Wiem, wiem, kto by tam słuchał kota...
Ale spróbuję...
Kotłuje się w tej naszej Polsce, jedni chcą "odmrażać", inni wieszczą apokalipsę. Z jednej strony: nie można zamknąć kraju na głucho i zapędzić wszystkich do piwnicy, bo i tak głód ich w końcu wypędzi. Z drugiej strony: ryzyko (także polityczne) eskalacji epidemii jest wciąż ogromne. Trzeba to jakoś w miarę bezpiecznie wypróbować, tylko jak?
Ja mam pomysł! Otwierać i "rozmrażać" stopniowo, powoli, zaczynając od regionów (województw) z najniższym wskaznikiem zachorowań i obserwować co się będzie działo. Wiem że to politycznie trudne do przeprowadzenia, ale ma też swoje plusy! Przede wszystkim zdopinguje społeczności lokalne do autentycznej walki z zarazą zamiast udawania lub sabotażu w rodzaju pamiętnego tłoczenia ludzi w autobusach i tramwajach. Kto nie będzie miał wyników ten pozostanie w kwarantannie, a nic tak Polaków nie dopinguje do działania, jak świadomość tego że inni mają lepiej. Już oni rozliczą popaprańców którzy ich tak urządzili!
Należy określić jakieś sztywne współczynniki ilości chorych w społeczności, zejście poniżej których powoduje AUTOMATYCZNE odmrażanie sektorów życia: n% - usługi, x% - galerie, y% - sklepy itd itp. Na początek - pilotażowo- lubuskie i warmińsko- mazurskie, tydzień- dwa odczekać obserwując skutki i jeśli nie będzie tragedii to kolejne województwa.
Dobrze radzę! To jak, zaczynamy?
Ja jestem umysł ścisły. Mnie się podobają melodie, które już raz słyszałem.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości