Camicus Camicus
126
BLOG

Autoplagiat, co w tym nagannego?

Camicus Camicus Społeczeństwo Obserwuj notkę 7

W Rzeczpospolitej były minister spraw zagranicznych i pracownik naukowy Jacek Czaputowicz w krótkim tekście zatytułowanym „Autoplagiat, czyli pałka na niepokornych naukowców” nie widzi nic nagannego w cytowaniu samego siebie. Być może taka opinie wynika z jego doświadczeń jako polityka, bo ci bardzo chętnie cytują samych siebie, poprzedzając wypowiedź zwrotem „a nie mówiłem” do czasu gdy zaczynają się wypierać tego, co mówili wcześniej.

W nauce jest trochę inaczej, bo wypowiedzi materializują się w formie publikowanego tekstu. Autor artykułu powołuje się na „jedną z gazet”, która zarzuciła kandydatowi w wyborach na dziekana na Wydziale Nauk Politycznych i Studiów Międzynarodowych Uniwersytetu Warszawskiego, że jego książka „w 32 proc. ma być splagiatowana”, co – jak zauważa Czaputowicz – polegało na „ponownym wykorzystaniu własnych prac tegoż kandydata.

Wyjaśnia czytelnikowi na czym polega plagiat, na przywłaszczeniu cudzego utworu i przedstawienia go jako własnego.

Zatem – pyta – czy w przypadku wykorzystania własnego utworu po raz kolejny można mówić o plagiacie. Porównując oba zjawiska - przywołuje przykład gwałtu i samogwałtu, „słowa niby podobne, jednak ich znaczenie i szkodliwość społeczna – inne” – stwierdza. Wszystko po to, aby minimalizować społeczną szkodliwość autoplagiatu. Czaputowicz nadmienia, że ponowne wykorzystanie własnego tekstu może naruszać umowę między wydawcą, a autorem, jednak na straży właściwych relacji i postępowania winny stać i stoją gremia środowiskowe, różnego rodzaju komisje. Stwierdza wprost: „Społeczność akademicka zabezpiecza się jednak przed takim „sztucznym” powiększaniem dorobku. Niezależni recenzenci, zwykle specjaliści w danej dziedzinie, prześwietlają dorobek kandydata, by określić, czy jest on wystarczający dla nadania stopnia naukowego. Recenzenci wyłapują wszelkie powtórzenia w publikacjach kandydata i uwzględniają je w swoich opiniach.”

Może powinni to czynić, ale niestety nie czynią. Bardzo często gdy osoba postronna zwróci uwagę na zjawisko autoplagiatu jest piętnowana, jest przedstawiana jako kalająca własne gniazdo. Recenzenci, którym wytknie się przymykanie oczu na takie nierzetelności naukowe stwierdzają, że wypowiadają się o dostarczonych tekstach, a akurat ten, w którym wykorzystano ponownie, a czasem częściej, wcześniejsze, obszerne fragmenty nie został przedstawiony do oceny przez kandydata na profesora czy dr habilitowanego.

Znam takie przypadki i sam doświadczyłem reakcji tzw. środowiska. Jeden z obrońców takiej naruszającej zasady etyki naukowej osoby, wręcz publicznie oświadczał, że ją osobiście zna, z nią współpracuje i za nią ręczy. Zapomniał dodać najważniejszego, że dobre znajomości między nimi nie przeszkadzają mu występować w roli recenzenta dorobku tej osoby. Jakoś do niego nie docierało, że od recenzenta oczekujemy nie znajomości z tą, poddawaną ocenie osobą, a znajomości jej dokonań naukowych. Żeby było lepiej to jeden z autoplagiatowanych pokaźnych fragmentów pochodził z dziełka, którego redaktorem naukowym była ta osoba występująca w roli recenzenta.

Zatem profesorze, ministrze, autoplagiat jest naganny, wiara, że będzie zwalczany siłą własną środowiska jest niczym innym jak zamiataniem sprawy pod dywan i ostracyzm środowiskowy nie wobec autoplagiatorów, bo tym żyje się dobrze, są zapraszani do gremiów oceniających innych, a wobec tych, którzy te nierzetelności wychwytują i piętnują. Przykleja im się łatkę „czepialskiego”, który nie wiadomo z czym może wyskoczyć.

A w przypadku uczelni publicznych czerpiących środki finansowe z budżetu państwa w sytuacji, gdy autoplagiator dostaje nagrody za takie kompilacje, mamy do czynienia z niczym innym jak oszustwem i kradzieżą.


Camicus
O mnie Camicus

"Nie lubię miasta! nie lubię wrzasków, I hucznych zabaw, i świetnych blasków, Bo ja chłop jestem — bo moje oczy Wielmożna świetność kole i mroczy."

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo