Wielka afera korupcyjna związana z Collegium Humanum, niemalże sprzedażą dyplomów MBA, niskim poziomem kształcenia na tych studiach oraz zasadami rekrutacji studentów nie powinna zaciemniać tego co się dzieje w uczelniach państwowych. A dzieje się źle.
1. Niski poziom nie tylko wiedzy, ale i posiadania umiejętności niezbędnych do studiowania przez studentów.
2. Nadmierna formalizacja zajęć w postaci syllabusów, które zamiast być przewodnikiem do studiowania danego przedmiotu stają się nierzadko dokumentem ograniczającym swobodę wykładowców. W ankietach oceniających prowadzone zajęcia studenci wypowiadają się czy "zajęcia były prowadzone zgodnie z syllabusem". Na kierunku zarządzanie zapytano studentów, którzy mieli już zaliczony kurs z ekonomii czy wiedzą kto to był Adam Smith, na co prowadzący zajęcia uzyskał odpowiedź, żę nie i że tego nie było w programie.
3. Studenci zamiast korzystać ze zdobytej wiedzy po usłyszeniu pytania zadanego przez wykładowcę pierwsze co robią to wpisują je w wyszukiwarkę internetową aby mieć gotową odpowiedź.
4. Co ciekawe, przekonania dotyczące rynku pracy powodują, że studenci przekonani są, że najważniejsza podczas studiów jest praca, bo tam jest praktyka, a na uczelni uczą tylko teorii. Jednak ta praktyka nierzadko nie tylko, że nie ma nic wspólnego ze studiowanym kierunkiem studiów, ale i często nie wymaga wyższych kwalifikacji.
5. W takiej sytuacji nierzadko studenci dają wykłądowcom do zrozumienia, że to, co oferuje uczelnia nie będzie im w przyszłości potrzebne. Mając świadomość, że to chyba bardziej uczelni zależy na studentach niż studentom na uczelni i wykształceniu, nie kłopoczą się zaliczeniami i egzaminami. Wykładowca oblewający studentów może liczyć się z koniecznością tłumaczenia przed zwierzchnikami. Na wielu kierunkach do rzadkości należą przypadki, że student jest usuwany z powodu niezaliczenia egzaminów, co jeszcze kilkanaście lat temu było na porządku dziennym.
6. Takie zjawiska powodują, że można spytać czy publiczne pieniądze na kształcenie wyższe są właściwie wykorzystywane. Czy nie należałoby nie tylko ograniczyć liczbę studiujących na wielu kierunkach, gdyż potrzebne do pracy zawodowej kompetencje powinni zdobyć w szkole średniej i na różnego rodzaju szkoleniach, ale i uświadomić studentom, że społeczeństwo daje im możliwość uzyskania wyższego wykształcenia, ale aby je uzyskać należy sprostać odpowiednim wymaganiom. Przede wszystkim zgodnie z tekstem ślubowania "„Ślubuję uroczyście, że będę wytrwale dążyć do zdobywania wiedzy i rozwoju własnej osobowości ..."
A w sytuacji, gdy dla wielu atrakcyjny jest sam status studenta, nierzadko życie w większym mieście, zagwarantowany akademik i imprezy, to o wytrwałości w dążeniu do wiedzy już się nie pamięta, a wykładowcy, którzy chcieliby jej wymagać wydają się tacy niedzisiejsi. Zatem czy w tym akcie ślubowania nie potwierdza się kontrakt między studentem a społeczeństwem finansującym edukację na poziomie wyższym. Niewywiązywanie się z tego kontraktu przez wielu studentów i niedopilnowanie tego wywiązywania się przez uczelnię, to nic innego jak marnowanie społecznych pieniędzy, zjawisko o większej skali niż afera w Collegium Humanum.
"Nie lubię miasta! nie lubię wrzasków,
I hucznych zabaw, i świetnych blasków,
Bo ja chłop jestem — bo moje oczy
Wielmożna świetność kole i mroczy."
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Społeczeństwo