Głośno ostatnio w mediach o amerykańskim serialu Netflixa "Stranger Things". Zapewne za przyczyną niedawnego wejścia czwartego sezonu. Skuszony zasiadłem przed telewizorem i przyznam, że pozytywnie się zdziwiłem! Do czasu...
1. Pierwszy "sezon" obejrzałem z zapartym tchem - moim zdaniem jest świetny! Panuje groźna, napięta atmosfera, niewiele wiadomo o tajemniczych wydarzeniach, których sens powoli odsłania się przed widzami, co trwa praktycznie do ostatniego odcinka. Film jest nakręcony (prawie) NA POWAŻNIE, co pragnę podkreślić. Postacie są zarysowane sensownie i wiarygodnie zagrane. Nawet permanentnie szarżująca Winona Ryder nie irytuje aż tak bardzo swym "przegrywem", bo gra rolę matki z problemami psychicznymi (i nie tylko) której syn zaginął. Świetnie zagrane są postacie dziecięce, chłopcy wnoszą odrobinę humoru, Nastka - tajemniczości. Nawet Will, którego charakterystyka jako chłopca podejrzewanego przez rówieśników o homoseksualizm wzbudziła we mnie jak najgorsze przeczucia (Netflix!) co do dalszej ewolucji tej postaci, okazał się "niegroźny", a wątek jego homoseksualizmu pozostał praktycznie nietknięty, co w serialu Netflixa zadziwia! Generalnie fabuła się klei i nie irytuje.
2. Bez wytchnienia przeskoczyłem do sezonu drugiego. Ogólnie wiadomo, że kolejne "sezony" seriali nie robią się coraz lepsze (delikatnie ujmując), ale tutaj (prawie) nic złego się nie stało! Owszem, druga część nieco traci na tle pierwszej, ale można to zapisać na karb tego, że już trochę wiemy i trudno utrzymać klimat tajemniczości, co i tak się do pewnego stopnia udaje. Niestety, pojawiają się też "puste" wątki zapychające fabułę, jak historia matki Nastki, a zwłaszcza jej spotkania z "siostrą" i jej ferajną. Mimo wszystko, relacja dziewczynki z opiekunem (szef policji Jim Hopper) a zwłaszcza z Mikiem podtrzymują emocje, choć atrakcyjne raczej dla żeńskiej widowni. Nieco tajemniczości wprowadzają nowi bohaterowie: Max i Billy.
3. Bez zmęczenia skończyłem sezon drugi i wziąłem się za trzeci. I tu niestety szczęka mi opadła. Od początku jest niedobrze i stopniowo coraz gorzej. Serial traci praktycznie wszystkie swoje atuty. Najważniejsze: wlewa się (pełną falą!) schematyzm i "politpop". Wiem, że to głos wołającego na puszczy, ale czy dało by się jakoś tfu-rcom (sic!) wytłumaczyć, że jeśli ich bohaterowie zaczynają się zachowywać zgodnie z niemądrymi i niemającymi nic wspólnego z rzeczywistością schematami, znanymi z TYSIĘCY podobnych produkcji, to film staje się nieciekawy i irytujący? Tak właśnie jest w trzecim sezonie Stranger Things. Nieco ciekawi tylko problem wyważenia schematów politgramoty: dziewczynki (już raczej dziewczyny!) "pastwią się" i poniżają swoich chłopaków co jest oczywiście przedstawione w pogodnej, radosnej atmosferze, jednak Max jest biała a jej chłopak Lucas czarny (przepraszam: jest afroamerykaninem - wczujmy się w klimat ;) co ewidentnie świadczy o przewadze fioła feministycznego nad rasistowskim. Jakoś równoważy to fakt, że wątek Lucasa i Max jest raczej drugorzędny wobec romansu Mike-a i Nastki. Poza tym Lucas jest tym mądrzejszym, pouczającym Mike-a i mniej cierpi :))))) Oczywiście wchodzi watek homoseksualizmu, tym razem kobiecego. Film przestaje być "poważny" i staje się głupawą komedyjką, fabuła przestaje się kleić, a postępowanie bohaterów traci sens i racjonalność. "Potwór" który już bez jakichkolwiek zahamowań wypełnia ekran telewizora ewidentnie wylazł z horrorów trzeciej klasy, które zazwyczaj wyłączam po 1-5 minutach. Afera z "ruskimi" po prostu żenująca i kompletnie absurdalna, a już same postacie naszych wschodnich sąsiadów... Katastrofa. No i dialogi... Po prostu tragedia, czas odcinków zapychają przedłużające się grubo ponad miarę "dowcipaśne" dyskusje bohaterów, których wymuszoną "swadę" i "humor" da się porównać chyba tylko z tymi z polskich (współczesnych!) komedyjek lub kabaretów! Wiem że to niewiarygodne, ale sami Państwo zobaczcie, albo ... lepiej nie róbcie tego, zakończcie na drugim sezonie. Chyba jedynym pozytywnym zdziwieniem była dla mnie przepiękna muzyka Filipa Glassa, która ku mojemu zaskoczeniu popłynęła w pewnym momencie z głośników, ale to był tylko moment...
I tu dochodzę do sedna. Przede mną czwarty sezon. Oglądając trzeci kilka razy chciałem to przerwać "w pierony" i zająć się czymś innym, ale jakoś z przerwami dociągnąłem do końca. Trochę żałuję, ale to tylko 6 odcinków, więc chyba bez nieodwracalnych zmian w mózgu się obyło. Pytanie do Państwa, tych którzy widzieli sezon czwarty: czy warto kontynuować? Czy jest choć trochę lepiej, czy spróbowali to jeszcze jakoś ratować? Czytałem że robi się bardziej brutalnie, ale to dla mnie żaden atut. W ramach samopomocy (i samoobrony przed głupotą) - pomóżcie i podpowiedzcie, oglądać czy sobie odpuścić?
Ja jestem umysł ścisły. Mnie się podobają melodie, które już raz słyszałem.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura