cameel cameel
565
BLOG

Kremlowska Spluwaczka

cameel cameel Polityka Obserwuj notkę 3

Wczorajsza konferencja premiera Tuska była istotna tylko z jednego powodu.

Powodem tym było pytanie dziennikarza Andrzeja Stankiewicza, który jako pierwszy w Polsce postanowił docisnąć premiera w sprawie przyjęcia konwencji chicagowskiej, jako narzędzia do badania przyczyn katastrofy smoleńskiej.

Bardzo dobrze się stało, że to pytanie zostało zadane, ponieważ wczorajsza konferencja nie była wcale odpowiedzią na skandaliczny raport MAK, gdyż jak sam premier stwierdził, nie mamy zastrzeżeń do istotnych tez owego dokumentu.

Polskie władze (strasznie ciężko to pisać w kontekście marionetkowego rządu) przychylają się do teorii, według której pijany generał zmusił niedouczonych polskich pilotów do samobójczego lotu w nicość. Teoria ta nie jest dla mnie zaskoczeniem, ponieważ "zaprzyjaźnione" media przygotowywały na nią polskie społeczeństwo od pierwszych godzin 10 kwietnia 2010 (przypomnę tu chociażby występ "eksperta" Tomasza Szulca w TVN24 z 10.04.2010, w którym wyłożył w pełnej krasie teorię "naciskową", czy niezawodnego Tomasza Hypkiego, który także głosi ją od początku). 

Sam z resztą, na potrzeby "eksperymentu psychologicznego" (a jak wiemy od przedwczoraj, taki eksperyment może być dowodem w śledztwie) przyjąłem kiedyś w swoich rozważaniach rosyjską wersję wydarzeń i nawet wówczas nic nie tłumaczy nieracjonalnego zachowania pilota i milczenia załogi, do ostatnich chwil katastrofy.

Byłem ciekaw, przed konferencją MAK, czy zostanie rozwinięta bajeczka o morderczej brzozie, jednak ta kwestia została zmarginalizowana, przedstawiono natomiast kunszt rosyjskiej szkoły animacji w postaci "symulacji".

Samolot leci, piloci cały czas są pod presją (dowiedzioną przez wspomniany wczesniej "eksperyment psychologiczny"), by w kluczowym momencie, przed zderzeniem z morderczą brzozą (której w "symulacji" niestety nie ma) widzowie mogli zobaczyć wybite na pierwszy plan czerwone ostrzerzenia PULL UP oraz brak reakcji polskich pilotów (co oczywiście było prawidłowym zachowaniem, gdyż lotnisko w Smoleński nie było naniesione w systemie TAWS, ale o tym już rosyjscy "badacze" nie wspomnieli).

Sam moment katastrofy został niestety przez rosyjskich animatorów potraktowany po macoszemu. Być może winny był pośpiech, żeby zdążyć przed powrotem z urlopu premiera Tuska? W każydm razie, możemy zaobserwować, że samolot znajdując się bardzo blisko ziemi, obraca się na bok (nie na plecy!) i delikatnie upada, zachowując swój kształt pierwotny. Nie ma żadnego oderwanego skrzydła, nie ma obrotu w powietrzu, nie ma odchylenia od trajektorii lądowania, nie ma kilkusekundowego lotu bez skrzydła. Nie ma w końcu rozbicia na milion kawałków. Nie ma tego wszystkiego, co jest najistotniejsze w tej sprawie, czyli BEZPOŚREDNIEJ przyczyny katastrofy i masakry pasażerów. 

W zamian dostajemy informację o tym, że piloci nie posłuchali ostrzeżeń systemu TAWS.

W tle została wpleciona informacja o błędnym posługiwaniu się przez załogę wysokościomierzami.

Polscy "uwiarygadniacze" rosyjskich bajek animowanych twierdzą, że (cytuję, to nie żart): na jednym z wysokościomierzy (tym kluczowym), wysokość "przeskoczyła".

Jeszcze inni "uwiarygadniacze" twierdzą, że "polski dowódca zawiesił się psychicznie"

Wracając do wczorajszej konferencji. Polski premier także uwiarygodnił ustalenia rosyjskich animatorów, dołączając co prawda uwagi dotyczące kontrolerów, jednak za priorytet uznał "utrzymanie ocieplenia stosunków". Cała wczorajsza konferencja miała jeden zasadniczy cel i nie było to wcale odniesienie się do raportu MAK.

Wczorajszy występ miał przekonać opinię publiczną i zgromadzonych dziennikarzy do słuszności przyjęcia konwencji chicagowskiej. Premier zachwalał taki obrót rzeczy, twierdził, że dzięki temu uzyskaliśmy to, co mamy (nie wspomniał o tym, czego nie mamy), a także możemy się teraz odwołać od raportu MAK. Gdyby nie konwencja chicagowska bylibyśmy zdani wyłącznie na dobrą wolę Rosjan (teraz nie jesteśmy).

I w tym tonie upłynęła by cała konferencja, gdyby nie ostatnie, najważniejsze tego dnia pytanie, wspomnianego wcześniej Andrzeja Stankiewicza, który, jak sam przyznał, od dłuższego czasu poszukuje dokumentu, stwierdzającego procedowanie w tej sprawie według konwencji chicagowskiej. Premier pytany o ten dokument zrobił dziwną minę i stwierdził, że nie ma takiego dokumentu (sic!), dopytywany, czy w takim razie to Rosjanie narzucili nam sposób badania katastrofy smoleńskiej ogłosił, że "byliśmy świadomi, że tak się stanie".

To nie pierwszy raz, gdy premier unika deklaracji kto tak naprawdę zgodził się na kon. chicagowską, unikał tego pytania na spotkaniu z krewnymi ofiar katastrofy, wymijająco odpowiedział na to samo pytanie, zadane przez Monikę Olejnik.

Wczorajsze stwierdzenie o tym, że tak naprawdę, to nikt nie wybierał tej konwencji, tylko została ona nam narzucona, przekreśla cały PR-owy wysiłek włożony w obronę decyzji o przyjęciu kon. chicagowskiej, ponieważ żadnej decyzji nie było

Przynajmniej ze strony polskich władz.

Dlatego nieprawdziwe są takie tytuły. Nie można bronić czegoś, czego nie ma.

Potwierdził to także wczoraj wybitny polski dyplomata Radosław Sikorski, we wczorajszej "Kropce nad I", stwierdzając, że podstawa prawna broniona przez premiera, nie musiała być przyjmowana, ponieważ cały czas działała. 

Wyszło na jaw, że całe "śledztwo" od 10 kwietnia, do ogłoszenia raportu MAK było od początku, do końca kontrolowane przez Rosjan, a decyzję o takim sposobie procedowania podjęli sami Rosjanie, ograniczając się do "uświadomienia" o tym premiera Tuska.

Nie wiem czy można to ocenić inaczej niż zdrada polskiej racji stanu i wyparcie się przez premiera naszej suwerenności.

Brak zastrzeżeń do oplucia polskich pilotów, generała i śp. prezydenta przez generał Anodinę, oznacza, że od wczoraj oficjalnie zostaliśmy spluwaczką Kremla.

Jak można było  zaobserwować premier Tusk doskonale czuje się w takiej roli i nie ma zamiaru jej zmieniać.

cameel
O mnie cameel

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (3)

Inne tematy w dziale Polityka