carcajou carcajou
341
BLOG

Czy chcecie polskiego Trumpa?

carcajou carcajou Polityka Obserwuj notkę 20
"Sprawczość" to słowo z kategorii bajki polskie, ze zdumieniem więc "cywilizowany świat" ogląda, co się dziś dzieje za Wielką Wodą, gdy prezydent używa pełni swojej władzy. No i jakże tak można, robić to, co się mówiło, że się zrobi. Nie mamy silnych przywódców nie tylko dlatego, bo to partie ich nam wybierają... zgodnie z własnym interesem partyjnym, ale także dlatego, że partie chcą rządzić i za nic nigdy nie odpowiadać. I dziwić się sędziom. Nasz "wybór", to wybór między jednym, a drugim kandydatem partyjnym, czasem dla niepoznaki zwanym "obywatelskim", który po wygraniu wyborów zostaje strażnikiem żyrandola, wyposażonym jedynie w moc destrukcyjną. Tragedią dzisiejszych dni nie jest wcale to, że PiS nie dostał pieniędzy na kampanię, ale to, że PO i inne partie je dostały! Do tego doprowadziła nas "demokracja" i nie liczcie na nic więcej.

Jest rok 2025, 36 rok trwania naszej młodej demokracji, 28 lat konstytucji Kwaśniewskiego, która została uchwalona przez naród niewielką większością przy frekwencji 42 procentowej. Mówiąc jaśniej, nasza konstytucja nie spełnia wymogu przewidzianego dla referendum, którego wynik byłby wiążący.

Prof. Broda pisze w kontekście dyskusji na temat postulowanego przeze mnie systemu prezydenckiego (w wersji turbo): „Wystarczy zestawić sobie galerię naszych prezydentów, by uświadomić sobie jak wielkie ryzyko niesie taki system [jakikolwiek system prezydencki]. Zadrżałem, więc kończę.” Nie zauważa jednak, że wszyscy prezydenci byli wcześniej rekomendowani przez partie polityczne. Naród co prawda głosował bezpośrednio, ale na już wyselekcjonowanych przez partie kandydatów partyjnych. Wyselekcjonowanych zgodnie z interesem partyjnym, różnych klik, na pewno jednak nie narodowym.

Ktoś zapyta, a jacy by to mieli być kandydaci, jak nie rekomendowani przez partie? I tu dochodzimy do sedna sprawy. Jeśli partie polityczne nie zostaną pozbawione uprzywilejowanej sytuacji w systemie politycznym, to prezydentami zawsze będą kandydaci partyjni, nawet jeśli stroją się w piórka kandydata „niezależnego”. O tym, czy kandydat jest, czy nie jest partyjny, nie decydują bowiem zapewnienia, ale pieniądze, które muszą zostać wyłożone na kampanię (prezydencką, czy do Parlamentu). A pieniądze mają partie, posłowie przegłosowali ustawę, że naród ma im płacić tyle, ile sobie ustalą, plus bonusy. Ich partyjny prezydent to podpisał. Wszystko odbyło się demokratycznie, wola ludu.

I tylko partia ma ludzi, by ci zebrali podpisy, by zarejestrować kandydata czy partię do udziału w wyborach. Ci zaś, co mają pieniądze i mogliby kupić ludzi, by ci zbierali podpisy, nie muszą zakładać partii, czy startować na prezydenta, by zabezpieczyć swoje interesy. Wystarczy jak wpłacą na kampanię na rzecz kandydata lub partii. Gdyby podpisy można było zbierać także via profil zaufany, to jeden z filarów państwa partii politycznych, by runął. Ale gdzie tam...

Ludzie narzekają, że rządzący źle rządzą i nie odpowiadają inaczej niż „politycznie”, Trybunał Stanu jest taką samą fikcją jak możliwość wyrażenia swojej woli przez naród w referendum, o konstytucji było już wyżej. Raz złe jest PO, raz zły jest PiS, różne koalicje, które „uniemożliwiają” realizację „oryginalnego” programu wyborczego zwycięskiej partii, czy jak kto woli gruszek na wierzbie….


Moja pozycja ustrojowa zmierza do położenia kresu patologiom wynikających z obecnej konstytucji, które biorą się w dużej mierze z partyjniactwa futrowanego kasą podatnika, grabioną prawem ustanowionym przez partie we własnym interesie. To tak jakby sędzia sam wydawał wyrok we własnej sprawie. Nie będę jej obszernie przedstawiał w tym miejscu, zainteresowani klikną w link, na parę rzeczy chcę jednak zwrócić uwagę.

Pisałem o pieniądzach, że to one w dużej mierze determinują nasze wybory. Partia z pieniędzmi kupuje sobie ludzi i władzę, a władza oznacza kolejne pieniądze i kolejnych ludzi, którzy chcą być blisko władzy i pieniędzy… Układ zamknięty, niereformowalny, rządzący potem spłacają długi ludziom, którym tę władzę zawdzięczają, tak więc nie dziwmy się potem, że to oni zajmują miejsca w SPP, dostają stanowiska, itd., a nie najlepsi merytorycznie kandydaci.

Jeśli nieustannie jesteśmy niezadowoleni z rządzących, to znaczy, że system ich wyboru do władzy jest zły. Nasza "młoda demokracja" szwankuje. I system złym być nie przestanie, gdy do władzy dojdzie nasza partia, bo za potem do władzy wróci ta nam wroga. Trzeba to zmienić.

Jeśli uznamy, że uprzywilejowana pozycja partii w systemie politycznym jest rzeczą złą, to jasnym jest, że inny podmiot musi wejść w jej miejsce - mianowicie silny prezydent. Prezydent musi być naprawdę silny, gdyż pozbawiwszy partie uprzywilejowanej pozycji, skazalibyśmy państwo na atrofię i rozpad. Prezydent o uprawnieniach podobnych jak w USA, sprawczy w swoim działaniu. Polski Trump.

Każdy system ma swoje wady i zalety, ja jednak wolę, gdy wiem komu zawdzięczam ład i dobrobyt w państwie, czy kogo mam personalnie obwiniać za chaos i biedę. Wolę odpowiedzialność osobistą, a nie kolektywną. Wolę sprawczość niż zasłanianie się niemożnością. W końcu co mamy do stracenia - NIC, więc ZRÓBMY TO.

Posłuchajcie jak zachowuje się prawdziwy prezydent.


Skończę fragmentem m.in. o pieniądzach (ale same pieniądze nie wyczerpują tematu):

Tak jak pisałem wyżej, kandydaci pretendujący do stanowiska kandydata do urzędu Prezydenta (pretendenci) walczą między sobą w wyborach na kandydata na Prezydenta, urzędujący Prezydent mierzy się dopiero ze zwycięskim pretendentem (wyłonionym kandydatem). Zasada taka obowiązuje m.in. w szachach. System ten rodzi wiele ciekawych implikacji, ale dziś nie o tym.

Pieniądze na kampanię pretendentów pochodzą z PiT (darowizny osób indywidualnych), darowizn od firm, są to też środki własne. Kwota darowizn od podmiotów prywatnych nie może przekroczyć 100% środków zebranych w PiT, kwota środków własnych nie może przekroczyć 100% środków zebranych w PiT. Razem maksymalnie do trzykrotności środków zebranych w PiT. Jeśli podatnik nie wskazał pretendenta, to pieniądze z PiT są dzielone pomiędzy zarejestrowanych pretendentów.

Pretendent musi zebrać minimum 3% głosów populacji Polski (to nie są podpisy), by zostać zarejestrowanym. Głosy liczone są jak w przypadku referendum o zmianę Prezydenta.

Prezydent dostaje od państwa na kampanię wyborczą dwukrotność pieniędzy, jakie posiadał w wyborach na kandydata zwycięski pretendent. Kandydat dostaje od państwa tą samą kwotę.

Zawsze pieniądze zbieramy na osobę, obojętnie jakie wybory, nigdy na partię. Zastanawiam się, czy nie powinno się zabronić przekazywania zebranych pieniędzy na cele partyjne, czy kampanie zaprzyjaźnionych polityków. Niech każdy dba o siebie, swój okręg wyborczy i tak jak rozumie dobro Polski - indywidualnie, nie zbiorowo. Takie postawienie sprawy uniemożliwiłoby akcję, że np. Jarosław Kaczyński dostaje full kasy z PIT od ludzi i drugie tyle od firm, a potem wprowadza za te pieniądze do Sejmu swoich kolegów. Nie wystarczy wtedy jedna rozpoznawalna osoba, każdy musi być rozpoznawalny.


image

Spór polityczny powinien się odbywać pomiędzy prezydentem a Sejmem, a nie między Polakami, przyjmującymi zdanie jednej z partii politycznych zainteresowanej zdobyciem władzy. Partie są z natury zainteresowane w dzieleniu nas, podkreślaniu swojej wyjątkowości, nie jednoczeniu. Dlatego też nie powinny rządzić, ani wyłaniać rządu, jak to się dzieje teraz. Zgrany Sejm złożony z posłów wyłonionych w JOW (prezydentów miast, burmistrzów, wójtów) ustawi Prezydenta i Premiera do pionu, nie zgrany, będzie tylko pacynką. Ale niby czemu posłowie, którzy na każdy temat potrafią mieć różne zdania, jeśli nie potrafiliby się z sobą dogadywać dla dobra Polski i Polaków, mieliby decydować o tym, co jest dobre dla nich dobre?

carcajou
O mnie carcajou

PO głosi wszem i wobec, że dwa i dwa to pięć, i wszyscy, którzy chcą się uważać za ludzi światowych i inteligentnych, muszą w to uwierzyć. Działania partii negują bowiem nie tylko legalność demokratycznie wybranej władzy, czy podważają znaczenie instytucji państwa polskiego, lecz jakąkolwiek logikę. Za największą herezję uznają zdrowy rozsądek. Najbardziej przeraża nawet nie to, że ci ludzie mogą unieważnić cokolwiek i kogokolwiek  wg własnego zmieniającego się z dnia na dzień widzimisię, lecz że mogą mieć rację. Bo przecież skąd naprawdę wiadomo, że dwa i dwa to cztery? Lub że ludzie dawno temu nie polowali na dinozaury? Albo że przeszłość jest niezmienna? Jeśli zarówno przeszłość, jak i świat zewnętrzny istnieją wyłącznie w naszym umyśle, a umysł można kontrolować przez usłużne im media - co wtedy? George Orwell 2023 PiS to partia wariatów. Niegdyś oznaką szaleństwa było upieranie się, że Ziemia obraca się wokół Słońca; dziś wiara, że Polacy mają prawo sami decydować o tym, co jest w Polsce dobre, a co złe, nie zaś UE, Niemcy, Izrael czy Rosja. Tylko PiS w to konsekwentnie wierzy, mówią więc, że są wariatami, bo jakże tak można? George Orwell 2023

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (20)

Inne tematy w dziale Polityka