Istnieje podobno jakaś specjalna komórka Policji która zajmuje się rozwiązywaniem zagadek kryminalnych nie rozwikłanych przed laty w ówczesnym stanie wiedzy.
Od czasu do czasu uświadamiam sobie że i mnie nurtują pytania natury kryminalnej z naszej nieodległej przeszłości, na które nie umiem znaleźć odpowiedzi. Ponadto nie wiadomo mi nawet, by ktoś w tych akurat sprawach próbował szukać wyjaśnień mimo, że nie są one pozbawione doniosłości.
Nie chodzi mi o sprawy takie jak śmierć prof. Waleriana Pańki czy (toutes les poroportions gardees) p. Ireneusza Sekuły, bo nie chcę się znęcać nad Policją która – tak przypuszczam - naprawdę nie ma prawa znaleźć sprawców morderstw założycielskich naszego obecnego systemu politycznego i gospodarczego. Zresztą, te kotlety już wielokrotnie odgrzewano w mediach, ze skutkiem zerowym. Za kilkadziesiąt lat być może dowiemy się, że od 1989 roku działało jakieś bezkarne komando (albo i kilka) funkcjonariuszy minionego systemu sprzątające ludzi zbyt dociekliwych, albo napompowanych niewłaściwym faktami. Ale wtedy owi kustosze niepamięci narodowej będą już odpoczywali na łonie Abrahama, że się tak wyrażę.
Przedstawię natomiast dwa zdarzenia, które niedawno mi się przypomniały, w nadziei że odezwie się ktoś posiadający wiedzę o ich kulisach.
1. Krótko po ogłoszeniu stanu wojennego w jednym ze swych oficjalnych przemówień gen. W. Jaruzelski wyraził się mniej więcej tak, że ludzi, którym system się nie podoba, chętnie wyśle on za granicę, a mało tego, jest już nawet pewien kraj z którym w tej sprawie prowadzone są rozmowy i który chętnie tych ludzi przyjmie oraz zagospodaruje.
Pamiętam również, że zaraz potem pojawiły się wzmianki podobnej treści w reżimowej prasie, ale tam też nazwy owego kraju chętnego jakoby do przyjmowania przymusowo deportowanych ludzi nie podano. Jednak w tym samym czasie pojechała do Socjalistycznej Republiki Mongolii delegacja Sądu Najwyższego na czele bodaj z prezesem W. Berutowiczem, uzgadniać podobno jakąś ważną dla obu państw kwestię. A ponadto pamiętam, że byłem krótko potem na mszy św, na której czytano czyjś list pasterski protestujący przeciwko tym banicyjnym planom rządu. Sprawa była zatem publiczna.
To, co mnie nurtuje, to pytanie, na ile owe plany ówczesnego reżimu były zaawansowane. I czy rzeczywiście chodziło o Mongolię. Ponadto – jeśli te plany były prawdziwe, to dlaczego ich przygotowywanie nikogo prawnie ani nawet moralnie dotąd nie obciąża. I jak te plany miały się do obecnych zapewnień gen. Jaruzelskiego, że wprowadzając stan wojenny chciał on chronić Polaków.
Jak napisał S.I. Lec, w jednych krajach banicja jest najwyższą karą, w innych natomiast powinni o nią walczyć co najświatlejsi obywatele. Myśl to błyskotliwa, jednak nie uwzględnia tego, że niektóre co paskudniejsze reżimy potrafią krzywdzić ludzi równocześnie na dwa przeciwstawne sposoby - jednych przymusowo deportując, a innym odmawiając prawa emigracji.
2. Jakieś kilkanaście lat temu w okresie przygotowywania rocznego rozliczenia PIT gruchnęła w narodzie wieść, że od podstawy opodatkowania można sobie odliczać wszelkie darowizny, uczynione w minionym roku na czyjąkolwiek praktycznie rzecz. Była to wiadomość na pozór kompletnie niewiarygodna, no bo w imię czego fiskus miałby w tak dziecinnie łatwy sposób umożliwiać każdemu Polakowi wymiksowanie się z podatku dochodowego praktycznie do zera. Jednak okazała się ona prawdziwa. I wtedy cały nasz naród zaczął sporządzać antydatowane umowy darowizny na dowolnie wysokie kwoty. Okres składania tych PIT-ów pamiętam jako okres powszechnej szczęśliwości, której – przyznaję – i ja uległem. Każdy Polak odebrał nadpłacony w ciągu minionego roku podatek, no w ogóle święto lasu. Fiskus nawet się nie bronił, coś tam bąkał że będzie sprawdzał prawdziwość tych darowizn, ale wszyscy już wiedzieli z oficjalnych porad prasowych, że nie będzie miał jak. Prasa drukowała nawet wzory umów darowizny, żeby ludziom łatwiej było te fałszerstwa wyczyniać. Dochodziło do jakichś zupełnie kabaretowych sytuacji, gdy ludzie darowywali sobie niby jakieś tam sumy nawzajem. I to prawnie działało! No, nie zdaliśmy wtedy egzaminu jako obywatele. Ale też nie pamiętam np. protestów jakichś ekonomicznych autorytetów.
Dopiero potem przyszła refleksja, że przecież stało się jakieś wielkie świństwo. Że Skarb Państwa na mocy jakiegoś zupełnie nie mającego racjonalnego sensu przepisu został przez cały naród zgodnie ograbiony na ogromne zapewne sumy. Pytałem następnie wielu specjalistów finansowych, jaka była ratio legis owej ulgi podatkowej. I nikt absolutnie nie wiedział. Nie miało to związku ani np. z polityką prorodzinną, ani z popieraniem jakichś społecznie ważnych celów – no z niczym. Ulgę tą zresztą w następnym roku praktycznie w całości zlikwidowano. Ale dowiedziałem się jeszcze jednego: ulga ta obowiązywała parę lat wcześniej, tylko jakoś nie doszła do masowej świadomości. Więc teraz możliwe są dwa wyjaśnienia. Jedno, że na skutek jakieś szalonej głupoty, wyjątkowej nawet jak na naszego ustawodawcę, doszło do ustanowienia tak szkodliwego dla państwowych finansów przepisu.
Drugie, że nie było to działanie nieświadome. Co jak co, ale przepisy o ulgach podatkowych zawsze są pisane ze specjalną uwagą i oszczędnością. Więc być może owa ulga została uczyniona poufnie, dla niektórych osób wtajemniczonych, coś jak „lub czasopisma”. A po jakimś czasie sprawa się wysypała. Jeśli tak, to fiskus powinien był niezwłocznie zbadać, kto w latach bezpośrednio poprzedzających ową ogólnonarodową akcję darowizn korzystał z tej ulgi. Czy badanie to uczyniono? Jestem dziwnie pewny że nie. Być może okazało by się wtedy, że głównych złodziejów należy szukać w Ministerstwie…
Bardzo bym chciał i na ten temat czegoś więcej się dowiedzieć. Być może znajdzie się jakiś dociekliwy agent Molder lub agentka Scully, którzy nam wyjaśnią , kim byli ci kosmici.
Stefan Płażek, Kraków 27 grudnia 2012 r.
Inne tematy w dziale Rozmaitości