Gdzie kończy się wolność wyrażania poglądów, a zaczyna "homofobia" czy "islamofobia"? Dlaczego nie pisze się o powszechnej "katofobii"? Spójrzmy na fakty.
Otóż w Polsce:
- legalnie działają co najmniej dwa czasopisma programowo antyklerykalne ("Fakty i Mity - tygodnik antyklerykalny", "NIE") oraz przynajmniej jedna partia ("Antyklerykalna Partia Postępu RACJA"); w dyskusji publicznej pojawia się wiele wypowiedzi krytycznych wobec katolików i Kościoła, także z ust polityków (Środa, Seneszyn, Biedroń, Dunin)
- legalnie działa kilkadziesiąt klubów gejowskich i organizacji LGBT; brak jest partii i czasopism programowo zwalczających homoseksualistów; w dyskusji publicznej pojawia się wiele wypowiedzi krytycznych wobec homoseksualnego, także z ust polityków (Giertych, Kaczyński, Orzechowski);
Osobiście uważam, że oba zjawiska - krytyka "kultury homoseksualnej" i krytyka Kościoła - mieszczą się w granicach wolności słowa.
Natomiast twierdzenie, że to pierwsze jest "homofobią" a to drugie przyrodzonym prawem wyrażania opinii nosi znamiona schizofrenii.
Sól w nasze rany, cały wagon soli
By nie powiedział kto, że go nie boli
Piach w nasze oczy, cały Synaj piasku
By nie powiedział kto, że widzi jasno
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka