Należę do pokolenia siedzącego okrakiem na polskim kalendarzu . Połowa życia w PRL, a druga w wolnej Polsce. W dzieciństwie lat `60 pierwszy dzień świąt Bożego Narodzenia to była obowiązkowo msza święta i czas spędzony z najbliższą rodziną. Dopiero w drugi dzień były odwiedziny. Oczywiście już w tym czasie w domu obecny był telewizor ze swoim programem. Restauracje, kawiarnie i sklepy były pozamykane. Dziś jest inaczej. Wróciłem ze spaceru po centrum Krakowa. Ulice pełne ludzi. Restauracje i kawiarnie otwarte dla klientów, Powozy czekają na chętnych.
Uważałem i uważam, że w te rodzinne święta ludzie mają prawo spędzić je z najbliższymi, choćby ten jeden dzień, drugi dzień w roku, to pierwszy dzień świąt wielkanocnych. Ale świat się zmienia, zmienia się społeczeństwo, to chyba nie tylko chęć zarobienia pieniędzy sprawia, że restauracje, sklepy i kawiarnie otwierają podwoje, ale i wielu młodych męczy się w swoim rodzinnym gronie. Być może wolą siedzieć za barem, podawać, nalewać, usługiwać. Jest ruch, jest gwarno, coś się dzieje. A przy okazji coś się zarobi. Nie to co w rodzinnym domu.
"Nie lubię miasta! nie lubię wrzasków,
I hucznych zabaw, i świetnych blasków,
Bo ja chłop jestem — bo moje oczy
Wielmożna świetność kole i mroczy."
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Społeczeństwo