Ustawa o służbie cywilnej i ustawa o pracownikach samorządowych zawierają wymóg, iżby urzędnicy "cieszyli się nieposzlakowaną opinią". Jednak tylko w tej pierwszej ustawie znajduje się dodatkowo zapis, iż jeśli urzędnik ten warunek przestanie spełniać, winien mu zostać rozwiązany stosunek pracy. Co do urzędników samorządowych takich wskazań brak. Skutek jest taki, że cały ten wymóg jest w samorządach traktowany jak powietrze: ani nie słychać, by z uwagi nań ktoś nie został do pracy przyjęty, ani by został z niej zwolniony. Nie jest też w praktyce zgłębiane jego znaczenie, tym bardziej, że w odróżnieniu od służby cywilnej (czyli urzędników administracji rządowej), samorządy nie dopracowały się dotąd kodeksu etyki urzędniczej. Zapowiadano go po aferze Rywina, gdy na fali deklaracji walki z korupcją stworzono np. CBA. Ale potem strach minął.
Niemniej jednak zapis ustawowy jest. A my na uniwersytetach ciągle uczymy dziatwę o założeniu racjonalności ustawodawcy, czyli by nie przyjmować, że przepis jest po prostu głupi, lecz by heroicznie doszukiwać się w nim jakiegoś sensu.
I oto zdarzyło się niedawno w Krakowie, że zatrudniony został na szefa bodaj największego z zakładów komunalnych niejaki Jan T., który kilka lat temu został z bliźniaczej posady w tejże gminie z hukiem wylany w okolicznościach, które sprawiły, że na przestrzeni lat ok. 2008-15 wszczęto przeciwko niemu 12 postępowań przygotowawczych. Wachlarz zarzutów jest spory - nadużycia, kosztowne zaniedbania, łapówki, chędożenie podwładnych, no jak to zwyczajnie u menedżerów wyższego szczebla bywa.
Ta ponowna nominacja zdumiała wielu. Mnie np. dlatego, że miewam styczność z osobami uwikłanymi w wiele postępowań sądowych na raz i wiem, że osoby te praktycznie nie są w stanie myśleć o niczym innym niż o owych mnogich postępowaniach. Wynikający stąd stres pochłania całą ich psychikę. Zaś Jan T. ma tych spraw aż 12. A mimo tego to on został przez prezydenta miasta uznany za męża opatrznościowego co do przygotowania przyszłorocznych Światowych Dni Młodzieży.
Nie jest jednak moim zamiarem zgłębianie prezydenckiego sumienia ani pod kątem aksjologicznym, ani ontologicznym że tak powiem. Wiem też, że istnieją powiązania silniejsze niż najbardziej nawet namiętna miłość. Mnie interesuje wywód mający wykazać, że Jan T. cieszy się nieposzlakowaną opinią. Otóż prezydent stwierdził, że zasięgał w tej mierze opinii wybitnych karnistów, zaś ci orzekli, że Jan T. taką opinią się cieszy, albowiem żadne z w/w postępowań jeszcze się nie zakończyło prawomocnym wyrokiem skazującym.
Zawsze mnie fascynowało to proste, kapralskie postrzeganie zagadnień z perspektywy wyłącznie prawa karnego. Przypominam sobie np, jak to swego czasu ciągano po sądach śp. Lecha Kaczyńskiego za to, że nazwał pewnego kapciowego przestępcą, a kapciowy nie miał wtedy prawomocnego wyroku skazującego. I nikogo z wybitnych a zabierających wówczas głos karnistów nie zastanowiło, że zatem nie wolno nazwać przestępcą np. A. Hitlera, bo i on wyroku nie ma. A skoro nie ma on wyroku, to konsekwentnie także cieszy się nieposzlakowaną opinią.
To rozumowanie ma jeden podstawowy defekt: wymóg cieszenia się nieposzlakowaną opinią jest w ustawach urzędniczych sformułowany osobno od wymogu bycia niekaranym. Ewidentnie zatem muszą to być różne kwestie.
Ja jednak uważam, że Jan T. ten wymóg spełnia. Otóż po pierwsze, należy zauważyć, że ustawa nie wymaga, by ktoś nieposzlakowaną opinię posiadał, lecz by się nią "cieszył". A bez wątpienia Jan T. cieszy się z całego serca nieposzlakowaną opinią posiadaną np. przez jego małżonkę lub przez jego patrona, św. Jana. Na marginesie, literalnie rzecz ujmując nie powinna zatem zostać urzędniczką kandydatka, która wprawdzie nieposzlakowaną opinię posiada, lecz się nią nie cieszy....
Po drugie, ustawa nie precyzuje także, kto ma być takowej opinii wyrazicielem. Wcale zatem nie musi to być krakowska opinia publiczna, równie dobrze może to być pojedyncza opinia prezydenta miasta.
Po trzecie, sformułowanie ustawowe może być też tak rozumiane, iż kandydat cieszy się, że istnieje w sensie ogólnym pojęcie oraz zjawisko nieposzlakowanej opinii, niezależnie od tego, kogo ona dotyczy i kto ją w danym przypadku wyraża.
W konkluzji można - i to w wielu aspektach - przyjąć, iż kandydat Jan T. "cieszył się nieposzlakowaną opinią" i zatem zasługiwał na upragnione stanowisko. Niesłusznie zatem prezydent ostatecznie ugiął się i po kilku dniach Jana T. zwolnił. Niesłusznie jest on też za całą tą historię obwiniany. Przeciwnie bowiem, historia ta ukazuje go jako człowieka słownego: Obiecał Krakowowi igrzyska i dał Krakowowi igrzyska.
Stefan Płażek, 14 sierpnia 2015 r.
Inne tematy w dziale Polityka