Właśnie skończyłem oglądać relację w Polsat News (jedyna stacja, która transmitowała) z protestu pod domem generała Jaruzelskiego.
Chciałbym serdecznie podziękować wszystkim zebranym tam ludziom. Bardzo pocieszający jest fakt, że było tak dużo młodych twarzy, także kobiecych.
Nie mogłem niestety być z wami, ale podpisałem apel Razem 13. grudnia i gorąco kibicowałem wam, z nadzieją, że media pokażą chociaż część tak głośnego wydarzenia.
Bardzo emocjonalne przemówienia zasługują na szacunek za odwagę. To nie ten typ taniej odwagi, która każe "mówić to o czym inni myślą, ale boją się powiedzieć". Prawdziwa odwaga to powiedzieć to co się myśli, wiedząc że naraża się tym wielu ludziom.
Zarówno ludziom mediów, jak i ludziom władzy, którzy ostatnio bratają się z byłym dyktatorem.
Tym większy szacunek dla dziennikarzy, którzy własnym piórem i twarzą bronili dzisiaj wartości i prawdy.
Całe moje świadome życie, rozważając i obserwując działanie III RP, czyli wolnego i demokratycznego kraju (przynajmniej wg konstytucji) nie mogłem zrozumieć, że przez najpierw kilka, a potem kilkanaście lat "wolna" i "demokratyczna" Polska nie potrafi sobie poradzić z osądzeniem mordercy i namiestnika radzieckiego.
Niuansujący postać generała publicyści dziwią się skąd ta nagła temperatura polityczna wokół Jaruzelskiego. Rozemocjonowany Cezary Michalski dzisiaj w TVN24 nie mógł powstrzymać się od dostrzeżenia w tym niecnym proteście woli i inspiracji samego Jarosława Kaczyńskiego. A tymczasem nie byłoby wcale takiego zamieszania wokół tej postaci, gdyby nie ostentacyjne wręcz zachowanie obecnego prezydenta.
Obecnie w Polsce tylko na ulicy da się wykrzyczeć prawdę. I nawet nie wszystkie stacje to pokażą. TVN tradycyjnie w obawie przed transparentami, których ostatnio często jest niechlubnym bohaterem nie pokazała demonstracji ulicznej. Tymczasem w TVP(Inf)O (można już tak pisać? czy poczekać do nieuchronnego usunięcia "Antysalonu"?) pokazano "dokument" w którym o stanie wojennym opowiadał generał Kiszczak w gustownym sweterku, tłumacząc zawiłości i skomplikowany proces decyzyjny, który uratował przed rozlewem krwi (czyjej? bo chyba nie wszystkich?).
Radykalizacja nastrojów, o której pisałem niedawno, jest nieuchronna, w obliczu domknięcia obecnie systemu medialnego, przynajmniej w sferze telewizji i radia.
Nowe rozdanie, czyli telewizja cyfrowa, jest w rękach KRRiT i jej szefa, który "przypadkiem" jest dobrym znajomym Bronka i gości na imprezach na łonie natury.
Na szczęście nie zabronili (jeszcze?) protestować na ulicy, plan urlopów na przyszły rok jest już uzupełniony o przynajmniej dwie wycieczki do Warszawy.
Wbrew "analizom" pewnej pani profesor, katastrofa smoleńska i uczucia z nią związane nie spowodowała u mnie wcale "mniejszej gotowości do aktywnego protestu (udział w legalnych i nielegalnych manifestacjach, podpisywanie petycji, bojkot decyzji)", ale zdecydowanie zwiększyła tę aktywność, przenosząc ją dodatkowo z internetu w rzeczywistość.
To nie pierwszy raz okazuje się, że ktoś taki jak ja nie istnieje w analizach polskich socjologów i psychologów. Ostatnio po (świetnym skądinąd) przemówieniu Jarosława Kaczyńskiego, mogłem się dowiedzieć od niewysokiej, strasznie skrzeczącej pani profesor (której nazwiska nie zapamiętałem), że takie przemówienia są kierowane do ludzi o dwucyfrowym ilorazie inteligencji i że nie ma czegoś takiego jak osiągnięcia śp. Lecha Kaczyńskiego. Warto posłuchać tego przemówienia i zastanowić się nad słowami tej pani, która ma wpływ na promocję studentów na Uniwersytecie Warszawskim
"Po 10 kwietnia nasze badanie nie mogło być kontynuowane, bowiem okazało się, że symboliczna retoryka na tyle zdominowała publiczną przestrzeń, że przestała istnieć grupa kontrolna. Niemal wszyscy badani zaczęli przejawiać postawy charakterystyczne dla osób nastawionych na symboliczne myślenie.
Nie wiem, jak jest dzisiaj. Mam nadzieję, że nastąpiło pewne przesycenie symbolami, że większość społeczeństwa chce żyć wygodnie, zdrowo i wesoło."
To zakończenie tekstu pani profesor od budowania mostów.
Jej nadzieje się nie spełnią i symbole, zarówno te złe, jak generał Jaruzelski, jak i te dobre, jak Lech Kaczyński, znajdą swoje zgodne z rzeczywistością miejsce w historii kraju.
W przeciwnym wypadku nawet po śmierci generała (niech nam żyje sto lat i dłużej) emocje społeczne nie wygasną.
Zmusiłem się w zeszłym tygodniu, do obejrzenia rozmowy w TVP2 z generałem Jaruzelskim. Zadeklarował że będzie dzisiaj w domu, tak jak jest co roku, wbrew namowom swoich znajomych i bliskich, bo rozumie ludzi którzy protestują. Według relacji dziennikarzy Polsat News (a informowali o tym wielokrotnie) nie było go dzisiaj, był w szpitalu.
Inne tematy w dziale Polityka