2. maja 2013 r. na płycie praskiego lotniska im. VáclavaHavla cysterna z benzyną blokuje na dwie godziny odlot samolotu linii Aeroflot. Dzieje się tak z polecenia ministra finansów. Na pokład rzekomo wchodzą czescy policjanci i niewiele brakuje, a doszłoby do strzelaniny z agentami rosyjskiej FSB. Inne źródła mówią o tym, że czeska policja wcale nie weszła na pokład. Ale sytuacja była nerwowa. Pewne jest jedno, rosyjscy agenci mieli w ręku prawomocną decyzję czeskiego ministra sprawidliwości, natomiast cała blokada i "próba odbicia" osoby znajdującej się na pokładzie rosyjskiego samolotu opierała się na ustnym poleceniu ministra, nie było żadnej prawomocnej decyzji, żadnej "bumazki".. W końcu czeski minister spraw zagranicznych osobiście wydaje polecenie i samolot z osobą, z powodu której doszło do całego tego zamieszania, odlatuje do Moskwy. O zdarzeniu tym dowiadujemy się 27. maja wczesnym rankiem. Dopiero 27.05!
Ciekawostką jest również fakt, iż 15. maja w mediach nad Wełtawą pojawiła się wiadomość, iż syn „bohatera” zamieszek z 2. maja złożył zawiadomienie o przestępstwie. Miał się go rzekomo dopuścić czeski minister sprawiedliwości wydając zgodę na… - ale o tym za chwilę. Warto nadmienić, że 15. maja nie padło ani pół słowa o incydencie na lotnisku!
Popatrzmy na sprawy w szerszym kontekście.
Aleksiej Torubanow - bo przez niego cała ta akcja rodem z filmów z Bondem, to rosyjski przedsiębiorca, właściciel (były?) kilku restauracji w milionowym Wołgogradzie. Dodajmy, że jedna z tych restauracji nosi nazwę „CCCP”. Biznesmen popadł w tarapaty w swoim mieście, gdyż wszedł w spółkę z funkcjonariuszem rosyjskiej FSB, którego chciał podstawić jako nabywcę prywatyzowanych lokali, w których zamierzał urządzić kolejne restauracje. Funkcjonariusz zniknął z forsą (z kredytu). Torubanow oskarżył go o kradzież, ale teraz to on sam ma sprawę i jest ścigany międzynarodowym listem gończym. Rosyjskie organa twierdzą, że to Torubanow szantażował funkcjonariusza FSB, że to on jest tym złym. Prawie od roku prosił o azyl w Czechach – bezskutecznie, więc zaskarżył odmowę czeskich organów. Sądy trzech instancji (w tym nawet Sąd Konstytucyjny) uznały, że Torubanow musi zostać wydany Rosji. Minister sprawiedliwości nie mógł – zgodnie z prawem – postąpić inaczej, niż zatwierdzić ekstradycję obywatela Federacji Rosyjskiej.
Czeski film? Kiepski żart? Dlaczego minister rządu broni właściciela kilku restauracji w Wołgogradzie przed rosyjskim wymiarem sprawiedliwości? Dlaczego człowiek, który naraził się władzom (Baranow), bez problemu otrzymuje azyl w niby strachliwych Czechach („Nasz Dziennik” z 28.05. informuje o sprawie Torubanowa: Ulegli dyktatowi Rosjan), natomiast dzielny biznesmen nie?
Pop, Siergiej Baranow, wyraził swoje zdanie w sprawie osądzenia Pussy Riot i miał z tego powodu problemy. Właściciel kilku restauracji, Aleksiej Torubanow, wszedł w konszachty z funkcjonariuszem FSB (i wziął wielomilionowy kredyt) i też miał problemy. Pop z powodu swej krytyki, biznesmen przez … no właśnie, przez to, że wszedł w spółkę z agentem FSB? Przez to, że chciał mieć jeszcze więcej restauracji? A może przez działanie mafii i służb specjalnych, które - jak twierdzi - chcą go zniszczyć? Pojawiły się też komentarze, że czeskie państwo nie może przyznawać azylu każdemu cwaniakowi tylko dlatego, że jesteśmy przekonani o tym, że w Rosji nie ma szans na sprawiedliwy i bezstronny proces.
A co mamy myśleć o rządzie, którego jeden minister zgodnie z prawem podpisuje decyzję o ekstradycji, natomiast inny minister tego samego rządu bierze telefon, dzwoni na lotnisko i sabotuje decyzję kolegi? Wydarzenia 2. maja miały więcej odsłon, ale nie ma tu miejsca, by się o nich rozpisywać. Wrażenie jest jednoznaczne: farsa, dziwaczność i – łagodnie mówiąc – jakaś niefrasobliwość.
W stolicy właśnie jedna partia prawicowa za pomocą głosów lewicy odwołała prezydenta miasta z drugiej, mocniejszej partii prawicowej. Minister sprawiedliwości i finansów pochodzą, oczywiście, ze zwaśnionych ze sobą partii. Czy walka o głosy wyborców (wybory parlamentarne za rok) jest warta kompromitacji państwa?
A może sprawa ma drugie dno? To, że informacja pojawiła się z opóźnieniem i właśnie w trakcie wizyty Premiera w Rosji, może dać do myślenia … . W każdym razie nie chce mi się wierzyć w to, że w pragmatycznych i racjonalnych Czechach możliwy jest taki brak poczucia realizmu, jakim się wykazał minister nomen omen finansów, stawiając się w roli scenarzysty sensacyjnego widowiska ze smutnym końcem.
vp
www.cepol24.pl
Komentarze
Pokaż komentarze (5)