego zjawiska jest wiele, gdyż ojkofobia to nic innego jak lustrzane odbicie kompleksów wobec „zagranicy”, które przejawiają się w poczuciu wyższości lub niższości, a w każdym razie przesadnym skupieniem na własnym wizerunku i tym jak nas widzą mityczni ONI tam – za granicą. Takie postawy widać już u sienkiewiczowskiej szlachty, pogłębił je okres rozbiorów i dwudziestolecie międzywojenne („Polacy są narodem dziwnie sympatycznym”). Od tamtych czasów aż do dziś, nasi rodacy każdego gościa z zagranicy pytają o to co myśli o Polsce i Polakach, co mu się podoba i nie podoba, po czym w trwodze i nadziei zamieniają się w jedno wielkie ucho czekając na odpowiedź ;)
Jednak przyczyny, te w miarę bezpośrednie, tkwią moim zdaniem w epoce Gierka: w zachłyśnięciu propagandą sukcesu i następującym po niej kryzysie lat 80-tych. Wtedy nastąpiło bardzo bolesne zderzenie złudzeń z rzeczywistością, co było dla wielu szokiem i skutkowało przeświadczeniem, że Polska to dno i jedna wielka katastrofa. Było to przekonanie powszechne (lata 80-te) i uzasadnione, ludzie jeździli na zachód i wracali upokorzeni z ciężkimi kompleksami. Taka postawa była wówczas bardziej charakterystyczna dla antykomunistycznej opozycji, choć "czerwoni" też jej ulegali. Byłem wtedy studentem, miałem zajęcia z ekonomii politycznej i polityki, prowadzili je często ludzie z PZPR i oni też byli boleśnie odarci ze złudzeń. Taki był początek.
Drugi etap kształtowania się ojkofobii to transformacja lat 90-tych i tzw. „pedagogika wstydu” Gazety Wyborczej (wówczas dominującego, niemal monopolistycznego medium sprawującego rząd dusz tutejszej inteligencji i „półinteligencji”), wpajająca Polakom kompleksy narodowe i niską samoocenę. To było powiązane ze "złodziejską transformacją", bo rozkradaniu majątku narodowego (a także negocjacjom o wejściu do UE) sprzyjało poczucie niższości u Polaków, którzy nieraz wręcz się prosili o to by „zachód” brał nas i to wszystko co mamy za półdarmo bo nic nie jest warte a Polska to „brzydka panna bez posagu” (Bartoszewski). WŁAŚNIE NA TYM ETAPIE NASTĄPILO ROZEJŚCIE SIĘ POSTAW U (SZEROKO ROZUMIANEJ) PRAWICY I LEWICY. Prawica przeciwna „pedagogice wstydu” GW, szarganiu polskiej historii i jej bohaterów, a także rozkradaniu majątku narodowego, zaczęła się przeciwstawiać ojkofobii i oczernianiu Polski, zaś zwolennicy lewicy (i okrągłego stołu) w tej postawie pozostali.
Wreszcie trzeci etap to okres po 2015 r. Przewaga PiS i ogólnie strony „nie liberalnej”, pogłębiła już istniejący podział, gdyż „sekta Antypisa” utożsamiła pogardę dla Polski i Polaków z atakowaniem „państwa PiS”. To się zbiegło z odwoływaniem się „opozycji” do poparcia zagranicy, jej służalczością wobec „zachodu” i domaganiem się nakładania sankcji na własny kraj. Z kolei uparte poparcie nienotowanej nigdy wcześniej większości narodu dla PiS powoduje u ojkofobów głęboką frustrację odreagowywaną pogardą dla "ciemnego polskiego motłochu, przekupionego za 500+, pijącego i bijącego żony i dzieci". No i w ten sposób mamy to co mamy
Podsumowując: zjawisko ojkofobii jest u częsci naszych rodaków mocno utrwalone i bardzo trudne do zwalczenia. Przeciętny „ojkofob” jest inteligentem (często „pólinteligentem” bądź „aspirującym” chociażby przez kupowanie Gazety Wyborczej) atakującym Polaków i ich urojone bądź prawdziwe wady, na zasadzie: „patrzcie jacy ci Polacy są okropni, ALE JA TAKI NIE JESTEM, BO TO DOSTRZEGAM I PIĘTNUJĘ”. Budzi to w nim kojące poczucie wyższości i jest rodzajem masturbacji (przenikliwa metafora w „Dniu Świra”). Leczy głębokie kompleksy wobec „zachodu” którego opinia jest dla niego najważniejsza („Najgorsze jest to, że to nie sami Polacy, ale zagranica ma jak najgorsze zdanie o obecnej Polsce” – komentarz z dzisiejszej dyskusji u p. Rafała Wosia). W tyle głowy jego postawa jest skierowana na zewnątrz, on przemawia właściwie do ludzi „zachodu”: „patrzcie jaki jestem inny nic ten cały polski motłoch, jestem od nich lepszy i piętnuję ich wady, jestem i już PRAWIE TAK WSPANIAŁY JAK WY”. Literackim obrazem takiego ojkofoba, co prawda nie polskiego tylko rosyjskiego (najwyraźniej jest to postawa uniwersalna) jest Stiepan Trofimowicz Wierchowieński z „Biesów” Dostojewskiego. Nic nie przewyższy jego złośliwego opisu z pierwszych kart tej genialnej powieści! Przykłady podobnych postaw można mnożyć, jest to często żałosne i nieznośnie żenujące, jak Stuhr wstydzący się za granicą mówić po Polsku.
Żal mi tych ludzi ale też irytują mnie, to nieszczęście przechodzi z ojca na syna, kompleksy są jak choroby dziedziczne, zatruwają kolejne pokolenia. Najgorsze, że Polska nie może przez to funkcjonować jako normalne, silne europejskie państwo (którym jest!) gdyż zawsze spora część naszego społeczeństwa jest gotowa biec z wywieszonym językiem i działać na jej szkodę za wskazaniami tych „nadludzi” z „zachodu” dla których, nasze narodowe interesy nie są ważne a nieraz są wręcz przeszkodą w realizacji ich interesów. Nie pozostaje nic jak tylko uparte próby terapii, której – w założeniach autora – niniejsza notka ma być środkiem.
Ja jestem umysł ścisły. Mnie się podobają melodie, które już raz słyszałem.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Społeczeństwo